Выбрать главу

Narong spojrzał na zegarek.

— No cóż, tak czy inaczej, decyzja należy do ciebie. W czasie kiedy ciebie nie będzie, ja muszę kierować pracą placówki. A to przypomina mi, że grupa azjatyckich naukowców, która opuściła nas w poprzednim tygodniu, wczoraj wieczorem także nie dała znaku życia. Czy powinienem się tym przejmować? Czy mogę przyjąć, że jak wszyscy typowi naukowcy są tak zajęci pracą, by przejmować się naszymi procedurami bezpieczeństwa?

— Kiedy od nas wyjeżdżali, nie sprawiali wrażenia przejętych naszymi poleceniami — przyznał Johann. — Nie martwiłbym się więc za bardzo… Przy okazji, czy nadal odbieramy ich sygnały namiarowe?

— Tak — stwierdził Narong. — Wygląda na to, że od czterech dni przebywają w jednym i tym samym miejscu. Znajdują się o jakieś pięćset dwadzieścia kilometrów na północ od Valhalli, w pobliżu miejsca, w którym w ubiegłym roku grupa ukraińskich naukowców pobrała próbki lodowego płaszcza. Usiłowałem nawiązać łączność z ich obozem dzisiaj rano, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Przypuszczalnie byli już zajęci pracą na powierzchni lodu.

— Jeżeli nie zgłoszą się dzisiaj wieczorem, połącz się z nimi w nocy. Obudź ich, jeżeli będzie trzeba — polecił Johann, zarzucając torby na ramię i otwierając drzwi mieszkania. — Nie będą tym zachwyceni, ale trzeba przypomnieć im, że robisz to z myślą o ich bezpieczeństwie.

Przez cały wieczór pociąg pędził przez marsjańskie równiny na południe i zatrzymał się na pierwszej stacji dopiero po zachodzie słońca. Przez większość tego czasu Johann spał i kiedy dotarli do BioTech City, obudził go Giovanni.

— Wielkie nieba — odezwał się zdumiony Johann. — Czy to znaczy, że już przyjechaliśmy?

— Tak — stwierdził Giovanni. — Tym razem bez opóźnienia… Właśnie przed pięcioma minutami ogłosili, że wszyscy pasażerowie wysiadający w BioTech City powinni przejść do pierwszego wagonu. Jeżeli nie zmieniłeś zdania i nie chcesz spędzić Bożego Narodzenia tutaj razem ze mną i moją siostrą, musimy się pożegnać.

Johann wstał i uścisnął dłoń przyjaciela.

— Będziemy tęsknili za tobą w Valhalli — powiedział. — Będzie nam brakowało i twoich umiejętności, i poczucia humoru… Powodzenia, dokądkolwiek się udajesz.

— Dzięki, Johannie — odrzekł Giovanni. — Spędziłem tu bardzo miłe chwile i zaprzyjaźniłem się z wieloma ludźmi, ale muszę przyznać, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy wyraźnie tęskniłem za domem. Czuję się doskonale, kiedy wiem, że jeszcze w tym sezonie będę zjeżdżał na nartach w Cortina.

Giovanni zabrał bagaże i skierował się na przód pociągu, a Johann usiadł na swoim miejscu, czuł się dziwnie zdezorientowany i zaczął wyglądać przez okno. Skraj ochronnej kopuły otaczającej BioTechCity znajdował się jakieś pięćdziesiąt metrów od miejsca zatrzymania się pociągu. Przez czerwonawą marsjańską ziemię wiódł od peronu do wrót śluzy w kopule szeroki betonowy chodnik. Johann obserwował, jak pierwsi pasażerowie opuszczają pociąg i kierują się ku śluzie.

Giovanni zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił, by pomachać przyjacielowi na pożegnanie. Johann rozpoznał go natychmiast po sposobie chodzenia, mimo iż Giovanni był zbyt daleko, żeby można było dostrzec rysy jego twarzy za ochronną szybą hełmu. Kiedy uniósł rękę i także pomachał, wyobraził sobie Giovanniego, jak w narciarskim kombinezonie przygotowuje się do zjazdu po stoku jakiejś góry we włoskich Alpach, i poczuł przelotne ukłucie zazdrości. Może ja też zaczynam tęsknić za domem — pomyślał.

Nawet po zabraniu pasażerów, którzy wsiedli w BioTech City, w wagonie Johanna znajdowało się tylko trzech innych mężczyzn. Najbliższy siedział o kilka rzędów foteli przed nim. Pociąg ruszył i wkrótce kopuła BioTech City została daleko w tyle. Marsjański krajobraz za oknem wyglądał jak zawsze ponuro i nieprzystępnie.

