Выбрать главу

Jednakże dziwne było co innego. W odległym kącie, na drewnianym pomoście obok wehikułu czasu, krzątała się czworonożna kudłata postać. Najpierw myślałem, że to stary wyleniały niedźwiedź, i zacząłem się cofać.

Ale już w następnej chwili wyjaśniło się, że trafiliśmy na o wiele większego zwierza. Był to nie kto inny jak Amwrosij Ambruazowicz Wybiegałło.

— A… dobry wieczór, Amwrosiju Ambruazowiczu… — powiedział zakłopotany Louis Iwanowicz. — Czym mogę służyć?

Wybiegałło sztywno podniósł się z kolan i zmierzył nas wcale nie speszonym spojrzeniem.

— Ja, znaczy się, zgubiłem pewien przedmiocik — oświadczył. — Obcy często tutaj bywają, nes pa?

Zakłopotany Siedłowoj spojrzał na Korniejewa. Witka uroczyście podniósł trzymany za pasek zegarek.

— Nie ten przedmiocik?

— Ma mątr![2] — zakrzyknął Wybiegałło, szybko kierując si w naszą stronę. — Mój zegarek, tak! Nieładnie, wiecie, młody człowieku! Należy prowadzić się moralnie!

Zręcznie wyszarpnął zegarek z palców Witki i sapiąc, zaczął zapinać go na prawym przegubie — na lewym miał inny zegarek. Szło mu kiepsko, ponieważ pasek był wyraźnie za krótki, może nawet na kobiecą czy dziecinną dłoń.

— Jaki wstyd — powiedział Wybiegałło, nie przerywając prób — że w murach naszego instytutu… Tak. Nazywacie się Korniejew?

Witka pozieleniał, a ja pojąłem, że zaraz zacznie się coś strasznego.

— Amwrosiju Ambruazowiczu — wtrąciłem się szybko — skąd pan ma taki dziwny przedmiot? Czy to pański wynalazek?

Wybiegałło schował zegarek do kieszeni i podparł się pod boki.

— Wasze pytanie, mą szer, jest przedwczesne i prowokacyjne. My je gniewnie odrzucamy. Jutro o jedenastej jest rada naukowa, proszę przyjść, zaspokoi pan ciekawość.

Odwrócił się do Siedłowoja i ciągnął bardziej dobrodusznym tonem:

— Wracam do siebie, patrzę: Nie ma zegarka. Że perdiu![3], proszę nie brać do siebie, ma mątr! Gdzie, myślę? Tutaj, u pana, bez wątpienia! Myślałem sobie, że wrócę, a on będzie tu leżał, czekał na właścicela! A tu nic!

— Towarzyszu Wybiegałło — odezwał się lodowatym tonem Korniejew — a co robiliście w laboratorium Louisa Iwanowicza?

Amwrosij Ambruazowicz zerknął na Witkę.

— Wasze pytanie, młodzieńcze, jest mało adekwatne! Wolno by je było zadać towarzyszowi Siedłowojowi, ale nie wam. Na dodatek po tej wątpliwej historii z zegarkiem!

Korniejew uzupełnił swą zieleń plamami i zniknął. Mgnienie oka później z korytarza doszły nas takie dźwięki, jakby ktoś wściekle wyrywał włosy z czyjejś kłaczastej brody. Chwilę później Witka teleportował się z powrotem, nieco spokojniejszy, ale do normalnego koloru nie wrócił. Najśmieszniejsze było to, że dźwięki z korytarza nie ucichły — widocznie nie usatysfakcjonowany krótkotrwałością kaźni dubleta Wybiegałły, Korniejew stworzył własnego dubleta, który kontynuował egzekucję.

— Amwrosiju Ambruazowiczu… ja też jestem ciekaw… czemu zawdzięczam pańską wizytę… — słabym głosikiem powiedział Siedłowoj.

— Dobrze! Nie uchylamy się od rzetelnych pytań, a na wszelkie knowania mamy pełne godności odpowiedzi! — Wybiegałło położył dłoń na ramieniu Siedłowoja, aż ten nieco przysiadł. — Szer moj ami, Iwanyczu! Jak pan pamięta, jeszcze w ubiegły roku rozmawialiśmy o wspólnych doświadczeniach i wspólnym wykorzystaniu sprzętu! W celu zaoszczędzenia środków i podniesienia wydajności.

— Wtedy, gdy potrzebowałem autoklawu? — zapytał Siedłowoj, mrugając. — Ale… sądziłem, że będzie mnie pan powiadamiał… mimo wszystko to kosztowne urządzenia…

— Wu zawe tor![4] — oświadczył Wybiegałło. — Każdemu… dan-fan[5]— błysnął w moją stronę oczami — powierza pan sprzęt! A we mnie pan wątpi?

