Выбрать главу

Ruszył za matką do kuchni, a gdy poczuł nęcący zapach Kartoffelsuppe, chciał powiedzieć jej i o podwójnej spirali w Tiergarten, i o Bakirze, i nawet o pożałowania godnej kłótni z Evą. Doszedł jednak do wniosku, że taka rozmowa jest niemożliwa. Nigdy nie rozmawiał z matką o tym, co naprawdę myśli i czuje. Teraz było za późno, by zaczynać.

Frau Eberhardt nadal przyrządzała, potrawy własnoręcznie, mimo wielu automatycznych urządzeń znajdujących się w kuchni. Nabrała małą łyżką trochę zupy z ogromnego garnka i podała synowi, żeby spróbował.

— Mmm, jak zawsze wyśmienita — przyznał Johann.

— Założę się, że Eva nie potrafiłaby ugotować garnka takiej zupy — stwierdziła jego matka.

— Nie, mamo — przyznał Johann. — Naprawdę dobrej kartoflanki nie da się ugotować przy użyciu automatu.

Frau Eberhardt napawała się przez chwilę tą pochwałą. Później popatrzyła na Johanna, mieszając w milczeniu zupę.

— Dziękuję ci, że jednak do nas przyjechałeś — odezwała się w końcu. — Twój ojciec i ja bardzo cieszymy się z twoich odwiedzin.

Johann obejrzał się przez ramię i podszedł nieco bliżej do matki.

— Powiedziałaś, że chcesz porozmawiać ze mną o czymś ważnym — rzekł cicho. — Dlaczego nie miałabyś zrobić tego teraz, kiedy jesteśmy sami, żeby przez resztę wieczoru mieć święty spokój?

Twarz matki wykrzywił grymas bólu.

— Myślałam, że to może poczekać — odparła. — Przynajmniej do chwili, aż skończymy jeść obiad. Nie chciałam psuć miłej atmosfery.

Powiedziawszy to, Frau Eberhardt wręczyła Johannowi dużą drewnianą łyżkę.

— Nie przestawaj mieszać, bo się przypali — poleciła. — Wrócę za minutę. Kiedy zjawiła się z powrotem, trzymała w dłoni kopertę.

— Tutaj jest wszystko, ale sądzę, że możesz przeczytać tylko ostatni dokument — rzekła. Wyjęła jakieś pismo i wręczyła Johannowi. Było wydrukowane na papierze firmowym ze znakami urzędu podatkowego Brandenburgii. Johann przekazał matce łyżkę i zaczął czytać.

Pismo zaczynało się informacją, że podatki z tytułu własności nieruchomości pana Eberhardta nie wpływają do kasy urzędu od trzech lat, a obietnice zapłacenia chociaż części należności nie są dotrzymywane. W związku z tym urząd podatkowy, chociaż niechętnie, zmuszony jest przejąć budynek, wystawić go na licytację i potrącić należne sumy z uzyskanego dochodu. Pieniądze pozostałe po odliczeniu podatków, pokryciu kosztów licytacji i potrąceniu opłat manipulacyjnych zostaną przekazane dotychczasowemu właścicielowi. List nosił datę dwudziestego lutego 2141 roku i został podpisany przez naczelnika urzędu, Herr Wilhelma Drommera.

— Czy możesz w to uwierzyć? — zapytała zdenerwowana Frau Eberhardt. — Herr Drommer i twój ojciec studiowali kiedyś razem na uczelni.

— Mamo — odezwał się Johann, kiedy skończył czytać pismo po raz drugi i zaczął przychodzić do siebie po przeżytym wstrząsie. — Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?

— To absurdalne — odrzekła matka, mieszając zupę i nie patrząc na Johanna. — Nie jesteśmy jedynymi ludźmi zalegającymi z podatkami. Frau Hirsch powiedziała mi niedawno, że Miillerowie nie płacą podatków od dwóch lat, od czasu śmierci ich syna, Georga. — Wybuchnęła płaczem. — Och, Johann, co teraz mamy robić? Coś takiego z pewnością przyprawi twojego ojca o atak serca.

Johann podszedł do matki i ujrzał łzy spływające jej po policzkach.

— Ile tego jest, mamo? — spytał cicho. — Ile musicie im zapłacić?

— Urzędnik w biurze podatkowym powiedział, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni musimy zapłacić zaległe podatki za co najmniej sześć miesięcy — odrzekła nie przestając szlochać. — I musimy się zobowiązać na piśmie, że następne raty będziemy płacili regularnie co miesiąc.