Czy ludzie kiedykolwiek ujarzmią tę planetę? — zastanowił się Johann. Pamiętał, jak będąc chłopcem czuł entuzjazm, gdy dowiedział się o wspaniałych planach naukowców z MAK-a. Chcieli zagospodarować Marsa na wzór Ziemi. A jednak to inżynierowie mieli rację — powiedział sobie. — Pomnożyli przewidywany przez naukowców czas przez trzy i zwiększyli planowane koszty o rząd wielkości.

W tej chwili i tak nie miało to znaczenia. Zagospodarowywanie i badania Marsa stały się jednymi z niezliczonych ofiar Wielkiego Chaosu. Spotykało się nawet ludzi, którzy twierdzili, że ludzkość powinna w ogóle wycofać się z tej planety, mimo iż oznaczałoby to przerwanie ponad stuletniego okresu ciągłej obecności człowieka na Marsie.

Johann włożył do uszu miniaturowe słuchawki i przycisnąwszy przełącznik na poręczy fotela, uruchomił system dostarczający rozrywek podczas podróży, a potem przyjrzał się spisowi treści, pokazywanemu na ekranie. Przez krótki czas oglądał marsjański dziennik z wiadomościami z poprzedniego dnia, z których większość dotyczyła dużej liczby ludzi opuszczających planetę. Później przełączył urządzenie na kanał informacyjny. Głównym tematem dziennika były przygotowania Niemców do obchodów Bożego Narodzenia. Komentator zwrócił uwagę, że pomimo panującej recesji nic i nikt nie może powstrzymać Niemców od planowania obchodów ich ulubionego święta.

Johann usiadł wygodniej w fotelu i zaczął słuchać, jak grupa uroczyście ubranych dzieci śpiewa „Stille Nacht, heilige Nacht”. Powróciwszy pamięcią do świąt Bożego Narodzenia z czasów dzieciństwa, uświadomił sobie, jak bardzo jest samotny. Pamiętał, jak czekał na zawołanie matki, a później szybko zbiegał po schodach, by przekonać się, jakie niespodzianki czekają pod choinką. Wspomnieniom towarzyszył ból i łzy. Przez chwilę żałował, że nie przyjął zaproszenia Giovanniego do spędzenia świąt razem z nim w BioTech City. Pamiętał, że przyjaciel bardzo chwalił kuchnię i inteligencję młodszej siostry, a nawet sugerował, że mogłaby być odpowiednią kandydatką na żonę Johanna.

Wyłączywszy odbiornik wideo, Johann wyjął słuchawki z uszu, a później z półki nad głową zdjął mniejszą torbę. Przeszukał jej zawartość i wyciągnął mały wideosześcian w plastikowym ochronnym opakowaniu. Umieścił go w czytniku na poręczy fotela i po chwili zobaczył, jak na ekranie urządzenia pojawia się twarz jego matki.

— Dzień dobry, synku — odezwała się Frau Eberhardt. Miała na sobie odświętną, niebieską bluzkę i wyglądała, jakby przed chwilą opuściła salon piękności. — Twój ojciec i ja serdecznie cię całujemy i pozdrawiamy. — Matka się uśmiechnęła. — Ponieważ przesłanie tego nagrania jest strasznie drogie, to będzie ostatnia wiadomość od nas przed świętami Bożego Narodzenia… Nie muszę ci mówić, jak bardzo będzie nam brakowało ciebie w te święta. Od dnia twoich urodzin to dopiero drugie Boże Narodzenie, którego nie spędzimy razem.

Matka Johanna opowiedziała później, co dzieje się w Poczdamie. Mówiła o osobach, które Johann pamiętał jak przez mgłę. Później na ekranie pojawił się na krótko ojciec. Większą część czasu Herr Eberhardt poświecił na wychwalanie pod niebiosa zalet dramatu muzycznego Wagnera Tristan und Isolde, który widział w ubiegłym tygodniu w Berlinie.

W końcowej części nagrania matka Johanna oznajmiła synowi, że książka napisana na podstawie pamiętników Helgi Weber sprzedaje się nadal dobrze, choć zniknęła już z krajowej listy bestsellerów.

— Rzecz jasna, twój ojciec i ja doceniamy, co ty i wuj Hermann zrobiliście dla nas — powiedziała. — Jednak muszę przyznać, że czasami czujemy się zakłopotani tym wszystkim, co wygadują na jej temat różni ludzie, nie wyłączając naszych przyjaciół… Ostatnio bardzo dużo mówi się u nas i o nazistach, i o drugiej wojnie światowej. Wygląda na to, że co tydzień lub dwa obchodzi się rocznicę jakiegoś strasznego wydarzenia sprzed dwustu lat.