Выбрать главу

Wszystkim trzem kombajnom lodowym Valhalli nadano imiona zaczynające się na literę „M”. Oprócz nich były jeszcze tylko trzy takie gigantyczne maszyny znajdujące się w innych miejscach.

— Czy to znaczy, że w tej chwili pracuje jedynie Malcolm? — zapytał Johann. Narong kiwnął głową.

— W tym miesiącu znów nie wykonamy planu — powiedział. — Nic jednak nie możemy zrobić. Jeżeli wziąć pod uwagę brak części i personelu, mamy szczęście, że w ogóle pompujemy na południe jakąś wodę.

Johann i Narong udali się korytarzem do sali konferencyjnej, gdzie czekało już na nich sześciu mężczyzn, a wśród nich Giovanni i Kwame. Zebranie robocze, jak zresztą większość innych zebrań w Valhalli, nie miało ustalonego porządku obrad. Na początku dyskusji Giovanni podkreślił, że rezerwowy podzespół HY442 w Melvinie był podobno całkiem niedawno naprawiany przez techników i że była to już druga taka nieskuteczna naprawa w ciągu ostatnich dziesięciu dni. Johann przyznał, że brak wykwalifikowanego personelu technicznego przysparza im wielu problemów. Obiecał, że nie wróci z Mutchville, dopóki nie znajdzie tam kompetentnego inżyniera, który mógłby się zająć naprawami i przeglądami.

Narong zaproponował wówczas, że ponieważ Martin i tak tkwi bezczynnie w hangarze, a w magazynie nie ma innych sprawnych podzespołów KY442, można by było do chwili przybycia transportu z częściami zapasowymi wymontować potrzebne podzespoły z Martina i zainstalować je w unieruchomionym na płaskowyżu MeMnie.

Plan Naronga został bardzo szybko zaakceptowany. Zastanawiano się tylko, kto dokona wymiany uszkodzonych części. Normalnie powinien wykonać tę pracę Giovanni, który był inżynierem znającym Mehina najlepiej. On jednak przygotowywał się do opuszczenia Valhalli, a poza tym był zajęty przyuczaniem Kwamego. Jedynym dyplomowanym inżynierem, specjalistą od napraw, który mógłby opuścić placówkę na dwa dni bez uszczerbku dla jej funkcjonowania, był Johann.

Gdy zebranie zbliżało się do końca, Narong wspomniał Johannowi, że ich nowa pielęgniarka, Satoko Hayakawa, wyraziła chęć ujrzenia z bliska „prawdziwego Marsa” przy najbliższej nadarzającej się okazji. Ponieważ procedury bezpieczeństwa zabraniały pojedynczym osobom wychodzenia poza ochronną kopułę placówki celem dokonania napraw, Narong zapytał, czy Johann nie miałby nic przeciwko temu, żeby towarzyszyła mu panna Hayakawa. Johann zgodził się i poprosił Naronga, by powiedział nowej pielęgniarce, aby była gotowa do wyjazdu następnego ranka o świcie.

Satoko Hayakawa była drobną i niską kobietą, nawet jak na Japonkę. Kiedy stała u boku Johanna, poddając się rutynowemu sprawdzeniu szczelności kombinezonu kosmicznego, sięgała mu trochę powyżej pasa.

— Czy dobrze mnie słyszysz? — zapytał ją Johann, sprawdzając działanie mikrofonu hełmu.

— Tak, bardzo dobrze — odparła, błyskając w uśmiechu zębami. Była bardzo podniecona. Personel techniczny Valhalli, korzystając z najnowszych dostępnych danych na temat stanu pokrywy lodowej w sąsiedztwie placówki, określił przebieg optymalnej trasy wyprawy na pomoc i wprowadził jej współrzędne do pamięci komputera nawigacyjnego łazika i lodomobilu. Johann wprowadził te same dane dotyczące planowanej trasy do swojego miniaturowego komputera, który miał w torbie zawieszonej u pasa kombinezonu kosmicznego. Uzupełnił je mapami okolic i informacją o awaryjnych punktach orientacyjnych terenu.

Satoko i Johann pożegnali się z Narongiem i innymi na pół godziny przed wschodem słońca, a potem przeszli przez wrota śluzy oddzielającej kopułę wewnętrzną, którą była otoczona cała Valhalla, od pozbawionej powietrza kopuły zewnętrznej, istniejącej w placówce ze względów bezpieczeństwa. Po pięciu minutach wyrównało się ciśnienie i oboje ostrożnie przeszli przez wrota zewnętrznej śluzy, zatrzymali się na marsjańskiej równinie.