Johann ujął matkę za ramiona i obrócił ku sobie, żeby móc spojrzeć jej w oczy.

— Ile tego jest, mamo? — zapytał po raz drugi.

— Ponad siedem tysięcy marek — odparła, a z oczu popłynęły jej nowe łzy. Przytuliła się do Johanna, ukrywając twarz na jego piersi.

Machinalnie gładził matkę po plecach, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. Ponad siedem tysięcy marek — powtórzył w myślach kilka razy. — W ciągu najbliższych dwóch tygodni. Jak, u diabła, zdołam zebrać aż tyle forsy w tak krótkim czasie?

Przed kilkoma sekundami rozważał możliwość pozostawienia rodziców na łasce losu. Chciał w ten sposób zmusić ich do sprzedaży domu i przeznaczenia części pieniędzy na spłatę zaległości. Myśli te dyktowane były złością i oburzeniem. Teraz jednak uważał, że nie może poddawać się tym uczuciom ani chwili dłużej. To byłoby niewłaściwa reakcja — powiedział sobie. — Muszę zrobić wszystko, żeby im pomóc.

Kiedy Max Eberhardt skończył jeść ostatni kęs czekoladowego piernika, z zadowoleniem mlasnął wargami.

— No cóż, Johannie — powiedział. — Muszę przyznać, że z wielu powodów cieszę się z twoich odwiedzin… Twoja matka nigdy nie piecze takich pyszności tylko dla nas dwojga.

Johann skwitował uwagę ojca uprzejmym uśmiechem, ale nie odezwał się ani słowem. Wciąż rozmyślał, jak zdobyć siedem tysięcy marek. Podczas obiadu rozmawiał z rodzicami uprzejmie, ale starał się unikać tematów niebezpiecznych. Wymienił z nimi poglądy na temat pogody, zawodów sportowych, Evy, obecnego zajęcia i perspektyw przyszłej pracy, a także dowiedział się o losach kilku swoich kolegów ze szkoły, którzy nadal mieszkali w Poczdamie. Nikt nie wspomniał ani słowem, że ojciec nie ma pracy, nikt też nie poruszył problemów finansowych związanych z domem. Matka Johanna szczególnie interesowała się pracą syna. Odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy Johann oświadczył, że kiedy obecny kontrakt dobiegnie końca, Guntzel i Stern będą mieli dla niego parę innych poważnych ofert pracy.

— A teraz — odezwał się w pewnej chwili ojciec — chyba wiem, co byłoby doskonałym zakończeniem tego miłego wieczoru. Czy nie chciałbyś przejść z nami do salonu? Myślę, że zeszłoroczne wystawienie Siegfrieda w Bayeruth jest w końcu dostępne w płatnej telewizji.

Jedyną prawdziwą namiętnością w życiu Maxa Eberhardta były opery Richarda Wagnera. Znał muzykę i słowa wszystkich i często gwizdał jakąś melodię podczas porannego spaceru albo pracy. Wielokrotnie mówił synowi, kiedy ten dorastał, że Richard Wagner jest największym geniuszem wszystkich czasów, przewyższającym Beethovena, Bacha, Bismarcka, Fryderyka Wielkiego, Marcina Lutra, Goethego, Mozarta i wszystkich innych, którym zwykle przyznawano miejsce w niemieckim panteonie.

— A dlaczego Wagner był taki wielki? — Ojciec Johanna często zadawał mu to retoryczne pytanie, chociaż syna wcale to nie ciekawiło. — Dlatego że tylko on umiał uchwycić samą kwintesencję niemieckiego ducha. Żaden prawdziwy Niemiec nie może oglądać „Pierścienia Nibelunga” i nie poczuć się nie poruszonym do głębi.

Za każdym razem, kiedy Johann przyjeżdżał do rodziców, a w którymś z kanałów płatnej telewizji nadawano coś ciekawego, wsuwał do czytnika swoją kartę identyfikacyjną, żeby koszty oglądania mogły być potrącone z jego konta. Wystawienie Siegfrieda, które zamierzali obejrzeć, uznawano powszechnie za jedno z najlepszych i dlatego koszty oglądania były dość wysokie. Kiedy przedstawienie się zaczęło, matka Johanna podziękowała szeptem synowi, a potem wyślizgnęła się z pokoju, żeby wstawić naczynia do zmywarki.

Wielki ekran o powierzchni metra kwadratowego zawieszony był na ścianie salonu. Gdy muzyka przybrała na sile, kamera pokazała zbliżenie jaskini, w której karzeł Mime, stróż młodego