Выбрать главу

W Radzie Bezpieczeństwa po prostu nie mogli nie pomyśleć o Wędrowcach i o tych, do których mógł być przeznaczony komunikat. Były podstawy, aby za realny uważać również odwrotny przekaz z Ziemi na zewnątrz, a to znaczy, że istniała szansa dokładnego określenia obiektów cieszących się szczególnym zainteresowaniem Wędrowców. Rudolf Sikorski wszedł do kierownictwa światowej Rady z zaleceniami przygotowania tak zwanej operacji „Zwierciadło” i przy pomocy leaderów i fizyków-przestrzeniowców zamierzano wykryć konkretne jednostki podtrzymujące międzyprzestrzenną komunikację. Przygotowania do tej gigantycznej akcji prowadzono w najgłębszej tajemnicy: podjęto nawet kroki zmierzające do ukrycia celów operacji przed readerami. Fizycy również nie do końca wiedzieli, czym właściwie się zajmują; obiecali mimo to przygotować w najbliższym czasie niezawodny i przenośny detektor nowego pola…

Operacja nie zdążyła się rozwinąć, kiedy w maju 36 roku w Instytucie Fizyki Przestrzeni miała miejsce katastrofa, której przyczyn przekonująco nie udało się wyjaśnić. Twórcy detektora — sam Niewstrujew, jego żona Helga Jaszmaa i cała grupa naukowa w pełnym składzie — ni to zginęli, ni to zniknęli, a powstała już aparatura została całkowicie zniszczona. Niemal jednocześnie Rada Bezpieczeństwa dowiedziała się, że biologiczna składowa „pola łączności” przestała być przez readerów wykrywana. Pierwsza runda zmagań, reasumuje Tim Wanderer, zakończyła się remisem.

W tym samym roku doszło do kataklizmu na Tęczy. W późniejszych komunikatach wśród ludzkich tragedii i dramatycznych szczegółów ewakuacji i restauracji jakoś niezauważalnie zaginęło pytanie: Właściwie dlaczego groźna i niezwalczona Fala zatrzymała się i uległa autodestrukcji, niemal osiągnąwszy równik planety? A niby dlaczego nie? — zapyta pozbawiony uprzedzeń Ziemianin i natychmiast powoła się albo na niemożliwe do przejścia gęstwiny ówczesnej zero-teorii, albo na najbanalniejszy, ale zupełnie dopuszczalny cud fizyczny. Ale oto Leonid Gorbowski i znany wielu ludziom Kamil już wtedy, jak sądzi autor, nie wierzyli ani w braki w teoriach fizyki, ani w dziwactwa losu. Co prawda Leonid Andriejewicz nie za bardzo chciał się dzielić swoimi wątpliwościami, a argumentacja Kamila, nawet jeśli zniżał się do niej, tylko dla niego była zrozumiała.

37 rok to znalezisko na Saule i początek sprawy „podrzutków”. Wydarzenia na Saule interesują T. Wanderera nie w aspekcie progresorskim i nawet nie w związku z zagadką Saula Repnina, ale wyłącznie z powodu znalezienia tam przez grupę Prianisznikowa zero-przejść i szosy łączącej je z pojazdami. Właściwie żadnych danych o możliwości zastosowania całej tej techniki do jakichkolwiek eksperymentów z aborygenami Ziemianie po prostu nie zdążyli zebrać. Udało się tylko potwierdzić empiryczną hipotezę odkrywców o przynależności obiektów do Wędrowców. Dosłownie na oczach obserwatorów ze specjalnej grupy Tropicieli i Progresorów system przestał pracować, pozostawiwszy po sobie dwa głębokie (ale wcale nie bezdenne) leje i pustą szosę między nimi. Czy było to odłączenie planowe czy awaryjne, czy zostało wywołane lokalnymi lub globalnymi przyczynami, czy sprzyjało mu pojawienie się Ziemian, czy strzelanie z muzealnego scorchera? Nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy. Jako kuriozum autor podaje jeszcze, że miejscowy król, butnie nazywający się „żyjącym, póki nie znikną maszyny”, umarł na atak serca, usłyszawszy o stracie. Kraj zaś na długo pogrążył się w krwawych dynastycznych sporach, a nowi władcy postanowili, że od dziś bezpieczniej będzie nazywać siebie „żyjącymi do ostatniego przybycia maszyn”.