Satoko po raz pierwszy w życiu stanęła na powierzchni Marsa. Przypomniawszy sobie chwile, kiedy i on znalazł się po raz pierwszy poza ochronną kopułą placówki, Johann nie spieszył się, chciał dać pielęgniarce czas na delektowanie się tym przeżyciem. Satoko odeszła o parę kroków od śluzy, a później rozejrzała się po okolicy, spoglądając na chaotycznie rozrzucone skały, czerwonawą marsjańską ziemię i widoczny na południowy wschód od niej niewielki łańcuch górski.

— Kirei des — mruknęła do siebie.

Potem Johann i Satoko musieli poprawić ustawienie filtrów ochronnych w przezroczystych szybach swoich hełmów. Blask słońca na marsjańskiej równinie był tak silny, że wstępne ustawienie, dokonane jeszcze wewnątrz kopuły, okazało się niewystarczające.

Później skierowali się do łazika, stojącego o czterdzieści metrów od wrót śluzy. Na płaskiej, niskiej przyczepie z tyłu maszyny, stał zamocowany lodomobil. Po dotarciu na miejsce, gdzie powierzchnia Marsa pokrywała się skorupą lodu, Johann i Satoko planowali pozostawić łazik i wyruszyć w dalszą drogę lodomobilem.

Łazik był otwartym, trzyosobowym pojazdem gąsienicowym, który mógł być używany do jazdy w różnych warunkach terenowych. Niestety, nie cechowała go duża prędkość. W przeciwieństwie do niego lodomobil został zaprojektowany z myślą o szybkim poruszaniu się po powierzchni podbiegunowych marsjańskich lodów. Dzięki wyposażeniu go w specjalne płozy wyciągał na płaskiej, nie poprzecinanej szczelinami powierzchni do osiemdziesięciu kilometrów na godzinę.

Kiedy minęło pierwsze dziesięć minut jazdy, Johann zatrzymał łazik i zawrócił, aby z pewnej odległości popatrzyć na Valhallę. Tkwiąca pośrodku pokrytych skałami rdzawych marsjańskich równin regularna kopuła kryjąca ich placówkę wyglądała dziwnie obco, jak jakaś zjawa. Johann czekał cierpliwie, aż Satoko zarejestruje kilka ujęć Valhalli swoją miniaturową kamerą wideo. Później wysiadł i tą samą kamerą uwiecznił Satoko ubraną w kosmiczny kombinezon i siedzącą samotnie w łaziku na tle kopuły Valhalli.

W ciągu pierwszej godziny jazdy po marsjańskich równinach, Johann starał się prowadzić z Satoko nieobowiązującą rozmowę. Młoda Japonka była jednak albo za bardzo przejęta grozą marsjańskiego krajobrazu, albo zbyt onieśmielona obecnością Johanna. Mówiła bardzo mało. Johann dowiedział się tylko, że skończyła dwadzieścia cztery lata, od urodzenia mieszkała na wyspie Hokkaido razem z rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa, ajej oj ciec pracował jako inżynier na jednej ze stacji metra w znajdującym się na północy Japonii mieście Sapporo.

Na otaczających ich równinach zaczęło się pojawiać stopniowo coraz więcej lodu. Nie istniała wyraźna granica między marsjańskimi równinami a podbiegunowym lodowcem, tak wiec podjęcie decyzji, w którym miejscu przesiąść się z łazika do lodomobilu, nie było wcale łatwe. W końcu, po prawie trzech godzinach od chwili wyruszenia z Valhalli, wjechali na łagodnie wznoszące się, wysokie wzgórze, na którego wierzchołku ujrzeli litą warstwę lodu. Wyglądało, że dotarli do skraju głównego lodowca. Johann połączył się przez radio z Valhallą, by poinformować personel techniczny, dokąd dotarł, a potem opuścił tył przyczepy w taki sposób, aby lodomobil mógł zjechać na taflę lodu.

Mimo że ani Johann, ani Satoko, kiedy ruszyli na pomoc lodomobilem, nie mogli w swoich kombinezonach czuć podmuchów wiatru, uczucie wielkiego pędu było niemal namacalne. W ciągu zaledwie pół godziny dotarli do okolic, w których istniał tylko kolor biały. Lodowe góry i pagórki, równiny i płasko wzgórza — cały ten krajobraz powodował, że czuli się jak na całkiem innej planecie.

W pewnej chwili na tablicy kontrolnej lodomobilu zapaliła się czerwona lampka sygnalizująca przeciążenie i Johann, uśmiechając się do siebie, musiał zwolnić. Około południa, gdy dotarli do niebezpiecznej szczeliny lodowej, zatrzymał na chwilę lodomobil i zaprosił Satoko na krótki spacer, chcąc urozmaicić monotonię jazdy. Kiedy zatrzymali się na skraju lodowej przepaści i spoglądali w jej czeluść, Johann opowiedział pielęgniarce historię jednego z pierwszych badaczy Marsa, który gdzieś w tych okolicach stracił życie.