— Co za stek bzdur — rzekł Yasin, a w jego oczach pojawiły się złe błyski. Odstawił filiżankę na blat stołu i wstał. — Dlaczego miałbym coś takiego znosić? — wybuchnął nie kryjąc złości. — Nadstawiam za ciebie karku, ratuję tę cholerną dziurę i co z tego mam? Muszę wysłuchiwać skarg bandy skamlących dziwek… Posłuchaj, Asie, jeżeli jest jakieś przestępstwo, o które mnie ktoś oskarża, to przedstaw mi konkretny zarzut, ale nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich wymówek tylko dlatego, że jakieś samotne baby oświadczyły, iż obraziłem ich poczucie przyzwoitości.
Przez chwilę Johann myślał, że Yasin odwróci się i wyjdzie z pokoju. I co bym wówczas zrobił? — przemknęło mu przez głowę.
— Yasinie — odezwał się szybko. — Jako dyrektor tej placówki muszę reagować na skargi, składane przez moich pracowników… W tej chwili jeszcze o nic cię nie oskarżam. Prowadzę nieoficjalne dochodzenie, do czego w zupełności mam prawo z racji zajmowanego stanowiska. Wezwałem cię tylko po to, żeby dać ci szansę wypowiedzenia się w tej sprawie.
Yasin już dotykał dłonią klamki, ale usłyszawszy te słowa, nie otworzył drzwi. Przez chwilę się zawahał.
— No dobra, Asie — powiedział, wracając do stołu. — Trzymam cię za słowo i naprawdę zakładam, że nie kierujesz się innymi względami. — Usiadłszy znów na krześle, napił się następny łyk kawy. — Powiedz mi teraz, czego dotyczyły te skargi, żebym wiedział, jak się bronić.
Johann zaczął od tego, że przypomniał Yasinowi, iż ilekroć mówi o jakiejś konkretnej kobiecie czy o kobietach w ogóle, zawsze nazywa je „sukami” lub „dziwkami”. Stwierdził, że te słowa obrażają uczucia wszystkich kobiet w ten sam sposób, w jaki określenia „czarnuch” czy „mosiek” obrażają uczucia Murzynów czy Żydów. Yasin słysząc to, nie odezwał się ani słowem. Johann podniósł wówczas kwestię opowiadania nieprzyzwoitych dowcipów w obecności kobiet. Skończył właśnie wyjaśniać, że ludzie mają prawo nie słuchać takich obraźliwych historii i zaczął tłumaczyć, co Deirdre Robertson uznała za wyraźną seksualną groźbę, kiedy Yasin przerwał mu, mówiąc:
— Ta szkaradna suka może mówić, co zechce. Nie wierz w ani jedno jej słowo. Mści się na mnie, bo nie chcę się z nią pieprzyć… Zaraz po tym, jak tutaj przybyłem, starała się mnie uwieść, ale jej odmówiłem. Przez cały ten czas czekała, kiedy będzie mogła się odegrać. Sam wiesz, jakie bywają te baby.
Yasin opowiedział Johannowi, jak wkrótce po jego przyjeździe do Valhalli Deirdre usiłowała go zdobyć. Johann wiedział, że jego rozmówca zapewne wymyślił całą tę historię, ale nie mógł na to nic poradzić. Mały Arab kategorycznie zaprzeczył, jakoby miał powiedzieć pannie Robertson, że jeżeli nie będzie uważała, podciągnie kiedyś jej suknię i „wsadzi, co trzeba”.
Johann stracił cały zapał do zadawania dalszych pytań. Yasin znów się uśmiechał, myśląc, że cała sprawa została załatwiona. Wyraźnie się odprężył.
— Tym sukom jest potrzebny prawdziwy mężczyzna, który czasem rozwierałby im tę dziurę — powiedział pod koniec rozmowy, śmiejąc się beztrosko. — Nie chodziłyby wtedy przez cały czas takie nieszczęśliwe i sfrustrowane.
— To właśnie takie uwagi nastawiają do ciebie wrogo nasze kobiety w Valhalli — odezwał się porywczo Johann. — A także wielu mężczyzn, włącznie ze mną.
Kiedy Yasin zorientował się, że Johann jest nie na żarty rozgniewany, powoli zaczął łagodzić sytuację.
— Wiesz, Asie — powiedział pojednawczym tonem kilka sekund później — im dłużej się zastanawiam nad tą sprawą, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to, o czym rozmawiamy, to tylko sprawa różnic kulturowych. Kultura muzułmańska w przeciwieństwie do chrześcijańskiej zupełnie inaczej postrzega rolę kobiety w społeczeństwie. Wychowano mnie w przekonaniu, że kobiety to pomocnice, wierne sługi, których głównym zadaniem jest troska o dom i wychowanie dzieci mężczyzny… Traktuję je jak swoją własność dlatego, że zgodnie z muzułmańskim prawem po osiągnięciu określonego wieku wszyscy potomkowie należą do ojca, a matka przestaje mieć do nich jakiekolwiek prawo.
