Выбрать главу

— Na tym właśnie polega kłopot z wami, mężczyznami — odezwała się nieco głośniej Anna. — Nigdy nie będę w stanie pojąć, jakim cudem możecie tak łatwo zaliczyć innego mężczyznę do tej czy tamtej kategorii. Jeżeli jakiś facet jest genialnym inżynierem czy tenisistą, nie zwracacie uwagi na fakt, że poza pracą czy kortem może być skończonym sukinsynem… A kobiety nie patrzą na mężczyzn w taki sposób. Widzą w nich przede wszystkim całość, a nie tylko tę czy tamtą cechę. Nie obchodzi nas, jak genialny jest Yasin, ani co zrobił dla osady. Sposób, w jaki odnosi się do kobiet, jest oburzający, a jego należy upomnieć i zmusić do poprawy.

Johann jeszcze nigdy nie widział Anny tak wzburzonej.

— No dobrze — odezwał się w końcu. — Podaj mi więcej szczegółów, a ja z nim porozmawiam.

— Kiedy z nim porozmawiasz? — zapytała natychmiast Anna. — Muszę powiedzieć to Deirdre i Lucindzie.

— Niedługo — odrzekł Johann, a widząc, że nie jest zachwycona, dodał: — Dzisiaj wieczorem. Nie później niż dzisiaj wieczorem.

Narong był w swoim gabinecie i pracował przy komputerowym terminalu. Drzwi do jego pokoju były otwarte.

— Mogę wejść? — zapytał Johann. Narong uśmiechnął się.

— Oczywiście — odparł. — Dla szefa nie mogę nie znaleźć czasu.

Johann opadł na jedno z dwóch stojących w pokoju wielkich krzeseł i ciężko westchnął.

— Obiecałem Annie, że jeszcze dzisiaj porozmawiam z Yasinem — zaczął. — Potrzebna mi jest twoja pomoc.

— Następne skargi? — zapytał Narong.

— Tak — odparł Johann. — Wygląda na to, że zaczyna zachowywać się coraz gorzej. — Johann poruszył się nerwowo na krześle, a potem ciągnął: — Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Zgadzam się ze zdaniem kobiet, że nie można tego dłużej tolerować, ale martwię się tym, co może mi odpowiedzieć. Dzięki niemu czas międzyawaryjny naszych urządzeń osiągnął zawrotne wartości, które w dodatku z każdym dniem zwiększają się coraz bardziej. Bez Yasina nigdy nie poradzilibyśmy sobie z naprawami i przeglądami… Jak sądzisz, co powinienem zrobić?

— Od samego początku stanąłeś przed takim samym problemem, z jakim musiał poradzić sobie kiedyś Hobson — stwierdził Narong. — Yasin jest pod pewnym względem geniuszem, a pod innym zachowuje się jak kompletny wariat. Podczas pierwszych sześciu miesięcy jego pobytu u nas sądziłem, że się zmienił. Teraz jednak widzę, że była to tylko gra. Kiedy wreszcie odzyskał wolność, zaczął znów zachowywać się jak dawniej.

— Czy nie moglibyśmy jakoś poradzić sobie bez niego? — zapytał Johann.

— Myślisz o tym, że może zamknąć się w domu albo nawet opuścić nas pierwszym pociągiem, jeśli taki w ogóle przyjedzie? — odpowiedział pytaniem informatyk.

Johann kiwnął głową.

— Nie sądzę — odrzekł z namysłem Narong. — Bardzo chciałbym, żeby było inaczej, ale prawda jest taka, że nikt inny w Valhalli nie zna się na elektronice ani w połowie tak dobrze jak on.

— Spodziewałem się, że właśnie to powiesz — stwierdził Johann. Wstał i chciał wyjść z gabinetu, ale tajlandzki informatyk wręczył mu pięciostronicowy dokument.

— Co to jest? — zapytał Johann.

— Nie dokończona sprawa — odrzekł Narong. — Bardzo wątpię, by było to nadal ważne, gdyż ci z MAK-a, którzy jeszcze zostali w Mutchville, z pewnością mają teraz na głowach ważniejsze sprawy. Niemniej jest to mój końcowy raport w sprawie grupy azjatyckich naukowców, którzy zaginęli przed ponad rokiem, kiedy ty wyjechałeś do Mutchville. Wysłałem go wcześniej, ale wrócił do nas kilka miesięcy temu, jeszcze zanim została przerwana łączność telefaksowa. Zupełnie o nim zapomniałem. Myślę, że to od dawna nieaktualna sprawa.

Pokręcił głową.

