Выбрать главу

— A ty nie? — zapytała ją Beatrice. — Wiedząc, że masz tylko dziesięć dni na podjęcie decyzji, czy chcesz złożyć ślubowanie?

— Och, ja także w to wierzę — odparła niedbale Vivien. — Ale na swój własny sposób… Przypuszczam, że w głębi duszy tkwi we mnie niepoprawny cynik. — Przerwała na chwilę, o czymś rozmyślając, a potem ciągnęła: — Wierzę w to, że zakon świętego Michała robi dla ludzi więcej niż to możliwe.

— Na razie wystarczy mi to za wyznanie twojej wiary — rzekła Beatrice. — Prawdę mówiąc, chciałaś mi powiedzieć o czymś innym…

— Tak — przyznała Vivien. — O paniach z Esher… Tym, co wywarło na nich największe wrażenie, była twoja odpowiedź na uwagi pani Blake. Widać to było w ich oczach. Byłaś cicha i pełna miłości, ale równocześnie stanowcza.

— Mam nadzieję, że naprawdę spędzi trochę czasu w naszym miasteczku — rzekła Beatrice. — Było mi jej naprawdę żal. Serdecznie jej współczułam. To musi być coś strasznego, żyć w takim ciągłym strachu.

— Nie ma mowy — stwierdziła Vivien. — Nie przyjedzie… A poza tym powiedziała tylko to, o czym w głębi ducha myślało wiele innych kobiet.

Obie zakonnice siedziały przez jakiś czas, nic nie mówiąc. Później siostra Beatrice pochyliła się i dotknęła dłoni Vivien.

— Uważam, że ta chwila jest równie dobra jak każda inna — powiedziała. — Chciałabym porozmawiać z tobą o twoim wyświęceniu.

Zmarszczywszy brwi, Vivien popatrzyła na swoją opiekunkę.

— Czy to także zostało zaplanowane? — zapytała. — Nie przypominam sobie, żebyś w harmonogramie dzisiejszych zajęć miedzy szesnastą trzydzieści a siedemnastą miała zapisaną rozmowę z Vivien na temat jej wyświęcenia. I to w pociągu jadącym do Wimbledonu.

— Nie — odparła Beatrice uśmiechając się. — Prawdę mówiąc, przyszło mi to do głowy dopiero w tej chwili. Ale myślę, że może masz problemy, w których mogłabym ci chociaż trochę pomóc?

— Kilka setek — przyznała Vivien, wzruszając ramionami. — Nie sądzę jednak, by rozmowa na ich temat mogła mi w jakikolwiek sposób pomóc.

— Przy okazji… Chciałabym, żebyś wiedziała, iż złożyłam oświadczenie popierające twoją kandydaturę — oznajmiła Beatrice. — Jedynym koniecznym wymogiem jest teraz twoje osobiste oświadczenie. Kiedy je złożysz, wybór terminu będzie zależał wyłącznie od ciebie.

Na twarzy Vivien odmalowało się zadowolenie zmieszane z zaskoczeniem.

— Więc naprawdę uważasz, że mogłabym być dobrą zakonnicą? — zapytała. — Mimo że jestem taka uparta, zawzięta i nie bardzo mająca coś, co inni by określili mianem religijnej duszy?

— W zakonie potrzebujemy osób umiejących myśleć niezależnie. Rozwijamy się bardzo szybko i pragniemy, żeby przyłączyli się do nas ludzie nie stroniący od trudnych pytań. — Uśmiech Beatrice stal się wyrazistszy. — Oczywiście, nie byłabym wobec ciebie szczera, gdybym nie przyznała, że twoje poświęcenie i skromność, nie mówiąc już o innych cechach, powinny ulec znacznej poprawie.

Vivien szczerze się roześmiała.

— Hej, z czymś takim nawet ja mogłabym się zgodzić — powiedziała.

Ich uwagę odwrócił na chwilę komunikat, że zbliżają się do Wimbledon Station.

— Dziękuję, B — rzekła Vivien, zaczynając pakować swoje rzeczy. — Dziękuję za to, że mi zaufałaś, a także za twoją przyjaźń.

Beatrice objęła ją i uściskała.

— Przypomnij mi, co właściwie mamy tutaj do roboty — odezwała się Vivien, jak zwykle starając się dotrzymać kroku Beatrice. Zbliżali się do dużego budynku, zarządzanego przez michalitów. Słońce zaszło i lutowe powietrze znów stawało się chłodne.

— Jeden z moich najlepszych przyjaciół zakonników, brat Terry, zajmuje się tu prowadzeniem zajęć. Byłam razem z nim we Włoszech i słuchałam nauk świętego Michała… choć pamiętam, że Terry nie wstąpił do zakonu, zanim papież wysłał Michała do klasztoru… Tak czy inaczej, Terry prosił mnie, bym zechciała tu przyjechać i wygłosić przemówienie do nowicjuszy.

