Выбрать главу

Podzieliłem się pomysłem z Borysem Natanowiczem. Jego reakcja była niestety negatywna: „Andriej, szanujący się pisarz nie będzie korzystał z cudzych światów. Nie będzie to dla niego interesujące. Interesujące jest wymyślanie własnego świata i własnych postaci”. Zgoda, uwaga ta ma sens, ale nie w stosunku do mojego pomysłu. Jednakże zarówno Andriej Stolarow, jak i Wiaczesław Rybaków, z którymi rozmawiałem na ten temat, nie przejawiali szczególnego entuzjazmu. Rozczarowany przełączyłem się na inne sprawy, na szczęście byliśmy wtedy przepełnieni wspaniałymi pomysłami choć, co prawda tylko niewiele z nich zostało zrealizowanych.

W październiku 1991 roku zmarł Arkadij Natanowicz. To był cios — bracia Strugaccy wydawali się wieczni, nie można było przyzwyczaić się do myśli, że takiego pisarza już nie ma i nigdy nie będzie. Obiecałem wtedy sobie, że koniecznie doprowadzę do realizacji swojego pomysłu. I stopniowo, jakby same z siebie, określiły się dwie najważniejsze zasady projektu, który zaczął nosić umowny tytuł Światy braci Strugackich.

Zasada pierwsza. Uczestnicy projektu to pisarze „czwartej fali”, których los literacki został w dużym stopniu zdeterminowany przez Strugackich. Poza tym — żadnych ograniczeń co do wieku, uznania i liczby publikacji. Każdy, kto uważa, że ma prawo do uczestnictwa w projekcie, może w nim uczestniczyć. Najważniejsze kryterium — jakość utworu. Może nie podobać się mnie, jako czytelnikowi, ale jeśli jest napisane z talentem, dobrze, profesjonalnie — powinien znaleźć się w książce.

Zasada druga Żadnego przymusu. Autor ma pełną swobodę w wyborze świata, bohaterów, czasów i miejsca akcji. Jeśli ktoś wymyśli, jak połączyć światy Krainy Purpurowych Obłoków i powiedzmy Ślimaka na zboczu, to dlaczego nie? Byle było to dobrze zrobione. Jak również żadnych świętości: mistrzów można uzupełniać, można z nimi polemizować, a na życzenie nawet kpić z ich postaci; oczywiście na miarę właściwego danemu autorowi poczucia taktu. W końcu literatura nie jest pensją dla panienek. Każdy pisarz patrzy na świat swoimi oczami, a najlepszymi uczniami są ci, co opanowawszy wyłożony im przez nauczyciela materiał, znaleźli własną drogę.

Drugi etap realizacji projektu rozpoczął się w 1993 roku. Na kolejnym „Interpressconie” w Riepino ponownie, ale bardziej konsekwentnie przeprowadziłem wśród znajomych pisarzy kampanię reklamową. Oprócz Rybakowa i Stolarowa byli przy tym obecni: Andriej Łazarczuk, Michaił Uspienski, Eduard Geworkjan i Władimir Pokrowski. Tym razem pomysł był przyjęty o wiele bardziej przychylnie. Geworkjan, jak pamiętam, zaczął natychmiast tworzyć listę tych, z którymi warto jeszcze na ten temat porozmawiać.

Niestety już w początkowej fazie realizacji projekt wymagał poważnego finansowego zabezpieczenia. Nie chodziło nawet o honoraria, po prostu autorzy chcieli mieć pewność, że książka pojawi się w księgarniach i że ich praca nie pójdzie na marne. Nie mogłem tego zagwarantować ze stuprocentową pewnością, w owym czasie sytuacja rodzimej fantastyki na rynku nie była szczególnie dobra. Dlatego prace nad tą antologią zostały zamrożone.

Dwa lata później, w czerwcu 1995 roku, u siebie w domu odebrałem telefon z pewnego wydawnictwa z Niżnego Nowgorodu. Ktoś im powiedział, że podobno montuję taki zbiór, a oni są tym zainteresowani. Wkrótce po rozmowie obdzwoniłem wszystkich potencjalnych autorów, zarówno tych, z którymi rozmawiałem już wcześniej, jak i tych, którym po raz pierwszy mówiłem o pomyśle. Nie powiem, żeby wszystko nabrało ogromnego tempa, jednakże lody ruszyły. Gdy trzy miesiące później doszły mnie słuchy, że potencjalny wydawca jest „trafiony-zatopiony”, nie wystraszyło to nikogo. Sytuacja na tyle się zmieniła, że nie było trudno znaleźć wydawcę tej niezwykłej książki.

Tak się właśnie stało. We wrześniu 1995 poznałem Nikołaja Naumienkę i Świetlane Giercewą z moskiewskiego wydawnictwa AST, którzy okazali się wielkimi amatorami fantastyki. Docenili mój pomysł i udzielili wszelkiej potrzebnej pomocy. Właśnie wtedy wykonano ostatni krok na drodze wiodącej do ukazania się tego zbioru.

Zostało tylko zebranie maszynopisów. Niestety, to też nie było proste. Zycie jest okrutne, a twórczość krucha. Szczególnie, kiedy pisze się jednocześnie z serca i na zamówienie. Nie dziw, że wielu pisarzy, którzy obiecali napisać coś w pierwszej fazie rozmów, po prostu nie wyrobiło się z terminami. Ostatnie dwie rzeczy — nowela Uspienskiego i Łukjanienki — dotarły do mnie e-mailem na początku marca, kiedy prace nad książką były bardzo zaawansowane.

Kto jednakże powiedział, że Czas uczniów to tylko jedna książka? Nigdy tak nie twierdziłem. Bracia Strugaccy mają mnóstwo uczniów, dlatego czytelnicy, którzy zagustują w niniejszym zbiorze, mogą mieć nadzieję na co najmniej jeszcze jeden podobny. Zresztą, nie należy zdradzać redakcyjnych tajemnic — kto, co, kiedy. Cały urok nie umówionych spotkań polega na zaskoczeniu.

Jak napisali w pewnym artykule Arkadij i Borys Strugaccy: „Czekajmy i miejmy nadzieję!”