Выбрать главу

Odpowiedź czujników kombinezonu na wywołany przez zjawisko przypływ adrenaliny nie kazała na siebie długo czekać. Kiedy Johann przyglądał się wiszącej metr nad głową ósemce, usłyszał w słuchawkach hełmu głos komputera, który powiedział:

— Bicie twojego serca jest anormalnie przyspieszone. Powinieneś pomyśleć o odpoczynku.

Ignorując ostrzeżenie Johann stał bez najmniejszego ruchu i wpatrywał się w chmurę. Postanowił się przekonać, co zrobią dziwne cząstki i czy w ogóle wydarzy się coś niezwykłego. Mniej więcej po piętnastu sekundach ósemka obniżyła się i zatrzymała na poziomie jego głowy. Johann przez cały czas kierował na nią światło reflektora. Pojedyncze świetliste kulki nie przerwały tańca w obrębie figury, ale cała ósemka obróciła się powoli wokół pionowej osi w ten sposób, że oba świecące torusy znalazły się naprzeciwko jego oczu.

Kiedy Johann przyglądał się tym zmianom, zauważył, że drobiny tworzące ósemkę zaczynają się skupiać. Po chwili utworzyły jedenaście większych białych kuł o średnicach mniej więcej stukrotnie większych w porównaniu z rozmiarami pojedynczej cząstki. Wszystkie kule miały wzdłuż równików po jednym czerwonym, wąskim pasku, ałe żadna nie błyszczała. Potem zaczęły się powoli poruszać jedna za drugą po trasie pętli ósemki.

Johann był tym widokiem zafascynowany, ale i trochę przerażony. Czy możliwe, że ta dziwaczna figura jest jakimś żywym stworem? — zapytał sam siebie, zdumiony tym, co widział. Z trudem zwalczył kolejny impuls strachu, który nakazywał mu ucieczkę. Po kilku sekundach większe kule przerwały wędrówkę i na mgnienie oka się zatrzymały, a później wznowiły ruch w obrębie ósemki, ale w drugą stronę.

— Cześć — odezwał się nagle do mikrofonu hełmu Johann, sam zdumiony tym, że to robi. — Jestem istotą ludzką… A ty, kim jesteś?

Ku swojemu zdumieniu stwierdził, że kiedy skończył mówić, jedenaście większych kuł utworzyło jedną dużą kulę o rozmiarach piłki tenisowej. Kula ta zawisła na wprost oczu Johanna i została tam tak długo, że mógł dostrzec wyraźny czerwony pas pośrodku, a później błyskawicznie ruszyła w jego stronę. Johann krzyknął odruchowo, gdy rozbiła się o szybę jego hełmu. Kiedy minął impuls przerażenia, zdał sobie sprawę z oślepiającego błysku, po którym w ułamku sekundy duża kula, i ósemka, i chmura świecących małych cząstek zniknęły. Jedyną rzeczą, jaka pozostała po spotkaniu, był nieomylny ślad na szybie hełmu.

2

Skończywszy pakowanie, Johann zaniósł walizkę do salonu swojego małego mieszkania. Postawił ją na podłodze obok dwóch toreb, z których jedna zawierała szybę hełmu, a potem spojrzał na zegarek. Do odjazdu pociągu z Valhalli pozostały całe dwie godziny. Miał mnóstwo czasu, żeby zjeść spokojnie śniadanie, a potem spotkać się z Narongiem.

Narong spóźnił się o kilka minut.

— Przepraszam cię — powiedział nie kryjąc zatroskania. — Byłem w magazynach, gdzie sprawdzałem transport dostarczonych części. Niestety, na fakturze, którą przysłano wczoraj, nie było żadnego błędu. Oznacza to, że prawie we wszystkich kategoriach zamówionych podzespołów są jakieś braki, ale największe występują w grupie części zapasowych do procesorów. Dzwoniłem w tej sprawie do Mutchville, ale powiedzieli, że nic na to nie poradzą.

— A co z zamówionymi podzespołami HY442? — zapytał go Johann.

— Przysłali — odparł Narong. — Ale tylko trzy zamiast zamówionych sześciu… Jeżeli nie znajdziesz nikogo, kto potrafi naprawiać skomplikowane urządzenia, nigdy nie wykonamy planu ilości pompowanej wody.