— Wiesz, Johannie, że ci goście z dyrekcji MAK-a nie mieli ani jednej uwagi na temat treści merytorycznej? Nie zalecili dokonania żadnych zmian w opisie naszych bezowocnych poszukiwań, dokonanych przy pomocy patrolówek, ani też nie kwestionowali mojego przypuszczenia, że badacze musieli wpaść do jakiejś szczeliny czy w inny sposób ulegli wypadkowi… Jedyne uwagi, jakie mieli, dotyczyły formy dokumentu, a szczególnie numeracji jego rozdziałów.

Johann i Narong wybuchnęli głośnym śmiechem.

— Ci tępi biurokraci poinformowali mnie także — ciągnął informatyk — że raport o takiej wadze musi zostać podpisany przez samego dyrektora placówki albo kogoś zatrudnionego na równorzędnym stanowisku. Powiedzieli, że bez twojego podpisu taki raport nie ma mocy prawnej.

Johann wzruszył ramionami i podpisał dokument, nawet go nie czytając.

— Co chcesz teraz z tym zrobić? — zapytał.

— To dobre pytanie — odparł Narong. — Myślę, że wyślę najbliższym pociągiem, zakładając rzecz jasna, że kiedyś jakiś znów przyjedzie. Zanim łączność została przerwana przed sześcioma dniami, sugerowano, że następny pociąg może przyjechać dopiero za kilka tygodni… Pod warunkiem że nie zerwie się piaskowa burza.

Po tych słowach w pokoju zapadła dłuższa cisza.

— Jak sądzisz, ile czasu może upłynąć do chwili, kiedy nie będzie w ogóle ani żadnych pociągów, ani nawet łączności telefonicznej? — odezwał się w końcu Johann.

— Staram się o tym nie myśleć — zmuszając się do uśmiechu, odparł Narong. — Wiem tylko jedno. Kiedy marsjańska infrastruktura zawiedzie na całej linii, wolałbym być w Valhalli niż w Mutchville czy gdziekolwiek indziej. My przynajmniej jesteśmy chociaż trochę przygotowani.

Odwaga to bardzo dziwne słowo — pomyślał Johann, siedząc w mieszkaniu i przygotowując się do spotkania z Yasinem. — Używa się go najczęściej do opisu zachowania w sytuacjach, w których zagrożone jest czyjeś życie. Czasem jednak większej odwagi wymaga rozmowa z inną osobą na drażliwy temat niż spotkanie oko w oko z szalejącym fanatykiem czy dzikim zwierzęciem w leśnej gruszy.

Johann zaparzył ostatnią porcję osobistego przydziału kawy. Lada chwila powinien pojawić się gość. W cieplarniach Valhalli nie uprawiano kawy, gdyż nie była uważana za niezbędną do życia, a żaden transport kawy z Mutchville nie dotarł do nich od ponad roku. Jak wielu innych muzułmanów, Yasin nie pił alkoholu; uwielbiał natomiast dobrą kawę. Johann był pewien, że Arab doceni znaczenie tego gestu.

Kiedy Yasin pojawił się dosłownie po chwili, było widać, że jest w dobrym humorze. Wyczuł zapach kawy w tej samej sekundzie, w której stanął na progu.

— To ładnie z twojej strony, Asie — oświadczył przyjmując podaną przez Johanna filiżankę. — Domyślam się, że to dowód, jak bardzo mnie doceniasz.

— Masz rację — odrzekł Johann siadając na krześle naprzeciwko niego. — Dokonałem inspekcji cieplarni i wiem, że zbiory są lepsze niż kiedykolwiek. Nie muszę ci chyba mówić, że zawdzięczamy to głównie twojej pomysłowości.

— Bardzo dziękuję — odparł Yasin, szeroko się uśmiechając. — Nie wierzę jednak, że chciałeś się spotkać ze mną w cztery oczy tylko po to, by mi podziękować. Musi więc być jakiś inny powód. Nie nadeszły chyba jakieś straszne wieści z Mutchville, prawda? Sądzę, że łączność nadal nie działa.

— Nie, nie — uspokoił go Johann. — Chodzi o coś innego. — Zawahał się, pragnąc przypomnieć sobie, co właściwie zamierzał powiedzieć. — Chcę porozmawiać z tobą o sprawach natury osobistej.

Yasin napił się łyk kawy, a uśmiech zaczął powoli znikać z jego twarzy.

— Pozwól, że zgadnę — odezwał się ostro. — Jedna z twoich dziwek znów złożyła na mnie jakąś skargę. Spojrzenie Johanna nie oderwało się od oczu Yasina.

— Formalne skargi złożyło aż kilka kobiet naraz — powiedział. — 1 to nie tylko w sprawie używanych przez ciebie słów czy obelżywych uwag. Oświadczyły, że groziłeś im napaścią seksualną.