Выбрать главу

Zastanowił się. Teyn. Słyszał to słowo na Worlornie już ze sto razy.

— Przyjaciel? — spróbował zgadnąć.

— Betheyn bardziej jest żoną niż teyn przyjacielem — odparł Ruark. — Musisz lepiej poznać światy zewnętrzne, Dirk. Nie. Betheyn to starokavalarskie słowo używane w odniesieniu do kobiety, strzeżonej żony, połączonej z mężczyzną więzami nefrytu i srebra. Nie przeczę, że w nefrycie i srebrze może być wiele uczucia, wiele miłości, tak. Ale wiesz co, to słowo, słowo ze standardowego terrańskiego, nie ma odpowiednika po starokavalarsku. Ciekawe, hę? Czy mogą kochać, jeśli nie mają słowa na określenie miłości, mój przyjacielu t’Larien?

Dirk nie odpowiedział. Ruark wzruszył ramionami, pociągnął kolejny łyk i mówił dalej:

— No cóż, to nieważne, ale zastanów się nad tym. Mówiłem o nefrycie i srebrze i, tak, u Kavalarów tym więzom często towarzyszy miłość. Miłość betheyn do związanego dumą, a czasami również związanego dumą do betheyn. A jeśli nie miłość, to przynajmniej sympatia. Ale nie zawsze i niekoniecznie! Rozumiesz?

Dirk potrząsnął głową.

— Kavalarskie więzy opierają się na obyczaju i zobowiązaniach — ciągnął z ożywieniem Ruark, pochylając się do przodu. — A miłość jest mało istotnym elementem. To gwałtowny lud, mówiłem ci. Poczytaj historię, poczytaj legendy. No wiesz, Gwen spotkała Jaana na Avalonie i ich nie przeczytała. A przynajmniej za mało. Był Jaanem Vikarym z Dumnego Kavalaanu i cóż to takiego było, jakaś planeta? Nic na ten temat nie wiedziała. Prawda. Ich sympatia pogłębiała się, można ją nawet nazwać miłością, jeśli chcesz, a potem zdarzył się seks, Jaan ofiarował jej nefryt i srebro wykute w jego wzór i nagle stała się jego betheyn, nadal nie wiedząc, co to znaczy. Była w pułapce.

— W pułapce? Dlaczego?

— Poczytaj historię! Czasy przemocy na Dumnym Kavalaanie dawno już minęły, ale kultura się nie zmieniła. Gwen jest betheyn Jaana Vikary’ego, strzeżoną żoną, jego żoną, tak, jego kochanką, a także czymś więcej. Własnością i niewolnicą, tym również, a także darem. Jego darem dla Zgromadzenia Ironjade, za który kupił sobie dumne imiona, tak. Musi rodzić dzieci, jeśli jej rozkaże, czy tego chce, czy nie. Musi mieć Garse’a za kochanka, także czy tego chce, czy nie. Jeśli Jaan zginie w pojedynku z mężczyzną ze schronienia innego niż Ironjade, Braithem albo Redsteelem, ona przypadnie tamtemu mężczyźnie jako łup, własność, stanie się jego betheyn albo zwykłą eyn-kethi, jeśli zwycięzca nosi już nefryt i srebro. A jeżeli Jaan umrze śmiercią naturalną albo zginie w pojedynku z innym Ironjade’em, Gwen stanie się własnością Garse’a. Jej wola w tej sprawie nie ma żadnego znaczenia. Kogo obchodzi, że ona go nienawidzi? Nie Kavalarów. A kiedy Garse umrze, hę? No cóż, gdy nadejdzie ten czas, Gwen stanie się eyn-kethi, rozpłodową kobietą schronienia, na zawsze poniżoną, należącą do wszystkich kethi. Kethi to znaczy w przybliżeniu „bracia ze schronienia”, „mężczyźni z rodziny”. Zgromadzenie Ironjade jest bardzo dużą rodziną, liczy sobie wiele tysięcy mężczyzn i wszyscy oni będą mogli ją mieć. Jak to nazwała Jaana, swoim mężem? Nie, on jest jej dozorcą. On i Garse. Być może są kochającymi dozorcami, jeśli uważasz, że tacy jak oni potrafią kochać naprawdę, tak jak ty czy ja. Jaantony szanuje naszą Gwen i nic w tym dziwnego, bo jest teraz high-Ironjade’em, ona jest jego betheyn, jego darem, a gdyby umarła albo go opuściła, zostanie fre-Ironjade’em, wykpiwanym starcem o pustych ramionach, pozbawionym głosu w radzie. Ale nadal pozostaje jego niewolnicą, a on jej nie kocha. Od Avalonu minęło już wiele lat, jest teraz starsza i mądrzejsza, więc wszystko rozumie.

Te ostatnie słowa Ruark wygłosił jednym tchem, pełnym furii głosem. Wargi mu pobielały.