— Wiem o tym — mruknął Johann, zmuszając się do uśmiechu. — Zatrudnienie kompetentnego specjalisty od przeglądów i napraw jest moją drugą co do ważności sprawą w Mutchville. Pierwszą, rzecz jasna, pozostaje znalezienie informatyka, który mógłby zastąpić ciebie. I tak siedzisz tu o rok dłużej niż powinieneś…

— Lucinda zna już całe najważniejsze oprogramowanie — przerwał mu Narong. — Może jest jeszcze młoda i niezbyt rozmowna, ale z pewnością ma duży talent. Jeżeli chodzi o nasz ośrodek, ważniejszy jest inżynier, który mógłby się zająć naprawami i przeglądami. A poza tym, o ile nie uda ci się w jakiś sposób przyspieszyć terminu mojego powrotu na Ziemię, jesteś skazany na mnie przez najbliższe dziewięć miesięcy albo jeszcze dłużej.

— Nie należało tak długo zwlekać ze składaniem podania o wyznaczenie terminu twojego powrotu.

— To nie twoja wina — odrzekł Narong. — Od ponad sześciu miesięcy dochodziły mnie słuchy o listach osób oczekujących na podanie terminu. Po prostu nie mogłem zdecydować się na powrót, dopóki nie byłem pewien, że Lucinda poradzi sobie beze mnie. Nie przyszło mi do głowy, że chętnych do odlotu może być tak wielu, iż będę musiał czekać na to cały rok.

— Może nie będziesz musiał — stwierdził Johann. — Kiedy wpadnę z tą szybą do biura Międzynarodowej Agencji Kosmicznej w Mutchville, zobaczę, czy nie uda mi się przyspieszyć terminu twojego odlotu. Zważywszy twoją pełną poświęcenia pracę tu, w Valhalli, to będzie najmniejsza rzecz, jaką mogę dla ciebie zrobić.

Narong spojrzał na stojące na podłodze salonu bagaże Johanna.

— Więc naprawdę zamierzasz pokazać tym z MAK-a swoją szybę? — zapytał. — Myślałem, że ubiegłego wieczoru postanowiłeś nie składać formalnego raportu na ten temat.

— Nie zamierzam opowiadać im o wszystkim szczegółach incydentu — rzekł Johann. — A przynajmniej nie teraz… Chcę tylko, by poddali tę szybę analizie chemicznej w jakimś dobrym laboratorium.

— Nie zrobią tego, dopóki nie napiszesz raportu… Wiesz dobrze, jak pracują ci z MAK-a.

— Może uda mi się załatwić to nieoficjalnie — powiedział Johann. — Myślałem, że sam wpadnę do laboratorium i pogadam z naczelnym chemikiem.

— Sądząc po tym, co przydarzyło się tej kobiecie w Placówce Carr, przypuszczam, że to znacznie lepszy pomysł — stwierdził Narong. — W każdym razie, nawet jeśli nie wyśmieją cię ani nie odeślą do psychiatry, stracisz mnóstwo czasu na borykanie się z ich biurokracją.

Przez krótką chwilę obaj mężczyźni patrzyli sobie prosto w oczy.

— Wierzysz w moją historię, Narong? — zapytał w końcu Johann.

— Myślę, że tak — odparł z wahaniem zapytany. — Ale tylko dlatego, że kilka razy przedtem słyszałem twoją opowieść o tym, co przydarzyło ci się w berlińskim parku. — Uśmiechnął się. — Johannie, skłamałbym ci, gdybym powiedział, że uwierzenie w tę historię nie wymaga ode mnie dużej wyobraźni. Wszystko w niej jest takie nieprawdopodobne… Wierzę w nią tylko dlatego, że we wszystkich innych sprawach mówiłeś zawsze prawdę. Muszę cię jednak uprzedzić, że ktoś, kto ciebie nie zna, będzie myślał…

— Że zwariowałem albo cierpię na chorobę marsjańską, a może jeszcze coś gorszego — dokończył Johann.

— Właśnie — przyznał Narong. Johann westchnął i pokręcił głową.

— Czuję się w tej chwili dokładnie tak samo, jak wtedy w Berlinie przed prawie dwoma laty. Połowa mojego umysłu chce zignorować to, co się stało, i kontynuować normalne życie. W tym samym czasie druga połowa mówi mi, że w jakiś sposób muszę podążać tym tropem… Możliwe, że to było najważniejsze zdarzenie w całym moim życiu.

— Czy wykorzystałeś spotkanie z tamtym Hiszpanem w Berlinie? — zapytał Narong.

— Nie — odrzekł Johann. — Spotkałem się z nim na tydzień przed odlotem z Ziemi. A poza tym i on, i jego asystent, wyglądali na dziwaków. Czułem się w ich obecności nieswojo, zwłaszcza po tym, jak zaczęli mi opowiadać swoje historie.