Выбрать главу

— To jest Mars — odezwała się siostra Teresa. — To tamta najjaśniej świecąca gwiazda, widoczna obok tej pierzastej chmury.

— Dziękuję ci, siostro Tereso — odrzekła Beatrice. — Bardzo ci dziękuję.

Klęknęła i uniosła złożone ręce, kierując je w stronę maleńkiej gwiazdy widocznej na nocnym niebie.

— Dobry Boże — zaczęła się modlić. — Zawierzam Ci bez reszty całe swoje życie. Jeżeli Twoją wolą jest, bym służyła Ci na Marsie, pozwól mi wykonywać tę pracę jak najlepiej. W imię świętego Michała. Amen.

8

Johann Eberhardt nabrał powietrza, płynąc na lewym boku, kiedy do nawrotu zostało mu tylko kilka metrów. Pokonał tę odległość jednym silnym pociągnięciem długiej ręki, a potem wywinął kozła i odbił się od ściany. Kiedy płynął pod wodą, pozwolił sobie na kilka sekund odpoczynku, a potem znów wytężył mięśnie i skierował się ku przeciwległemu krańcowi dwudziestopieciometrowego basenu.

Acht und neunzig — powiedział do siebie, zwiększając tempo pod koniec porannych ćwiczeń. Oprócz niego w basenie było teraz tylko trzech innych mężczyzn. Kiedy przed trzydziestoma pięcioma minutami zaczął ćwiczyć, był jak zwykle pierwszy w wodzie, gdyż strzeżone przez komputer drzwi umożliwiły mu wcześniejszy wstęp dzięki specjalnej przepustce.

Gdy wyprzedzał mężczyznę płynącego na sąsiednim torze, poczuł przypływ adrenaliny, wyobraził sobie, że bierze udział w zawodach. Jak nazywa się tamten Włoch? — pomyślał przelotnie, przypominając sobie jeden ze swoich lepszych rezultatów. — Bianchi, nieprawdaż? Johann wyprzedził wówczas włoskiego pływaka na przedostatnim odcinku czterystumetrowego dystansu podczas zawodów pomiędzy Niemcami i Włochami.

Kiedy skończył płynąć i dotknął ściany, zanurzył i wynurzył się kilka razy, czekając, aż oddech powróci do normy. Zapamiętał czas, jaki osiągnął, i wyzerował automatyczny zegar toru mierzący czasy zawodników. Później wyszedł z basenu, zabrał ręcznik i skierował się do szatni.

Przez cały czas obserwował go siedzący z boku mężczyzna przypominający z wyglądu Turka. Miał na sobie także kąpielówki, ale było widać, że nie wchodził do basenu.

— Sie sind Johann Eberhardt, nicht war? — zapytał, kiedy Johann przechodził obok niego. Wyglądający na Turka mężczyzna musiał unieść głowę, żeby spojrzeć w oczy swojemu rozmówcy, który przewyższał go wzrostem o dobre dwadzieścia pięć centymetrów.

— Ja — odparł Johann, zatrzymując się, ale nie przestając się wycierać. — Dlaczego pan pyta?

— Jestem przyjacielem Bakira — odrzekł młody Turek, rozglądając się ukradkiem. — Czy mógłbym porozmawiać z panem na osobności?

Johann zawahał się, ale w końcu pozwolił mężczyźnie pójść ze sobą do pustej szatni. Bakir Demirel był także inżynierem i od paru lat pracował razem z Johannem. Obaj byli zarejestrowani w firmie Guntzel i Stern, czołowej niemieckiej agencji do spraw zatrudnienia. Los chciał, że pracowali razem w trzech ostatnich miejscach, do których skierowała ich agencja. Ich zdolności wzajemnie się uzupełniały. Johann był znakomitym specjalistą od inżynierii systemów. Jego główną umiejętnością było rozumienie, w jaki sposób współdziałają wszystkie elementy skomplikowanych systemów technicznych. Zdolności Bakira były bardziej ukierunkowane. Kolega

Johanna był ekspertem w dziedzinie oprogramowania systemów, a także znał się dobrze na robotyce.

Kiedy Johann i jego rozmówca znaleźli się w szatni, nieznajomy wszedł do najbliższej kabiny z prysznicem i odkręcił do oporu oba kurki. Johann, widząc to, posłał mu lekko kpiące spojrzenie.

— Nigdy nie wiadomo, kto może podsłuchiwać — odrzekł młody Turek, uśmiechnąwszy się i wzruszywszy ramionami.

— A teraz proszę powiedzieć mi, o co chodzi — odezwał się zniecierpliwiony Johann.