Okoliczności sprawy „podrzutków” są po głośnych śledztwach końca lat siedemdziesiątych wystarczająco znane, dlatego autor zajmuje się tylko niektórymi znanymi mu ciekawymi aspektami. Tak więc, jeśli chodzi o przeznaczenie legendarnych „detonatorów”, Tim Wanderer skrupulatnie rozpatruje zalety i wady już istniejących wersji, dodaje jeszcze dwie inne oryginalne hipotezy i jednocześnie przekonująco udowadnia ich bezpodstawność. Nieoczekiwanie oznajmia, że w końcu nie jest to aż tak ważne, ponieważ „detonatory” wykonały jedną, ale za to najważniejszą funkcję: sprowokowały dymisję Rudolfa Sikorskiego, wstrzymanie prac Rady Galaktycznego Bezpieczeństwa i doprowadziły do całkowitej dyskredytacji w masowej świadomości samej idei walki z Wędrowcami.

Ciekawsza jest opowieść o zerwaniu i wznowieniu stosunków z Tagoranami. Wyjaśnienie zerwania kontaktu wydaje się autorowi trywialne. Wanderer wywodzi je po prostu z wcześniej podpisanego przez służby specjalne Ziemi i Tagory „obronnego paktu” przeciwko Wędrowcom. Widocznie, pisze, niewystarczająca zdaniem Tagoran surowość Ziemian w stosunku do potencjalnych agentów Wędrowców była zinterpretowana jako faktyczna odmowa realizacji paktu. Aż do przyjęcia wypływających z tego faktu dodatkowych środków bezpieczeństwa należało zamrozić stosunki z niepewnym sojusznikiem, a Ziemię uważać za potencjalny przyczółek interwencji Wędrowców. Leonid Gorbowski mógł wtedy osiągnąć co najwyżej możliwość rewizji sprawy po dwudziestu pięciu latach.

Jak wiadomo, w 63 roku Tagoranie rzeczywiście zrewidowali swoją decyzję, chociaż od tej pory nie prowadzono, rzecz jasna, nawet rozmów o wspólnym odpieraniu Wędrowców. Ale dlaczego zrewidowano decyzję? Wszystkie pokutujące w oficjalnych źródłach interpretacje tego faktu (na przykład że po wydarzeniach na Nadziei Tagora upewniła się w rozumieniu przez Ziemię powagi problemu) autor kwalifikuje do grona nie wytrzymujących krytyki. Przyczyna była zupełnie inna, oznajmia. Tagoranie po prostu uznali swój system bezpieczeństwa za doskonały. W szczególności mieli w tym czasie opracowaną i wdrożoną technologię pozwalającą na bezbłędne potwierdzenie przekształcania Tagoranina w Wędrowca, w dowolnym stadium metamorfozy. Jednakże z punktu widzenia Ziemian technologia ta miała co najmniej jeden nieusuwalny błąd: dodatni wynik testu określała śmierć badanego. Teraz Tagora mogła spokojnie reagować na dowolne ziemskie wstrząsy. Właśnie dlatego wydarzenia 78 i nawet 99 roku nie wywołały ze strony Tagory żadnego specjalnego demarche. Ludzkość Ziemi otrzymała po prostu możliwość samodzielnego układania stosunków z Wędrowcami…

Wróćmy jednakże w ślad za autorem do końca lat trzydziestych. Wciąż w tym samym 37 roku, kiedy Sikorski jeszcze nie wiedział, że niedługo spadnie nań sprawa „podrzutków”, a Gorbowski, przeczuwający niebezpieczeństwo wyczulonymi zmysłami, coś już wiedzący i wiele podejrzewający, miotał się po planetach Peryferii w poszukiwaniu czegoś dziwnego, niezwykłego, na Pandorze otrzymano decydujące, jak sądzi Wanderer, potwierdzenie ostrzeżeń Durowa i Tagoran. W pandoriańskiej dżungli w stanie krańcowego wycieńczenia został nieoczekiwanie odnaleziony biolog Michaił Sidorów, który zaginął bez śladu trzy lata wcześniej. Jego powrót do psychicznej równowagi wymagał niemało czasu, po czym Sidorów przeanalizował swoje przeżycia i przekonał się co do prawdziwości swoich wspomnień. Dopiero po czterech latach Rada Galaktycznego Bezpieczeństwa otrzymała szczegółowy raport o wydarzeniach na Pandorze, o losie jej aborygenów i jego sprawcach.