Выбрать главу

— Byłem wówczas w muzeum na otwarciu tej wystawy — oznajmił w odpowiedzi na uwagi Johanna na temat pracy Evy. — Coś okropnego. Zgadzam się z tym, co napisano dzisiaj rano w „Le Monde”, że ukazywanie Hitlera i innych przywódców Trzeciej Rzeszy, zwłaszcza przez część wystawy zatytułowaną „Hitler und den Juden”, bez żadnego komentarza wyjaśniającego, pozwala widzom na pochopną interpretację ciemnych lat naszej historii… A jeżeli już o tym iowa, twój kuzyn Ludwig bardzo mi przypomina oficera SS '. jednego z tych wczesnych amerykańskich filmów.

Rozmawiali tak i rozmawiali. W czasie głównego dania Johann opowiedział wujowi Hermannowi o znalezieniu pamiętników napisanych przez Helgę Weber i o podnieceniu, ijakie dostrzegł na twarzy Rolfa Bachmanna, który pospiesznie przeglądał rękopis. Johann nie krył, że czuł się dziwnie zakłopotany faktem, iż ktoś spośród jego przodków okazał się takim fanatycznym nazistą.

— Muzeum zapłaci sporo pieniędzy za dokument takiej wagi — oświadczył wuj Hermann. — Tylko nie sprzedawaj im tego pamiętnika za szybko. Jeżeli jego treść jest tak rewelacyjna, jak sugerujesz, mam kilku znajomych w Stanach, którzy także mogą chcieć go kupić.

— Ale jeżeli pieniądze nie są już potrzebne, dlaczego mam w ogóle go sprzedawać? — zapytał Johann.

— Zawiera zbyt istotne treści, by pozostawał dłużej w prywatnych rękach — odrzekł wuj Hermann. — Może pełnić funkcję gorzkiej pamiątki tamtych czasów, o ile nie czegoś więcej… A poza tym będziesz mógł wpłacić te pieniądze na konto rodziców, żeby mogli korzystać z nich w późniejszych latach.

Kiedy w końcu przyniesiono im deser, dochodziła ósma. Wuj Hermann i jego siostrzeniec zdążyli do tego czasu opróżnić drugą butelkę wina. Johann czuł, że ogarnia go przyjemne rozleniwienie. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni tak miło spędzał wieczór.

Jedząc deser opowiedział wujowi o niezwykłym przeżyciu tamtego ranka, kiedy widział podwójną spiralę pełną świetlistych cząstek. Chcąc sprawdzić, czy wuj go nie wyśmieje albo nawet nie uzna za fantastę, z początku tylko napomknął o tym, jakby nie było to nic nadzwyczajnego. Zachęcony jednak zainteresowaniem, jakie wywarła jego historia, opowiedział wszystko, co się wówczas wydarzyło, nie pomijając najdrobniejszych szczegółów.

Wuj Hermann był jego opowiadaniem zafascynowany.

— A te ślady w kieszeni torby? — zapytał. — Czy są dobrze widoczne? Czy ktoś inny mógłby je też zobaczyć?

— Jestem o tym przekonany — odrzekł Johann. — Jeśli chcesz, pobiegnę do domu i przyniosę tę torbę. Mógłbym wrócić tu w ciągu pół godziny.

— To nie będzie konieczne, Johannie — śmiejąc się odpowiedział wuj Hermann. — Wierzę ci. — Ugryzł kawałek strudla, a w chwilę później zapytał: — Johannie, czy słyszałeś kiedyś o Towarzystwie do Spraw Ramy?

— Tak, chyba o nim słyszałem — rzekł Johann. — Przynajmniej nazwa obiła mi się o uszy… Czym właściwie się zajmują?

— Są grupą ludzi zbierających i katalogujących raporty na temat niewytłumaczalnych zjawisk, które mogą być związane z inteligencją pochodzenia pozaziemskiego. Utworzyli to towarzystwo przed dziesięciu laty, kiedy do naszego systemu słonecznego przyleciał z głębin kosmosu tajemniczy cylindryczny statek zwany Ramą. Tak się składa, że dyrektor tej organizacji jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Nazywa się Carlos Sauceda. Powiem mu, żeby do ciebie zadzwonił.

— A więc jesteś zdania, że moja podwójna spirala mogła też przylecieć z kosmosu? — zapytał z nie ukrywanym podnieceniem Johann.