Postaraj się zrozumieć, że dla muzułmanina sam pomysł, iż mężczyznę mogłoby obchodzić, co myśli kobieta, jest całkiem obcy. Czy potrafisz wyobrazić sobie na przykład, że jakaś kobieta w Arabii Saudyjskiej czy Iraku mogłaby narzekać na słownictwo, jakiego używa jej mężczyzna? To byłoby coś niesłychanego… Widzisz więc, że twoje europejskie idee głoszące rzekomą równość obu płci — mimo że mógłbym policzyć na palcach Europejczyków, którzy naprawdę w nie wierzą — są dla mnie bardzo trudne do zrozumienia. Starałem się dokonać kilku zmian w swoim zachowaniu, ale nie zawsze udaje mi się nad sobą zapanować.
Bardzo sprytnie — pomyślał Johann. — Zmieniłeś cały sens tej rozmowy. Teraz problem nie dotyczy bezpośrednio ciebie. Teraz to sprawa różnic religijnych i kulturowych…
— Kwame bardzo szanuje kobiety — odezwał się niespodziewanie do Yasina. — A on też jest muzułmaninem.
— Kwame właściwie się nie liczy — odciął się Arab. — Nie traktuje swojej religii poważnie, a poza tym i tak Afrykanie praktykują inny rodzaj religii muzułmańskiej… Prawdę mówiąc, uważam, że uprzejme zachowanie Kwamego to tylko poza. Założę się, że przeleciałby każdą kobietę w tej placówce bez jej zgody, gdyby sądził, że ujdzie mu to na sucho. — Yasin pochylił się nad blatem stołu. — Nie wiem, jak ty, Asie, bo jeszcze cię nie rozgryzłem, ale myślę, że większość mężczyzn zmusiłaby kobiety do tego, gdyby nie groziły za to żadne sankcje. To sprawa biologiczna, a nie kulturowa.
Johann miał właśnie zaprzeczyć, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Obaj mężczyźni wstali.
— To ja, Narong — usłyszeli. — Mam pilną wiadomość. Johann otworzył drzwi.
— Melvin wykopał dzisiaj ciało doktor Won — oznajmił informatyk. — Ciągle jest zamrożone w bryle lodu. Jedna z naszych patrolówek transportuje je w tej chwili do Valhalli. Ciało powinno tutaj dotrzeć za mniej więcej dwie godziny.
7
Doktor Kyagi Won, koreańska geolog specjalizująca się w badaniach lodowców, była jedną z czwórki azjatyckich badaczy, którzy przed ponad rokiem zaginęli w tajemniczych okolicznościach w pobliżu marsjańskiego bieguna. Ona i jej trzej koledzy: doktor Devi Sinha z Indii (kierownik wyprawy), doktor Hiroshi Kawakita z Japonii i doktor Ismail Jailani z Malezji, spędzili prawie tydzień w Valhalli, zanim wyprawili się na badania do wybranego przez siebie rejonu. Podczas pobytu na terenie placówki odizolowali się zupełnie od pozostałych jej mieszkańców. Wszyscy czworo jadali w stołówce przy oddzielnym stole i w przeciwieństwie do pełnych życia, nie stroniących od alkoholu naukowców ukraińskich goszczących w ośrodku przed rokiem, nigdy nie uczestniczyli w imprezach mających na celu umilenie mieszkańcom Valhalli długich wieczorów.
Trzech pracowników placówki nauczyło azjatyckich naukowców posługiwania się lodomobilem i innym specjalistycznym sprzętem, a potem wyprawiło się z nimi, żeby pomóc rozbić pierwszą bazę na powierzchni lodu. Wszyscy trzej powrócili, wygłaszając uwagi na temat opanowania członków azjatyckiej wyprawy.
— Można by pomyśleć, że to automaty — stwierdził jeden z ludzi, którzy pomagali wyprawie badaczy rozbijać obóz.
Doktor Won i jej koledzy wyprawili się w okolice bieguna pomocnego w szczególnym celu. Nie zgodzili się z wnioskami wcześniejszej, zorganizowanej przez badaczy ukraińskich ekspedycji. A wnioski te zyskały aplauz u wielu światowej sławy naukowców. Azjaci sądzili, że Ukraińcy zarówno przy pobieraniu próbek lodowego płaszcza, jak podczas późniejszej analizy warstw lodu w tych próbkach, popełnili poważne błędy, wskutek czego ich teoria dotycząca historii zmian osi obrotu Marsa jest błędna. Naukowcy azjatyccy zamierzali przeprowadzić te same badania w prawidłowy sposób. Chcieli udowodnić, że opracowana wcześniej przez doktora Kawakitę teoria na temat zmiany osi obrotu planety, zdyskredytowana przez odkrycia Ukraińców, jest w rzeczywistości prawdziwa.