Dirk zawahał się.

— Mówisz, że on jej nie kocha?

— Związany dumą kocha swą betheyn tak, jak ty kochasz swoją własność. Nefryt i srebro to mocne więzy, nie można ich złamać, ale opierają się na posiadaniu i zobowiązaniach. Nie na miłości. Tę lokuje się gdzie indziej. Jeśli Kavalarzy w ogóle znają takie uczucie, to jest ono skierowane do wybranego brata, tarczy i pokrewnej duszy, kochanka i bliźniaczego wojownika, zawsze lojalnego dawcy przyjemności, na całe życie połączonego najsilniejszą więzią.

— Do teyna — wymamrotał Dirk lekko odrętwiałym głosem. Jego umysł pracował jednak jak szalony.

— Do teyna! — Ruark kiwnął głową. — Kavalarzy, choć są tak gwałtowni, bardzo cenią poezję. Bardzo często opiewa ona teynów, więzy żelaza i świecika, a nigdy srebra i nefrytu.

Wszystko zaczynało się układać w całość.

— Chcesz mi powiedzieć — zaczął Dirk — że ona i Jaan się nie kochają, że Gwen jest właściwie niewolnicą. W takim razie dlaczego nie odejdzie od niego?

Pucołowata twarz Ruarka zaczerwieniła się nagle.

— Odejdzie? Czysty nonsens! Zmusiliby ją do powrotu. Związany dumą musi strzec i chronić swoją betheyn. I zabić każdego, kto spróbuje mu ją ukraść.

— I wysłała mi klejnot…

— Gwen ze mną rozmawia i ja o tym wiem. Jaka inna nadzieja jej pozostała? Kavalarzy? Jaantony zabił już dwóch w pojedynkach. Żaden z nich jej nie dotknie, a nawet gdyby to zrobił, to co by to dało? Ja? Czy ja mogę być nadzieją? — Dotknął swego ciała miękkimi dłońmi i machnął lekceważąco ręką. — Ty, t’Larien, jesteś nadzieją Gwen. Jesteś jej coś winien. Kiedyś ją kochałeś.

Dirk usłyszał własny głos, który zdawał się dobiegać z daleka:

— Nadal ją kocham.

— To świetnie. Pewnie wiesz, że Gwen… chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, ale myślę… że ona też coś do ciebie czuje. To, co kiedyś. A nigdy nie czuła tego do Jaantony’ego Riv Wolfa high-Ironjade’a Vikary’ego.

Trunek — niezwykłe, zielone wino — podziałał na Dirka silniej, niż można się było spodziewać. Wypił tylko jedną szklankę, jedną, wysoką szklankę, a pokój zawirował wokół niego w niezwykły sposób. Z trudem trzymał się prosto. Usłyszał niewiarygodne rzeczy i zaczął się nad tym zastanawiać. Najpierw pomyślał, że to, co mówi Ruark, nie ma sensu, lecz potem dostrzegł go w tych słowach aż nazbyt wiele. Kimdissianin wszystko mu wytłumaczył i zrozumienie oślepiło go olśniewającym blaskiem. Wiedział, jak musi postąpić. Pokój kołysał mu się przed oczami. Raz robiło się w nim ciemno, a potem jasno, ciemno, a potem jasno. W jednej chwili miał niezachwianą pewność, a w następnej tracił ją całkowicie. Co musi uczynić? Coś, coś dla Gwen. Musi poznać prawdę, a potem…

Uniósł dłoń do zasłoniętego siwo-brązowymi lokami czoła. Zrosiły je kropelki potu. Ruark wstał z nagłym niepokojem na twarzy i zawołał:

— Och, wino ci zaszkodziło! Czysty dureń ze mnie! To moja wina. Trunek ze światów zewnętrznych i avaloński żołądek, tak. Musisz coś zjeść, to ci pomoże. Zjeść.

Oddalił się pośpiesznie, potrącając po drodze doniczkową roślinę. Czarne wrzeciona liści zakołysały się i zatańczyły w powietrzu.

Dirk siedział bez ruchu. Z oddali dobiegał go stukot talerzy i garnków, ale nie zwracał na to uwagi. Marszczył nadal spocone czoło, pogrążony w myślach, które jednak przychodziły do niego z trudem. Logika zdawała mu się wymykać, a nawet najprostsze kwestie traciły sens, kiedy tylko się im przyjrzał. Drżał, gdy umarłe marzenia budziły się do nowego życia, lasy dławców więdły w jego umyśle, a nad na nowo rozkwitłymi puszczami najjaśniejszego dnia Worlornu gorzał olśniewającym blaskiem Krąg. Mógł do tego doprowadzić, wymusić to, obudzić śpiące uczucia, położyć kres długiemu zmierzchowi, mieć Jenny, swoją Guinevere, na zawsze u swego boku. Tak. Tak!