Выбрать главу

— Nazywam się Darwin Bishop — powiedział. — A to moja żona, Clementine. Możesz mówić do niej Clem.

— Miło mi cię poznać, Darwinie — rzekł Johann. — Ja nazywam się Johann Eberhardt… Z pewnością ty i twoja żona bierzecie mnie za kogoś…

— A więc tak się nazywasz — przerwał mu Darwin. — Johann Eberhardt. W końcu możemy dopasować nazwisko do twojej słynnej twarzy.

— Jezu, ależ on jest wysoki — rzekła Clem. — Oglądając wideo, nie miałam pojęcia, że może być taki wielki… Jak sądzisz, Darwinie, może mieć jakieś dwa dziesięć?

— Dwa metry jedenaście — oświadczył Johann.

— Do diabła, prawdziwy z ciebie gigant — stwierdziła Clem. — Nic dziwnego, że te śmieszne cząstki wybrały ciebie, by nawiązać kontakt.

Johann w końcu zaczynał rozumieć. Ta dwójka otyłych ludzi, którzy teraz przez cały czas krążyli w podnieceniu wokół niego, bez wątpienia musiała oglądać nagranie wywiadu z Johannem, w czasie którego opowiadał szczegółowo o swojej dziwnej przygodzie w Tiergarten. Johann, idąc za radą Carlosa Saucedy, nie podał wówczas swojego nazwiska.

— To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe — mówił tymczasem Darwin. — Co za wspaniały świąteczny prezent dla wszystkich marsjańskich członków naszej grupy.

— Musimy natychmiast powiedzieć o tym pozostałym — odezwała się Clem. — Nie wątpię, że każdy będzie chciał go poznać i zamienić chociaż kilka słów.

— Jeżeli nie macie nic przeciwko temu, wolałbym porozmawiać najpierw z wami — wtrącił się Johann, przerażony perspektywą spotkania się z tłumem ludzi podobnych do Clem i Darwina. — Czy możemy zacząć od tego, co wiecie o tych dziwnych cząstkach?

Darwin i Clem zabrali Johanna na zaplecze biura, zatłoczone pudłami, paczkami z bożonarodzeniowymi upominkami, komputerami i innymi urządzeniami elektronicznymi, byle jak ustawionymi w różnych miejscach dużego pomieszczenia. Znaleźli jakiś stół, a Darwin ustawił przy nim trzy krzesła.

Clem podała Johannowi coś do picia i zaczęli rozmawiać. Bishopowie zadawali Johannowi mnóstwo pytań, chcąc dowiedzieć się, co czuł w trakcie tamtego spotkania, jak mógłby wyjaśnić zjawisko, które widział, i czy w ogóle wierzy w istnienie inteligentnych istot żyjących w przestrzeni kosmicznej lub w innym niepostrzegalnym wymiarze. Byli trochę rozczarowani odpowiedziami Johanna, któremu ich zdaniem brakowało wyobraźni. Zarówno Clem, jak i Darwin mieli na temat pochodzenia tajemniczych cząstek własne, choć odmienne teorie, z których żadna nie trafiała do przekonania kierującemu się logiką Johannowi.

Bishopowie powiedzieli mu, że nagranie wideo wywiadu z Johannem, które dotarło do nich dopiero przed czterema miesiącami, natychmiast wzbudziło w ich towarzystwie wielką sensację. Okazało się bowiem, że analiza chemiczna śladów pozostawionych przez drobiny w kieszeni torby wykazała obecność bardzo złożonych cząsteczek, które z całą pewnością nie zostały wyprodukowane na Ziemi. Johann zadał małżonkom kilka pytań na temat tych cząsteczek, chcąc upewnić się, czy nie mogły powstać jako produkt uboczny jakiejś stosunkowo prostej chemicznej reakcji, ale ani Darwin, ani Clem nie umieli powiedzieć mu nic więcej.

Po kilku minutach odezwał się brzęczyk telefonu. Darwin odnalazł aparat za stertą jakichś pudeł.

— Zgadnij, kto siedzi u nas w biurze i rozmawia z Clem i ze mną? — powiedział, kiedy on i jego przyjaciel Wyatt wymienili słowa powitania. — Ten Niemiec; ten sam, który złapał tamte kulki w Berlinie… Słowo daję!… Nie obchodzi mnie, żerni nie wierzysz… Nie, nie mogę ci go pokazać, bo nie wiem, gdzie podziałem swoją kamerę wideo… Po prostu wszedł do biura, mniej więcej przed godziną. Clem i ja omal nie zemdleliśmy z wrażenia… Czy uwierzysz, Wyatt, że teraz na Marsie jest aż troje ludzi, którzy na własne oczy widzieli te dziwne kulki? Prawdopodobieństwo tego, że to przypadek, uważam za znikomo małe… Nie wiem, Wyatt, nie pytałem go o to. Ale damy ci znać, kiedy dowiemy się czegoś więcej… Tobie też życzę wesołych świąt. Do zobaczenia.

