Выбрать главу

Nawykły do logicznego rozumowania umysł Johanna zaczął stawiać pytania i starać się znaleźć wyjaśnienie tego dziwnego zjawiska. Nagle dziwny zakrętas zaczął się obniżać, kierując w jego stronę. Johann podskoczył z wyciągniętą do góry rękę, a kiedy jego dłoń znalazła się w chmurze, zacisnął ją, chwytając kilka kulek.

W tej samej chwili jego oczy poraził błysk oślepiającego światła. W następnej sekundzie podwójna spirala zniknęła bez jakiegokolwiek śladu. Johann przypomniał sobie tylko, że w chwili skoku poczuł w zamkniętej dłoni dziwne ciepło. Kiedy trzymał ją cały czas zaciśniętą, wydało mu się, że zdołał coś pochwycić. Powoli, ostrożnie, otworzył ją. Zobaczył białe kulki, dokładnie jedenaście, przylepione w kilku miejscach do wewnętrznej części dłoni. Stwierdził, że mogły mieć średnicę najwyżej jednego milimetra.

Przyglądał się im prawie przez minutę i zauważył, że są białe z wyjątkiem wąskiego czerwonego paska biegnącego wzdłuż równika. Wyjąwszy identyfikacyjną kartę, posłużył się nią, żeby je zdrapać z dłoni do bocznej kieszeni torby. Kiedy wracał do domu, opierał się pokusie popatrzenia na nie, łowiąc sobie, że gdy znajdzie się w mieszkaniu, podda je bardziej szczegółowej analizie.

9

Podekscytowany Johann wpadł jak bomba do mieszkania.

— Evo! — krzyknął, stając na progu. — Gdzie jesteś? Wydarzyło się coś niesamowitego!

— Jestem w sypialni, kochanie — dobiegł go głos jego narzeczonej.

Johann przebiegł przez salon i pchnął drzwi największej sypialni mieszkania. Eva leżała na wielkim łóżku. Była rozebrana. Pokój rozjaśniało jedynie światło dwóch zapalonych świec, ustawionych na stolikach po obu stronach łóżka. Z głośników stereofonicznego zestawu dobiegały ciche dźwięki koncertu skrzypcowego Mozarta.

Nie spojrzawszy nawet na Evę, Johann zapalił górne światło, kiedy tylko znalazł się w sypialni. Później odpiął torbę od pasa i położył ją na łóżku.

— Przydarzyło mi się coś dziwnego — zaczął, nie kryjąc podniecenia. — Wciąż trudno mi w to uwierzyć…

Stopniowo zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że kobieta spodziewała się, iż zareaguje na jej widok w zupełnie inny sposób. Popatrzył na zapalone świece, a potem przeniósł spojrzenie na Evę. Na jej twarzy dostrzegł zmieszanie połączone z rozczarowaniem.

— Uhm — odchrząknął niepewnie. — Przepraszam… Nie spodziewałem się…

— Widzę, że się nie spodziewałeś — rzekła zrezygnowana Eva, wciągając majtki, a potem wkładając przez głowę kusą koszulkę. — A więc, co takiego się zdarzyło? Czasami myślę, że już nigdy nie uda mi się tchnąć w nasz związek ani odrobiny romantyzmu. Jesteś taki romantyczny jak deska sedesowa.

— Przepraszam cię, Evo — powtórzył Johann, siadając obok niej na krawędzi łóżka. — Naprawdę przepraszam. Doceniam to, co starasz się robić… Tylko że przytrafiło mi się coś niesamowitego. Dzisiaj rano byłem w Tiergarten…

Kiedy opowiadał jej całą historię, spoglądała na niego z ironicznym uśmiechem. Była zdumiona, słysząc w jego głosie niezwykłe podniecenie. Kiedy zaczął wyjaśniać jej, jak podskoczył i pochwycił kilka świecących kulek, prawie spadł z łóżka.

— Udało mi się złapać jedenaście — powiedział. — Są bardzo małe, o średnicy nie większej od jednego milimetra. O ile mogłem stwierdzić, mają kształt idealnie kulistych paciorków i są śnieżnobiałe, jeżeli nie liczyć cienkiej czerwonej linii na równiku.

Dramatycznym gestem pociągnął za suwak błyskawicznego zamka bocznej kieszeni torby i włączył stojącą na stoliku nocną lampkę.

— Jeśli chcesz, sama zobacz — powiedział, otwierając jak najszerzej niewielką kieszeń i trzymając torbę w taki sposób, żeby Eva mogła zajrzeć do środka. — Czy nie sądzisz, że są niezwykłe?

