Выбрать главу

Siedząca po przeciwnej stronie Beatrice była całkowicie pochłonięta tym, co właśnie czytała. Gdy skończyła, zapytała Vivien, czy chce się napić lemoniady.

— Na razie nie — odparła zdenerwowana Vivien. — Może trochę później. Beatrice zauważyła, że Vivien zmarszczyła brwi.

— Czy stało się coś złego? — zapytała. — Czym się denerwujesz? Vivien pokręciła głową i głęboko odetchnęła.

— Chciałabym zostać wyświęcona jeszcze dziś wieczorem — oświadczyła pospiesznie. — Podczas nieszporów, jeżeli to możliwe.

Beatrice na chwilę odebrało mowę.

— Dobry Boże, Vivien — odezwała się w końcu. — To niezwykle szybko. Czy jesteś tego pewna?

— Tak — odparła Vivien. Pochyliła się i uśmiechnęła. — Bardziej już nie będę… Nie powiem, B, że się nie boję. Wciąż martwię się, że coś nie wyjdzie i nie będę mogła znieść tego stylu życia albo…

— Czy modliłaś się? — przerwała jej łagodnie Beatrice. — Czy prosiłaś Boga o pomoc?

— Wiedziałam, że mnie o to zapytasz… Tak, prosiłam o pomoc. Naprawdę się modliłam. Kiedy wyszłam z magazynu po spojrzeniu jeszcze raz na swoje rzeczy, poprosiłam Boga, żeby pomógł mi pokonać niepewność.

— To dobrze — stwierdziła Beatrice. — Bóg to jedyne źródło siły, na które ludzie mogą zawsze liczyć.

— Ale czy będzie można zrobić to jeszcze dzisiaj? — nalegała Vivien. — Nie zniosłabym, gdybym musiała czekać z tym do rana. Jestem pewna, że przez całą noc nie zmrużyłabym oka.

Beatrice wyciągnęła rękę i dotknęła jej dłoni.

— Mogę zorganizować wszystko tak, by ceremonia odbyła się dzisiaj wieczorem — odparła. — Podczas nieszporów.

— Dziękuję — odrzekła Vivien.

W budynku dyrekcji Hyde Parku rozmawiano wyłącznie o zgodzie na rozszerzenie miasteczka na teren Kensington Gardens. Wielu członków społeczności gratulowało Beatrice pomyślnego uwieńczenia jej starań. Zakonnica przyjmowała ich aplauz z wdzięcznością, przypominając jednak, iż nie była to jej zasługa i że w czasie rozmów z władzami Londynu pełniła tylko funkcję boskiego posłannika. Najbardziej emocjonalnie zachowywała się chyba siostra Chintha, pochodząca z Cejlonu i pełniąca funkcję przedszkolanki.

— Och, siostro Beatrice — mówiła. — Tak modliłam się, by zechcieli przyjąć naszą propozycję. Wszystkim dzieciom sprawi to wielką radość. Dopiero teraz będziemy mogły opiekować się nimi tak, jak chcemy.

Beatrice była trochę zdumiona tym, że nie widzi nigdzie brata Hugona. Niedługo jednak zaprzątała sobie tym głowę. Udała się do gabinetu, w którym urzędowała razem z pięcioma innymi zakonnicami.

— Czy nadal ty jesteś odpowiedzialna za program dzisiejszych wieczornych nieszporów? — zwróciła się do siostry Emily.

— Tak, ja — odrzekła tamta. — A o co chodzi? Beatrice się uśmiechęła.

— Vivien jest już gotowa do przyjęcia święceń — powiedziała.

— To wspaniale — odparł siostra Emily, przechodząc przez mały pokój, by uścisnąć koleżankę. — Musisz być bardzo szczęśliwa.

— Jestem — przyznała Beatrice. — Vivien może dać z siebie bardzo dużo naszemu zakonowi.

— Kiedy chcesz, żeby się to odbyło? — zapytała ją Emily.

— Myślę, że byłoby najlepiej zaraz po kazaniu. Tuż przed rozpoczęciem śpiewów. Wieczorne nabożeństwo zaczęło się o dwudziestej pierwszej i trwało zaledwie pół godziny.

Jak we wszystkich religijnych uroczystościach na terenie miasteczka, uczestnictwo nie było przymusowe. Nie przypadkiem jednak w te dwa wieczory w tygodniu, kiedy podczas nieszporów śpiewała Beatrice, liczba uczestniczących w nim osób była o dwadzieścia procent wyższa niż zazwyczaj. Tego lutowego wieczoru do wielkiego namiotu ustawionego w pomocnej części parku przyszło prawie tysiąc mieszkańców i niemal sto pięćdziesiąt opiekujących się miasteczkiem zakonnic i zakonników.

