Выбрать главу

Po włożeniu sześcianu do czytnika, Johann usiadł na niewielkiej kanapie. Instrukcja rozpoczęła się od prezentacji długiej procesji pięknych kobiet ubranych w najprzeróżniejsze stroje: od wieczorowych sukien przez zwykłe bluzki i dżinsy po kostiumy bikini.

— „Balkonia” nie jest zwyczajnym burdelem — mówił w tym czasie narrator. — Stworzono ją w tym celu, by w bezpieczny i dyskretny sposób zaspokajać najskrytsze marzenia seksualnych hedonistów…

Nagrany w wideosześcianie program trwał zaledwie cztery minuty. Zawierał informację, że w „Balkonii” nie było z góry ustalonych cen, że każda „sesja spełniania marzeń” wymagała indywidualnego podejścia, po którym następowało ustalenie ceny, i że wszystkie opłaty za usługę musiały być wnoszone z góry, w chwili dokonywania rezerwacji.

— Czy ma pan jakieś pytania? — zapytała go kobieta, kiedy Johann po obejrzeniu wideogramu wstał z kanapy i podszedł do kontuaru.

— W jaki sposób wyjaśnię, czego pragnę? — zapytał po krótkiej chwili wahania Johann.

— Mamy tu kilka kabin prezentowania życzeń — rzekła kobieta. — Siada pan naprzeciwko kamery wideo i po prostu mówi pan o tym, jak ma wyglądać to wszystko, czego pan oczekuje. Czasami na ekranie monitora zostaje wyświetlone pytanie, żeby podał pan więcej szczegółów. Kiedy pan skończy, nasze projektantki zapoznają się z pana życzeniami i ustalają cenę za spełnienie pana marzeń, a także określą ograniczenia, jakie zapewne będą musiały być narzucone.

— Ile czasu zajmuje procedura takiej oceny? — zapytał Johann. Kobieta popatrzyła na znajdujący się za nią komputerowy monitor.

— W tej chwili około dwudziestu pięciu minut… — odparła. — Chcę panu jednak przypomnieć, że za taką ocenę musi pan wnieść bezzwrotną opłatę w wysokości pięćdziesięciu dolarów. Jeżeli więc nie myśli pan poważnie o dokonaniu takiej rezerwacji, proszę nie…

— Nie, nie — przerwał Johann. — Jestem zdecydowany. Chciałbym dokonać rezerwacji na Wigilię. Wręczył kobiecie swoją kartę identyfikacyjną.

— Czy mogę coś zaproponować? — zapytała go uprzejmie, kiedy strona finansowa transakcji została zakończona. — Ponieważ jest pan w „Balkonii” po raz pierwszy, może pan dokładnie nie wiedzieć, czego pan pragnie. Nie ma w tym niczego złego. Nasze projektantki i hostessy są zarówno doświadczone, jak i wyrozumiałe. Jest jednak bardzo ważne, żeby podał nam pan szczegóły, których brak mógłby zmniejszyć pańską ocenę poziomu spełniania marzeń. Jeżeli ma pan na przykład jakieś preferencje co do rasy, wieku, długości i barwy włosów, kroju sukni czy innych cech osobistych wybranej hostessy, powinien pan powiedzieć o nich już teraz. Te nieliczne sytuacje, w których nasz klient nie był zadowolony z usług „Balkonii”, wynikały zawsze z faktu, że nie powiedział nam dokładnie, czego pragnie.

Johann podziękował kobiecie za radę, a później nacisnął przycisk i otworzył drzwi najbliższej kabiny. Kiedy wchodził do środka i siadał, był zdziwiony tym, jak jest zdenerwowany. Po chwili na ekranie stojącego przed nim monitora pojawiło się pierwsze pytanie.

— Nazywam się Johann Eberhardt — powiedział w końcu. — Mam trzydzieści jeden lat, z pochodzenia jestem Niemcem, a w tej chwili pracuję jako dyrektor Placówki Terenowej Valhalla, która…

Johann spędził w kabinie prawie godzinę. Na początku mówił o sobie, swojej rodzinie i innych sprawach osobistych. Kiedy stało się jasne, że idzie mu coraz lepiej, pytania na ekranie zachęciły go opisania, jak powinien wyglądać jego zdaniem idealny stosunek oraz jakie powinny być cechy jego wymarzonej partnerki. Johann doskonale wiedział, co lubi, a czego nie lubi u kobiet. Kiedy jednak pytania stały się bardziej szczegółowe i zaczęły dotyczyć spraw natury seksualnej, miał trochę kłopotów z udzielaniem odpowiedzi. Nigdy nie czuł się pewnie, prowadząc rozmowy na ten temat. Później przypomniał sobie, co najbardziej podnieca go podczas masturbacji, i potrafił powiedzieć, czego oczekuje po Wigilii.

