Выбрать главу

Kiedy system nawigacyjny pojazdu pokazał, że znalazłam się niecały kilometr od miejsca, w którym niedaleko prostokątnej dziury ustawiliśmy nadajnik sygnału namiarowego, doznałam dziwnego uczucia, że ktoś mnie śledzi. Mimo że moje obawy były śmieszne, to jednak powoli odwróciłam się w fotelu i spojrzałam do tyłu. Za sobą, w odległości nie większej niż czterdzieści metrów, na tle ciemnego nieba zobaczyłam długą białą wstęgę, podobną do tej, którą widziałam przed dwoma dniami wyłaniającą się z naszego namiotu. Sparaliżowała mnie trwoga. Nie mogłam nawet kierować pojazdem. Lodomobil zboczył z trasy i uderzył w niewielką lodową ścianę na poboczu. Natychmiast uruchomił się hamulec awaryjny, a system bezpieczeństwa pojazdu wyłączył zasilanie.

Wpatrywałam się w jasno świecącą wstęgę przez dobrych kilkanaście sekund. Stwierdziłam, że wisi nieruchomo, jak gdyby mnie obserwując. Tworzące ją drobiny nieustannie się poruszały, w górę, w dół i na boki, odbijając się ku środkowi wstęgi, kiedy docierały do jej skraju. Po czasie dłuższym niż cała wieczność wstęga zwinęła się i przeleciała nad moją głową, znikając w tej stronie, w której znajdowała się prostokątna dziura.

Przez długi czas nie mogłam się poruszyć. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nawet nie potrafiłam nacisnąć startera lodomobilu. Powiedziałam sobie, że muszę się uspokoić, ale okazało się to niemożliwe. W końcu, po długich staraniach, udało mi się uruchomić pojazd, powrócić nim na drogę i jechać dalej.

Kilka razy próbowałam nawiązać łączność za pomocą przenośnej radiostacji. Kiedy jednak dotarłam do drugiego lodomobilu i przekonałam się, że od czasu mojego odjazdu nie był uruchamiany, ogarnęło mnie przeczucie, że wydarzyło się coś strasznego. Mimo to wyjęłam z bagażnika dwa plecaki ze sprzętem i żywnością i przeniosłam je przez niedostępny teren w pobliże dziury.

Przez cały ten czas co kilkanaście minut próbowałam połączyć się z kolegami. Przeszukałam także dokładnie całą okolicę. Przekonałam się, że od czasu mojego odjazdu nic, co zostawili na powierzchni lodu, nie było nawet dotykane. Musieli więc zejść na drugi poziom i dotychczas nie wrócili.

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Miałam do wyboru dwie możliwości. Mogłam w dalszym ciągu czekać na nich, licząc na to, że w końcu się odezwą, albo spuścić się po linie na dół i spróbować ich odszukać. Jeżeli nadal żyją ale są tak głęboko pod ziemią, że sygnały naszych radiostacji są zbyt słabe, byśmy mogli się słyszeć, wcześniej czy później wyjdą na powierzchnię. W kieszeniach kosmicznych kombinezonów i torbach mieli przecież zapasy żywności i wodę zaledwie na jeden dzień, nie dłużej.

Możliwość, że sama spuściłabym się w głąb po linie, jakoś mnie nie nęci. Mimo zawiązania na niej co pół metra węzłów, nie ufam ani swojej sile, ani poczuciu równowagi, na tyle, by pokusić się o zejście na głębokość piętnastu metrów, nie mówiąc już o powrocie. A co będzie, jeżeli na tym drugim poziomie przydarzyło się im coś strasznego? Czy mam powód, by sądzić, że to samo mogłoby się stać ze mną?

Nie, opuszczenie się w głąb dziury powinnam brać pod uwagę tylko wówczas, kiedy zawiedzie wszystko inne. Doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie siedzenie i czekanie w nadziei, że któryś z naukowców niedługo nawiąże łączność.

25 GRUDNIA 2142 ROKU

Słońce wzeszło przed dwoma godzinami, a moja sytuacja nie uległa żadnej zmianie. Z każdą upływającą godziną nabieram przekonania, że wszyscy moi koledzy nie żyją.

Jestem przerażona i przygnębiona. W środku nocy, kiedy obudził mnie jakiś śniący mi się koszmar, zaczęłam rozmyślać o wszystkim, co przydarzyło się nam w ciągu ostatnich kilku dni. Dopiero teraz jasno widzę, jak ryzykowna i bezmyślna była nasza decyzja o zbadaniu tych tajemniczych jaskiń na własną rękę. Powinniśmy jedynie oznaczyć ich położenie, pomagając sobie flarami zrobić kilka fotografii i ujęć wideo jako dowód, że naprawdę istnieją, a potem natychmiast wrócić do Valhalli.