Eva pochyliła się i zajrzała, ale nie zobaczyła ani jednej kulki.

— Czy to jeden z twoich najnowszych żartów? — zapytała, zaczynając się uśmiechać. — Wielkie nieba, Johann, byłeś naprawdę przekonujący… Zastanawiałam się nawet, czy ci nie uwierzyć…

— O czym ty właściwie mówisz? — zapytał zaniepokojony Johann. Spojrzał na twarz Evy, przyciągnął do siebie torbę i nachylił się nad kieszenią. Obracał torbę na wszystkie strony, starając się, by światło mogło dotrzeć do każdego kąta. W kieszeni nie było jednak żadnych kulek.

— Ale to niemożliwe — powiedział. — Sam je tam umieściłem, jedną po drugiej. Zdrapałem je z dłoni, a potem zamknąłem kieszeń na zamek.

— Może to były magiczne kulki — zasugerowała beztrosko Eva — które potrafią otwierać zamki błyskawiczne albo przenikać przez ściany. A może…

— To wcale nie jest śmieszne — przerwał jej szorstko Johann. — Mówię ci, że własnoręcznie umieściłem te paciorki w kieszeni i zasunąłem suwak. Nie mogły stamtąd wypaść.

Zajrzał jeszcze raz do środka. Pokręcił z niedowierzaniem głową.

— Co mogło się z nimi stać? — powiedział do siebie. Eva objęła go ramieniem i zaczęła pieszczotliwie gładzić po karku.

— To była fantastyczna historia, Johann — oświadczyła. — Najlepsza, jaką zdarzyło ci się opowiedzieć. Przypomina mi twoją bujną wyobraźnię i entuzjazm, jaki wykazywałeś w początkowym okresie naszego związku.

Johann odwrócił się do niej, by coś odpowiedzieć. Zanim jednak to zdążył zrobić, Eva pocałowała go w usta: najpierw lekko, a potem bardziej namiętnie. Johann był naprawdę daleki od tego, by się kochać; mimo to, dobrze wiedząc, jak drażniło Evę nieodwzajemnianie jej pieszczot, zdecydował się, że tym razem nie odmówi.

Byli w trakcie miłosnego uniesienia, kiedy rozległ się dzwonek telefonu.

— Nie odpowiadaj — odezwała się Eva. — Niech odbierze automatyczna sekretarka.

Johann myślał już jednak o czymś innym. Czy możliwe, że to Bakir? — zastanawiał się, czując wyrzuty sumienia. — Chce mnie prosić, bym jeszcze raz przemyślał całą sprawę?

Z urządzenia rejestrującego rozmowy rozległ się jednak głos jego matki. Johann zostawił leżącą na łóżku Evę i włączył odbiornik wideotelefonu. Na dużym ekranie telewizora, wiszącym na ścianie sypialni, ukazała się pomarszczona twarz Frau Eberhardt.

— Jestem tutaj, mamo — odezwał się Johann. — Byłem właśnie pod prysznicem i dlatego nie mogę pokazać się u ciebie na ekranie.

— Twoja strata — rzekła półgłosem Eva, zeskakując z łóżka i udając się do łazienki.

— Co to było? — zapytała staruszka.

— To Eva — odparł Johann. — Prosiła mnie, żebym cię pozdrowił.

— Aha, dzień dobry Evo — odrzekła Frau Eberhardt. Wydawała się zdezorientowana i przez kilka chwil nie powiedziała ani słowa.

— Co się stało, mamo? — zapytał Johann. — Czy dzwonisz tylko po to, by dowiedzieć się, co u mnie słychać? Jeżeli tak, to zadzwonię do ciebie wieczorem. Nie chciałbym spóźnić się do pracy.

— Nie, wolę porozmawiać z tobą teraz — odrzekła matka. Powiedziała to bardzo cicho, a na jej twarzy ukazał się wyraz konspiracji. — Chodzi mi o twojego ojca, Johann — oznajmiła. — Przez cały ubiegły tydzień był niesamowicie przygnębiony. Dziś rano powiedział nawet, że będzie więcej wart, kiedy umrze, niż teraz, kiedy żyje. Znów wyciągnął wszystkie swoje polisy ubezpieczeniowe.

— Co chcesz, mamo, żebym zrobił? — zapytał Johann.

— Czy nie mógłbyś wpaść do nas na trochę w sobotę lub niedzielę? — odparła matka. — Proszę cię, Johann, muszę pilnie porozmawiać z tobą o czymś ważnym, a poza tym sam wiesz, jak bardzo twoje odwiedziny cieszą ojca.