Kiedy wyszedł z kabiny, przez piętnaście minut przeglądał w poczekalni elektroniczne czasopismo. Później na małym stoliku w kącie pokoju zauważył stojącą niewielką planszę. Napis na niej głosił: „Z przykrością informujemy naszych szanownych klientów, że będziemy świadczyli usługi tylko do 30 marca 2143 roku”.

Johann przeszedł przez pokój i sięgnął po planszę. Jeszcze jedna ofiara recesji — pomyślał. — Nawet rozpusta potrzebuje zdrowej sytuacji gospodarczej.

— Pańska ocena została zakończona, panie Eberhardt — odezwała się nagle kobieta za kontuarem. — Możemy potwierdzić pańską rezerwację na ósmą wieczorem w Wigilię… Ma pan dużo szczęścia. Pańską hostessą będzie sama zastępczyni kierowniczki firmy.

— A jaki będzie koszt? — zapytał Johann.

— Najpierw proszę mi pozwolić powiedzieć, że chociaż zgłosił pan kilka niezwykłych życzeń wymagających dłuższego czasu na przygotowania, „Balkonia” zamierza uwzględnić wszystkie pana życzenia z wyjątkiem jednego — odezwała się kobieta. — Nie możemy zapewnić panu hostessy, która spełni wszystkie inne pana wymagania i zarazem będzie mówiła płynnie po niemiecku.

— Nic nie szkodzi — powiedział Johann. — Dorzuciłem wymóg znajomości niemieckiego jako dodatkowy. — Uśmiechnął się. — Jestem pewien, że całkiem dobrze umiem kochać się po angielsku.

Zapadła krótka cisza.

— Jaki koszt, proszę? — powtórzył Johann.

— Uwzględniając absolutnie wszystkie pańskie życzenia z wyjątkiem napiwku dla hostessy, koszt spełnienia pańskich 'marzeń wyniesie siedemset pięćdziesiąt marsjańskich dolarów. Johann gwizdnął.

— Lepiej będzie, jeżeli się nie zawiodę — powiedział kilka sekund później, kiedy wręczył kobiecie swoją kartę identyfikacyjną.

4

W dniu, w którym na Marsie przypadała Wigilia, Johann obudził się dosyć wcześnie. Popływał w hotelowym basenie, a później nagrał krótką informację wideo i kazał przesłać ją rodzicom. Wracając do pokoju, by zadzwonić do Valhalli do Naronga, przechodził przez hotelowy westybul ozdobiony bożonarodzeniowymi girlandami. Przystanął przed dużą zieloną choinką stojącą na środku i uśmiechnął się do siebie. Świąteczne ozdoby przypomniały mu, w jaki sposób ziemski kalendarz decydował o wszystkim, co działo się na Marsie.

Ponieważ marsjański dzień był w rzeczywistości około czterdziestu dwóch minut dłuższy od ziemskiego, trzeba było wprowadzić poprawki, aby oba kalendarze zgadzały się ze sobą. I tak każdy marsjański miesiąc z wyjątkiem lutego był o jeden dzień krótszy niż ten sam miesiąc na Ziemi, a poza tym nie było lat przestępnych. Pozostałe niewielkie różnice korygowano na końcu każdego dziesięciolecia.

Bardziej skomplikowanym problemem był marsjański rok. W gruncie rzeczy bieżący kalendarz ignorował fakt, że rok na czerwonej planecie liczył sześćset osiemdziesiąt siedem dni. Ponieważ ludzie na Marsie przez cały czas przebywali w środowisku stworzonym przez nich samych pod ochronnymi kopułami, nie podlegali wpływom znacznych różnic temperatury, zachodzących wraz ze zmianą marsjańskiej pory roku. Na życie tych ludzi oddziaływały jednak burze piaskowe, które występowały głównie latem. Kiedy były bardzo silne i obejmowały zasięgiem duży teren, zamierała komunikacja zarówno pasażerska, jak i towarowa. Ani pociągi, ani wahadłowce nie mogły kursować bezpiecznie w gęstych chmurach marsjańskiego pyłu, pędzonych po równinach przez wiatry, których prędkość dochodziła do pięciuset czy sześciuset kilometrów na godzinę. Właśnie z tego powodu marsjańskie pory roku były zawsze zaznaczane w sporządzanych na wzór ziemski kalendarzach.