— Nie, ale…

— Wspomnę o pańskim udziale w moim genialnym eksperymencie. Mniej więcej — zakomunikował Amwrosij Ambruazowicz. — Może pan być pewien. Natomiast całe to papierkowe zawracanie głowy, tak nam utrudniające pracę, odrzucimy jako biurokratyzm i asekurantyzm!

Louis Iwanowicz zamrugał. Wyglądało na to, że był człowiekiem miękkim i mocno zakompleksionym z powodu osobistej usznej roślinności.

— Tak, ale… — wykrztusił.

Tymczasem hałas w korytarzu ucichł, a w drzwiach pojawił się dublet Korniejewa.

— Z uszu też wyrywać? — zapytał.

— Oczywiście — mściwie odpowiedział Witka.

Dublet zniknął, a hałas pojawił się ponownie, rzekłbym nawet, że silniejszy.

— To są haniebne intrygi — powiedział Wybiegałło, zezując na drzwi. Choć dureń i podlec, życiowego instynktu nie zatracił.

— O czym pan…? — bezgranicznie uprzejmie zapytał Witka. Wybiegałło wzdrygnął się i wymamrotał, zwracając się wyłącznie do Siedłowoja, a nas kompletnie ignorując:

— De rjen[6], Louisie Iwanowiczu. Proszę przyjść jutro na radę naukową. A demę[7].

Hałas na korytarzu ponownie ucichł i ponownie pojawił się dublet Witki. Miał niepewne spojrzenie, jak każdy dobrze wykonany dublet, który wypełnił zadanie, ale nie jest do końca usatysfakcjonowany. Otworzył usta, zamierzając o coś zapytać, ale nagle dojrzał Wybiegałłę, rozpromienił się i skierował w jego stronę. Wybiegałło zaczął się cofać. Korniejew tęsknie przyglądał się chwilę jednoznacznemu przemieszczaniu się dubleta, jego podwiniętym rękawom, a potem westchnął i strzelił palcami. Dublet rozpłynął się w powietrzu.

— Za haniebne dyfamacje… — wymamrotał z ulgą Wybiegałło i szurając walonkami, wyszedł.

— Mimo wszystko, jak sądzę, szanowny Amwrosij Ambru-azowicz niezupełnie ma rację — nieśmiało powiedział Siedłowoj. — Czyż nie tak, młodzieży?

Korniejew spojrzał na niego i westchnął:

— Takich jak Wybiegałło należy złapać za kołnierz i drzeć sierść z uszu. To pewne, Louisie Iwanowiczu. Na pańskim miejscu…

Siedłowoj spurpurowiał.

— Sierść, młody człowieku, to nieszczęście ogólne i nie warto tak tego akcentować.

Witka zmieszał się.

— Gdyby to był po prostu dureń, cham albo podlec — powiedziałem. — Lecz to przecież wszystko razem, w jednym flakoniku.

— Louisie Iwanowiczu, nie ma wątpliwości, że Wybiegałło za pomocą pańskiej maszyny przyniósł zegarek z wyobrażonej przyszłości — rzekł Korniejew. — 1 jak sądzę, nie tylko zegarek.

— Nie ma w tym żadnego przestępstwa. Dziwne tylko, że znalazł świat, gdzie podobne wynalazki są realne.

Witka ruszył do wehikułu czasu. Obejrzał go, niemal obwą-chał, dotknął jakichś zębatek i pokiwał głową.

— Muszę ulepszyć wygląd zewnętrzny — szybko powiedział Siedłowoj. — Design, tak, jeżeli się nie mylę, dzisiaj się mówi. W takiej postaci niezręcznie byłoby pokazać go dziennikarzom. Ale sam wehikuł jest całkowicie sprawny!

Przeżytki przeszłości mimo wszystko wypełniały jego świadomość.

— Louisie Iwanowiczu — zaczął Witka — czy można określić, gdzie myszkował Wybiegałło?

— Nie, mój przyjacielu — westchnął Siedłowoj. — Pracuję nad autopilotem, ale na razie… Trzeba zapytać Amwrosija Am-bruazowicza.

— Akurat odpowie. — Witka wyprostował się. — Tak. Wychodzi ciekawy rozkład. Saszka, trafiłeś przynajmniej na jeden realny świat?

вернуться

2

Mój zegarek! (fr.)

вернуться

3

Zgubiłem (fr.).

вернуться

4

Nie ma pan racji! (fr.)

вернуться

5

Dziecko (fr.)

вернуться

6

Proszę nie dziękować (fr.).

вернуться

7

Do jutra (fr.).