Kiedy Darwin się rozłączył, Johann zapytał go natychmiast o zdanie z jego rozmowy, dotyczące „trójki” ludzi, którzy osobiście zetknęli się z kulkami.

— Pozostałe dwie to siostry z zakonu Świętego Michała — odparła Clem. — Zobaczyły je w Anglii. Obie tego samego dnia. Carlosowi udało się zarejestrować rozmowę z jedną z nich w jakiś tydzień po tym, jak nagrał wywiad z tobą.

— Jeden z członków naszego towarzystwa, który zapamiętał jej twarz z nagrania wideo, rozpoznał ją — w zeszłym tygodniu rozdawała żywność w ośrodku dla bezdomnych w Newport. Kiedy jednak zagadnął ją o te cząstki, zakonnica powiedziała mu, by dał jej spokój, gdyż nie chce mieć nic wspólnego z Towarzystwem do Spraw Ramy.

— Nie wiemy, kim jest ta druga zakonnica — dodała Clem — ale Carlos napisał w liście do członków naszego towarzystwa, że prawdopodobnie także przebywa na Marsie. Wywnioskował to z pewnych uwag, jakie wymknęły się pierwszej siostrze w trakcie przeprowadzania z nią wywiadu.

— Czy mogę zobaczyć ten film? — zapytał Johann.

— Oczywiście — odparł Darwin. — Jestem pewien, że gdzieś tu leży.

Przez następne trzy czy cztery minuty szperał pośród stosów przeróżnych pudeł.

— Jest! — krzyknął radośnie. — Etykieta na pudełku głosi: „Dwie siostry tego samego dnia”. Otrzymaliśmy je siedemnastego października 2142 roku.

— Dlaczego tak długo trwało, zanim tutaj dotarł? — spytał Johann.

— Carlos powiedział, że zaraz po dokonaniu nagrania miał duże kłopoty z zakonem Świętego Michała. Oświadczyli mu, że obawiają się wrażenia, jakie może wywrzeć ten wywiad na opinii publicznej.

— Do diabła — dodała Clem. — Carlos twierdzi, że zakon starał się nawet odkupić od niego to nagranie w zamian za hojny dar na rzecz naszego towarzystwa… Nie wysyłał więc żadnych kopii, dopóki nie był pewien, że michalici zapomnieli o całej sprawie.

Johann natychmiast rozpoznał siostrę Vivien, ale ani słowem nie wspomniał o tym Clem i Darwinowi. Vivien opowiedziała o swoim spotkaniu bardzo zwięźle, podkreślając kształt aniołka, jaki przybrała chmura kulek, oraz fakt, że w chwili pojawienia się cząstek jej umysł zaprzątnięty był decyzją o przyjęciu święceń. To zapewne dlatego zakon nie chciał, by to nagranie stało się powszechnie znane — pomyślał Johann. — Choć właściwie nie rozumiem, w jaki sposób miałoby to mu zaszkodzić.

Pod sam koniec nagrania znalazł się niespełna minutowy fragment, w którym Vivien opisywała podobne spotkanie, jakiego doświadczyła inna michalitka w Hyde Parku w Londynie tego samego ranka.

Po powtórnym obejrzeniu nagrania Johann wstał, zamierzając się pożegnać.

— Chyba nie chcesz nas opuścić — rzekła Clem. — Dopiero zaczęliśmy rozmowę… A poza tym nie ustaliliśmy terminu twojego spotkania z pozostałymi członkami.

— Jestem umówiony na obiad z przyjacielem — oświadczył Johann. — A przedtem muszę jeszcze kupić kilka świątecznych upominków.

— A kiedy wrócisz? — zapytał go Darwin. — I w jaki sposób będziemy mogli się z tobą skontaktować?

— Serdecznie wam dziękuję za wszelkie informacje — rzekł Johann. — I rozumiem, że jesteście podnieceni tym, co mi się przydarzyło… Ale wolałbym nie podawać swojego adresu i numeru telefonu do publicznej wiadomości. Moje życie prywatne ma dla mnie bardzo dużą wartość. Jestem pewien, że mnie zrozumiecie.

— Tak, naturalnie — odparła Clem nie kryjąc rozczarowania. — Jesteśmy zachwyceni, że wpadłeś do nas. Czy możemy cię prosić o jeszcze jedną przysługę, zanim wyjdziesz?