Kazanie miał wygłosić brat Diego, były aktor i znakomity mówca. Tematem była ludzka natura. Mówiąc o niej, brat Diego często przytaczał cytaty ze znanych książek, które czytał święty Michał w ostatnich miesiącach życia. W dwunastominutowej mowie brat Diego podkreślił związki ludzi z innymi ssakami z rzędu naczelnych, mechanizmy ewolucji i stan, który sam święty Michał uważał za następny etap w procesie ciągłego rozwoju pierwiastków duchowych człowieka.

Vivien siedziała na składanym krześle w pierwszym rzędzie, tuż obok siostry Beatrice. Kiedy w pewnej chwili zaczęła się nerwowo wiercić, Beatrice wyciągnęła rękę i położyła swoją dłoń na jej dłoni.

Po odmówieniu przez brata Diega modlitwy kończącej kazanie, Beatrice wstąpiła na podwyższenie i zwróciła się do słuchaczy:

— Zanim zaczniemy dzisiaj śpiewać — powiedziała — mam przyjemność asystować w ceremonii złożenia ślubów kapłańskich przez moją nowicjuszkę, siostrę Vivien… Czy nie zechcielibyście powstać, żeby godnie przywitać ją w naszym zakonie?

W kilku miejscach rozległy się pojedyncze okrzyki radości, ale trwały bardzo krótko i szybko ucichły. Beatrice i Vivien stanęły twarzami do siebie, a bokiem do zgromadzonego tłumu.

— Siostro Vivien — odezwała się Beatrice. — Czy pragniesz z własnej nieprzymuszonej woli wstąpić do zakonu świętego Michała, którego celem jest służenie bliźnim zgodnie z planem Bożym?

— Chcę, siostro Beatrice — odparła nieco drżącym głosem Vivien.

— Czy czytałaś i studiowałaś pisma świętego Michała, zwłaszcza te omawiające odpowiedzialność i obowiązki kapłanów i kapłanek zakonu?

— Tak, siostro Beatrice.

— Siostro Vivien, czy przysięgasz w imię Boże, że już nigdy, póki żyjesz, nie dopuścisz się żadnego aktu seksualnego, czy to sama, czy z kimś, ani też już nigdy nie nazwiesz swoją własnością żadnej rzeczy, przedmiotu czy posiadłości, bez względu na ich rozmiary i wartość, z wyjątkiem tego amuletu symbolizującego nasz zakon?

— Przysięgam, siostro Beatrice.

Zakonnica sięgnęła do kieszeni niebieskiego habitu i wyciągnęła z niej jakiś przedmiot uwiązany na zwykłym ciemnym sznurku. Uniosła go do góry, żeby wszyscy mogli go zobaczyć. To była drewniana rzeźba rozmiarów dużej monety. Przedstawiała odzianego w habit młodzieńca stojącego z wyciągniętymi rękami i oczami skierowanymi w niebo. Wyrzeźbione za nim i nad nim płomienie obrazowały atomowy ogień, który niespodziewanie zakończył życie świętego Michała.

Nie mówiąc ani słowa więcej, Beatrice opasała szyję Vivien sznurkiem i zatrzasnęła zamek amuletu na jej karku. Później, objąwszy koleżankę, szepnęła jej do ucha: „Serdecznie ci gratuluję”.

W oddalonej od podium części namiotu siostra Laura wprowadziła odpowiedni kod do komputerowych organów i po chwili w głośnikach rozmieszczonych w różnych miejscach rozległy się dźwięki hymnu: „Święty, święty, święty”. Vivien zeszła z podwyższenia, uśmiechając się i ściskając amulet w prawej dłoni. Kiedy powróciła na swoje miejsce, nie myślała o niczym innym, tylko o chmurze małych, jasno świecących kulek, mającej kształt fajansowego aniołka.

W czasie dwóch hymnów śpiewanych przez całe zgromadzenie, Beatrice zauważyła, jak przez główne drzwi namiotu wszedł brat Hugo z jeszcze jedną osobą. Z początku nie mogła dostrzec kto to, z powodu tłumu ludzi zasłaniających jej widok. Po skończeniu drugiego hymnu dojrzała jednak białe pasy na niebieskim habicie mężczyzny. To biskup — przyszło jej na myśl. — Co on może tu robić?