— Na twoim miejscu nie wyciągałbym tak daleko idących wniosków — powiedział wuj Hermann. — Carlos jednak wspominał mi o nie wyjaśnionych zjawiskach, które były bardzo podobne do twojego. Zdarzają się wszędzie i to nie tylko w okresie ostatniego dziesięciolecia. Jestem pewien, że Carlos byłby zachwycony, mogąc poinformować cię o tym szczegółowo, a poza tym podejrzewam, że bardzo będzie chciał obejrzeć te plamy.

Po skończonym deserze wuj Hermann zamówił dwie lampki dobrego koniaku.

— Naprawdę, dziękuję ci za wszystko — odezwał się z przekonaniem Johann, popijając swój trunek. — Za pomoc moim rodzicom, za powrót do mojego życia i za ten obiad. To był naprawdę wspaniały wieczór.

— Na razie się nie skończył — przypomniał mu wuj Hermann z niezwykle poważną miną. — Chciałbym porozmawiać z tobą na jeszcze jeden temat… Czy przypadkiem nie zapomniałeś już o lecie 2122 roku?

Johann postarał się skupić myśli, żeby móc odpowiedzieć na pytanie wuja.

— Oczywiście że nie — odrzekł w końcu. — Tego lata zabrałeś mnie i matkę do Paryża.

— Nigdy nie zapomnę, jaki byłeś podniecony, kiedy zwiedzaliśmy Muzeum Podboju Przestworzy i Kosmosu — rzekł wuj Hermann. — Byłeś pewien, że któregoś dnia będziesz mieszkał na Księżycu lub Marsie.

Obaj mężczyźni zamyślili się. Johann przypomniał sobie czasy dzieciństwa, marzenia o podróżach kosmicznych i godziny spędzone nad atlasami gwiezdnymi, ukazującymi wszystkie planety razem z ich księżycami. Dopóki nie ukończył nauki w szkole średniej, jego matka przechowywała w domu kombinezon kosmiczny, który dostał na dwunaste urodziny od wuja Hermanna. To wszystko wydawało się takie odległe…

— Zdaję sobie sprawę z tego, że może zbyt brutalnie ingeruję w twoje życie — odezwał się wuj Hermann, przerywając Johannowi wywołane przez alkohol zamyślenie — ale przed dwoma dniami wydarzyło się coś, co przypomniało mi o chłopcu, którego spotkałem tamtego lata w Paryżu. Jeden z moich kolegów, pracujący w Międzynarodowej Agencji Kosmicznej, narzekał, że nie może znaleźć nikogo o odpowiednich kwalifikacjach do kierowania największym przedsiębiorstwem dystrybucji zasobów wodnych na Marsie. Ta praca jest jakby stworzona dla kogoś z twoim doświadczeniem. Nie wiem, czy w dalszym ciągu interesują cię takie rzeczy, ale…

Johann poczuł, jak w głowie zaczynają mu wirować setki myśli. Z najwyższym trudem mógł skupić uwagę na słowach wuja. Przypomniał sobie słyszane kiedyś słowa: „Valhalla, znakomite wynagrodzenie, minimum dwuletni kontrakt”, ale nie miał pojęcia, co właściwie znaczą. Kiedy wuj Hermann wręczył mu służbową wizytówkę z umieszczonym na samej górze czerwonym znakiem i literami MAK, Johann nie mógł nawet się spodziewać, że w dwa dni później stawi się na rozmowę kwalifikacyjną i podejmie pracę, która na zawsze miała zmienić jego życie.

Potykając się w drodze powrotnej, Johann dotarł do pustego mieszkania. Rozmyślał wyłącznie o przyjemnych sprawach. Dobre wino i przepojona sympatią rozmowa z wujem przynajmniej na jakiś czas natchnęły go optymizmem. Prawdę mówiąc, po raz pierwszy do wielu miesięcy cieszył się z tego, co mogła przynieść najbliższa przyszłość.

Księga II

VALHALLA

1

Giovanni Lamberti przyciągnął prawą ręką długą dźwignię. Przez ściśle przylegające do oczu gogle obserwował, jak ogromna łyżka czerpaka zanurza się w marsjańskim lodowym wykopie. Odczekawszy krótką chwilę, zaczął popychać dźwignię trzymaną w lewej dłoni. Łyżka zaczęła rozszarpywać ostrymi zębami lód i wypełniała się setkami kilogramów materiału.

— To naprawdę nie jest takie trudne — powiedział Giovanni do siedzącego obok niego w sterowni młodego Murzyna. — Musisz tylko pamiętać, że Melvin znajduje się o ponad trzysta kilometrów od nas, wskutek czego odbiera sygnały z niewielkim opóźnieniem.