— Berliński urząd do spraw zatrudnienia zawiadomił wczoraj Bakira, że jego kontrakt zostaje unieważniony — oświadczył mężczyzna.

— Musiała zajść jakaś pomyłka — stwierdził Johann. — Bakir podpisał swój kontrakt później niż ja, a mój będzie ważny jeszcze przez trzy miesiące. Nawet nie rozpoczęliśmy pracy nad unowocześnianiem systemu dystrybucji dla firmy Wedding i Moabit.

— Unieważnienie jego kontraktu miało z pewnością podłoże polityczne — oznajmił Turek. — Wszyscy wiedzą, że Herr Farckenbeck ma wyższe aspiracje. Jeżeli chce awansować, musi wykazać, że kocha swoją niemiecką ojczyznę. Nie znajdzie lepszej okazji od natychmiastowego zwolnienia z pracy wszystkich dobrze opłacanych obcokrajowców, zatrudnionych w charakterze specjalistów w Berlińskim Instytucie Gospodarki Wodnej.

— Zerwanie kontraktu pociąga za sobą karę umowną, zgodnie z odpowiednią klauzulą.

— Herr Direktor i to potrafi obrócić na swoją korzyść. W ten sposób będzie mógł powiedzieć, że jest zdolny do wyrzeczeń dla dobra ojczyzny. — Mężczyzna popatrzył Johannowi w oczy, a uśmiech zniknął z jego twarzy. — Ale nie przyszedłem tu o szóstej rano tylko po to, by omawiać z panem praktyki pracodawców w Niemczech. Chciałem prosić pana o wyświadczenie przysługi Bakirowi. Jest pana przyjacielem, prawda?

Johann kiwnął głową.

— Mam nadzieję, że pan wie — ciągnął Turek — iż zgodnie z ustawą o zatrudnianiu obcokrajowców, jaką parlament uchwalił przed dwoma miesiącami, wszyscy imigranci bez stałego zatrudnienia mają zostać natychmiast deportowani. W zeszłym tygodniu sąd ogłosił wykładnię tego prawa. Zgodnie z nią nawet tacy ludzie jak Bakir, zarejestrowani w urzędach zatrudnienia i pracujący w Niemczech od wielu lat, mogą zostać deportowani w okresie miedzy końcem jednego kontraktu a początkiem następnego. I chociaż Bakir i jego rodzina mieszkają tu…

— Ależ to absurd — przerwał mu Johann. — Z pewnością ta ustawa nie dotyczy kogoś takiego jak Bakir. Uchwalono ją w tym celu, żeby władze miały prawo deportować tych obcokrajowców, którzy nie mogą zarobić na swoje utrzymanie i dlatego stanowią ciężar dla narodu. Bakir mieszka tu od urodzenia i jest zdolnym, dobrze zarabiającym inżynierem. Ma trochę oszczędności w banku i nawet kupił sobie niewielki domek.

— I jedno, i drugie może być skonfiskowane — odrzekł Turek uśmiechając się z wysiłkiem. — Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie sugeruję, że motywem działania rządu Freisingera jest chęć zysku, a przynajmniej nie w tej chwili. To jednak, co powiedziałem, jest prawdą. Bakir może zostać deportowany i to jeszcze dzisiaj, zanim Guntzel i Stern zaczną szukać dla niego nowej pracy… Właśnie z tego powodu zwróciłem się do pana.

Johann poruszył się, zaintrygowany.

— A co to ma wspólnego ze mną? — zapytał.

— Zaraz to panu wyjaśnię — rzekł mężczyzna. — Poznał pan żonę Bakira, Sylvie, i ich córkę, Annę, prawda?

— Tak — przyznał Johann. — Zaprosili mnie do swojego domu na kolację w pewien wieczór na parę dni przed Bożym Narodzeniem.

— Bakir uważa — powiedział cicho mężczyzna — że w ciągu kilku najbliższych dni, dopóki nie znajdzie nowej pracy, nie powinien się pokazywać w domu. Martwi się jednak o bezpieczeństwo żony i córki podczas swojej nieobecności. Prosił mnie, bym zapytał pana, czy Sylvie i Anna nie mogłyby tych kilku dni, najwyżej tygodnia, spędzić w pana mieszkaniu. Sądzi, że w ten sposób nie rzucałoby się tak bardzo w oczy, że go nie ma.

Johann nie wiedział, co powiedzieć. Jego pierwszą myślą było, jak zareaguje na to Eva. Szybko przypomniał sobie jednak, że mimo wszystko to było jego mieszkanie i że w tej chwili miał wolny gościnny pokój i łazienkę. Powrócił myślami do Bakira. Był zawsze dobrym kolegą i przyjacielem — pomyślał. — Powinienem mu pomóc.