Postanowiłam zostać tutaj i czekać na powrót pozostałych naukowców jeszcze tylko przez ten dzień. Nie zamierzam opuszczać się w głąb dziury. To nie jest sprawa mojej odwagi. Po prostu nie widzę sensu w tym, by ryzykować utratę życia.

Zanim wrócę do bazy i wyruszę w drogę powrotną do Valhalli, zamierzam pojechać do miejsca naszego odwiertu, żeby zabrać stamtąd próbki lodu i wyniki wszystkich badań naukowych.

Przynajmniej tyle mogę zrobić dla swoich kolegów. Te wyniki, zarejestrowane w pamięciach zostawionych tam komputerów, już w tej chwili mogą potwierdzić teorię doktora Kawakity.

Kiedy Johann zaczynał czytać pamiętnik doktor Won, Narong i Yasin opuścili jego gabinet. Gdy skończył, głęboko odetchnął, a potem ponownie wezwał Naronga.

— Jesteś blady jak ściana — oświadczył informatyk.

— Nic dziwnego — odrzekł Johann. — Właśnie przeczytałem coś, co może być najbardziej zdumiewającym dokumentem, jaki kiedykolwiek napisał człowiek. Jeżeli te zapiski mówią prawdę, doktor Won i jej koledzy dokonali najważniejszego odkrycia w dziejach ludzkości.

— Yasin nadal uważa, że to oszustwo — rzekł Narong.

— Dokonane przez kogo i w jakim celu? — zapytał Johann. — Poza tym my wiemy o czymś, o czym Yasin nie wie, a mianowicie o fakcie, że te chmury świetlistych cząstek były widywane już wcześniej i to przez różnych ludzi. Nie wydaje mi się możliwe, żeby doktor Won…

— Ale jest możliwe, że miała dostęp do informacji opublikowanej przez Towarzystwo do Spraw Ramy — przerwał mu Narong. — I jest możliwe, że klika ich naukowców uknuła sprytny plan, którego częścią miał być pamiętnik doktor Won, tylko po to, żeby zyskać w ten sposób międzynarodowy rozgłos i sławę. Niestety, jakiś etap tego planu się nie udał i kosztował naukowców życie.

— Nie, Narong — odrzekł Johann. — Podejrzenie o dokonanie oszustwa jest bezpodstawne. Jestem przekonany, że dziennik opisuje to, co zdarzyło się naprawdę… Przy okazji, jak twoim zdaniem zginęła doktor Won?

Narong wzruszył ramionami.

— Trudno powiedzieć coś na pewno. Przypuszczam, że po tym, jak jej lodomobil został uszkodzony, mogła wyruszyć w dalszą drogę pieszo i po prostu zabłądziła. Łatwo stracić orientację w terenie, w którym nie istnieje nic poza wszechobecnym lodem.

Johann wstał.

— Co teraz robimy, szefie? — zapytał go Narong.

— Poproś Yasina, żeby nakierował anteny naszych wszystkich nadajników na Mutchville. Zgodnie z przepisami mam zamiar powiadomić ich o znalezieniu zwłok doktor Won, a później przeczytam im wybrane fragmenty jej pamiętnika. — Johann na chwilę przerwał. — Nie wiem, czy mnie usłyszą, nawet jeśli będziemy nadawać z maksymalną mocą, ale chcę przynajmniej spróbować.

— Coś jeszcze, szefie? — zapytał Narong, domyślając się, że Johann nie skończył.

— Zamierzam udać się w tamto miejsce, żeby sprawdzić samemu, ile z informacji zapisanych w dzienniku doktor Won jest prawdziwe… — odrzekł Johann. — Pojedzie ze mną Kwame. Jeżeli chodzi o ciebie, to chcę, byś został w Valhalli i zatroszczył się, żeby wszystko funkcjonowało jak należy. Placówka potrzebuje energicznego przywódcy na wypadek, gdyby…

Urwał nie kończąc zdania.

— Czy zejdziesz do tych jaskiń? — zapytał go informatyk.

— Jeżeli okaże się, że naprawdę istnieją — odparł Johann.

8

Kwame przeczytał ostatnią część dziennika doktor Won w sali konferencyjnej sąsiadującej z gabinetem Johanna.

— I co o tym sądzisz? — zapytał Johann, kiedy Kwame zwrócił mu kartki wydruku.