6

Wimbledońska uczelnia kształcąca przyszłych zakonników mieściła się w budynku, który kiedyś zajmował Ogólno-angielski Klub Tenisowy. Dla wielu w Wielkiej Brytanii, a zapewne i dla całego tenisowego świata, najcięższym ciosem zadanym przez Wielki Chaos było odwołanie dwutygodniowych mistrzostw świata, które co roku odbywały się na kortach Wimbledonu. Rezygnację z tej imprezy wymusiły prozaiczne prawa ekonomii. Większości widzów nie było stać na zakup biletów, nie wspominając o przelocie samolotem z Ameryki lub Australii. Ostatnie mistrzostwa świata w Wimbledonie rozegrano na przełomie czerwca i lipca 2137 roku, na rok przed wybuchem bomby atomowej w Rzymie, która zabiła świętego Michała, a wraz z nim spore grono jego zwolenników. Klub tenisowy rozwiązano w Boże Narodzenie 2137 roku, a cały kompleks zamknięto aż do wiosny 2139 roku, kiedy szeroko zakrojona akcja zbiórki ofiar pozwoliła michalitom zgromadzić wystarczająco dużo pieniędzy, by wykupić cały teren i wszystkie korty.

Zakon świętego Michała dokonał tam wielu zmian. Jedynie otoczony wieloma boiskami centralny kort, majstersztyk architektury wczesnych lat dwudziestego pierwszego wieku, pozostał w nie zmienionym stanie. To właśnie tam siostra Beatrice miała wygłosić przemówienie do czterech tysięcy studentów przybyłych ze wszystkich zakątków Wysp Brytyjskich.

— Spożyjemy kolację w gronie nowicjuszy — odezwała się Beatrice do Vivien, kiedy przechodziły przez bramę. — Zaraz po tym, jak wygłoszę przemówienie. Teraz jednak chcę się zobaczyć z bratem Terrym, na wypadek gdyby w ostatniej chwili miał jeszcze jakąś prośbę.

Na ogromnym placu po ich lewej stronie stało w kilku szeregach ponad sto kobiet i mężczyzn, w większości dwudziestokilkuletnich. Zgodnie wykonywali ćwiczenia gimnastyczne, zupełnie jak członkowie tej samej licznej drużyny.

Vivien wyciągnęła rękę i dotknęła lekko lewego ramienia idącej wciąż przed nią Beatrice.

— Zanim się tam udamy, czy możemy przez chwilę porozmawiać na temat mojego osobistego oświadczenia? — zapytała. — Czy powinnam powiedzieć coś więcej ponad to, kim byłam i jaki był główny powód mojego planowanego wstąpienia do zakonu?

— To wystarczy — oświadczyła Beatrice.

— A zatem czy nie mogłabym wygłosić tego tutaj, stojąc przed nowicjuszami, zamiast u nas w Hyde Parku? Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale sądzę, że czułabym się znacznie pewniej, przemawiając do nowicjuszy, których może nigdy więcej nie zobaczę, zamiast do… Wiesz, niektórzy bracia i siostry należący do naszej społeczności są tak pobożni, że wprawiają mnie w zakłopotanie…

Beatrice zatrzymała się i spojrzała na koleżankę.

— Myślę, że nie miałabym nic przeciwko temu — odrzekła w końcu. — Tak, porozmawiam na ten temat z bratem Terrym.

— Siostrą, którą chcę wam dzisiaj przedstawić — powiedział brat Terry do zgromadzonego tłumu nowicjuszy i nowicjuszek — jest głęboko oddana naszej sprawie, troskliwa, wybitnie utalentowana i absolutnie niestrudzona… siostra Beatrice. Ostatnio kieruje staraniami, by powiększyć miasteczko namiotów znajdujące się w Hyde Parku w Londynie. Bracia i siostry, mam ogromną przyjemność przedstawić wam dzisiaj wieczorem jedną z naszych wzorowych zakonnic. Przyjemność tym większą, ponieważ właśnie mnie wybrano, bym oznajmił wam i jej, że władze Londynu późnym popołudniem wyraziły zgodę na urządzenie następnego miasteczka na terenie Kensington Gardens.

Nikt nie krzyczał z radości ani nie klaskał. Zakon wprawdzie tego nie zabraniał, ale w czasie religijnych uroczystości klaskanie nie było w dobrym guście. Uśmiechnięta Beatrice podeszła do mikrofonu stojącego na płycie kortu i spojrzała na morze wpatrzonych w nią ciekawych oczu.