Выбрать главу

— Wobec tego zostają tylko zeznania naocznych świadków — rzekł Johann.

Na dworze zrobiło się ciemno. Johann przespał całe dziewięć godzin i chociaż obudził się jakiś czas temu, nadal czuł się oszołomiony. Nie wiedział, co sądzić na temat tego wszystkiego, co widział i co przeżył. Rozmowa z Kwamem pozwoliła mu trochę oprzytomnieć.

— Zastanawiam się, dlaczego pozwolili doktor Won uciec z pamiętnikiem i mapami — powiedział Kwame.

— Może wcale nie pozwolili — stwierdził Johann. — Może kulki przyczyniły się do jej śmierci. A może bałwan czy jakiś inny stwór. Może nawet spowodowały awarię jej komputera, nie spodziewając się, że znajdziemy kobietę i odzyskamy zapisaną w pamięci maszyny informację. Prawdopodobieństwo czegoś takiego było przecież jak jeden do miliona.

Przez cały czas rozmowy zbierali swoje rzeczy i pakowali je do dużych toreb.

— Jak sądzisz, dlaczego pokazali to wszystko tylko tobie? — zapytał Kwame. — Dlaczego nie pozwolili mi obejrzeć chociaż drobnej części?

Johann wzruszył ramionami.

— Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, tak samo jak nie mogę zrozumieć, co właściwie starali się mi pokazać… A jednak oglądając to wszystko, dowiedziałem się czegoś ważnego, zapewne najważniejszego w życiu. Może jeszcze po tym nie ochłonąłem i nie całkiem przyszedłem do siebie, ale to, co zobaczyłem w tych podziemnych korytarzach, upewniło mnie, że obce istoty, z którymi możemy mieć kiedyś do czynienia, będą o wiele dziwniejsze, niż potrafimy sobie wyobrazić.

Zapadła krótka cisza.

— Czy sądzisz, że dadzą nam teraz spokój? — zapytał Kwame, zarzucając torbę na ramię.

— Nie wiem — odparł Johann. — Myślę, że w dużej mierze to będzie zależało, czy poczują się zagrożeni tym, co wiemy. — Na chwilę przerwał pakowanie i popatrzył na przyjaciela. — Bez względu jednak na to, co postanowią, wydaje mi się jasne, że jesteśmy zdani na ich łaskę lub niełaskę.

— To nie było pocieszające — oświadczył Kwame.

— Bo nie miało być — odrzekł Johann.

Z zawieszonymi na ramionach torbami, które teraz, bez sznurowych drabinek, były o wiele lżejsze, obaj mężczyźni zaczęli z mozołem pokonywać usianą lodowymi głazami przestrzeń dzielącą ich od pojazdu. Kiedy układali torby w bagażniku lodomobilu, nad ich głowami pojawiła się świecąca wstęga. Ku zdumieniu Johanna lodomobil dał się jednak uruchomić bez najmniejszego trudu.

— Może nie chcą nas zabijać tak blisko swojego domu. — Kwame roześmiał się nerwowo. Kiedy skierowali się na południe i mknęli po lodzie, wypełniona świetlistymi cząstkami wstęga towarzyszyła im, unosząc się nad pojazdem. Johann zaczął nawet martwić się czymś innym.

— A co będzie, jeżeli ta wstęga zechce podążać za nami aż do samej Valhalli? — zapytał. — Czy możemy narażać wszystkich mieszkańców placówki na nowe niebezpieczeństwo, którego sami nie znamy?

— Tego nie będziemy mogli wiedzieć — odparł Kwame. — Założę się jednak, że cząstki i ich przyjaciele wiedzą o Valhalli od dawna, a zatem musi istnieć jakiś inny powód, dla którego ta przeklęta wstęga nam towarzyszy.

Kiedy pojazd dojeżdżał do skraju głównego podbiegunowego lodowca i znajdował się o niecały kilometr od miejsca, w którym zostawili łazik, silnik lodomobilu niespodziewanie odmówił posłuszeństwa.

— Oho — odezwał się Kwame. — Wcale mi się to nie podoba… To paskudne miejsce, żeby stracić życie.

Unosząca się nad nimi wstęga przemieściła się i znieruchomiała nad ich głowami.

— Zostaw wszystko — powiedział nagle Johann. — Wyjmij to, co masz w kieszeniach, i przełóż do bagażnika lodomobilu. Może chociaż w ten sposób przekonamy ich, że jesteśmy gotowi rozstać się ze wszystkim, co mogłoby stanowić dowód ich istnienia.

Kwame spojrzał na Johanna, jakby chciał zorientować się, czy nie żartuje.

— No dobrze — zgodził się w końcu. — Jeżeli uważasz, że to takie ważne…

W dalszą drogę ruszyli pieszo. Wstęga świecących cząstek opuściła się na wysokość ich oczu i przez cały czas pozostawała między nimi. Johann stwierdził, że znajduje się o niecałe pół metra od niego. Każde spojrzenie na nią denerwowało go coraz bardziej. W końcu nie wytrzymał i krzyknął:

— Posłuchaj, kimkolwiek jesteś! Jeżeli zamierzasz nas zabić, to zrób to i przestań nas dręczyć!

Biała wstęga przekształciła się w aureolę i przez kilka sekund unosiła się to nad nim, to nad Tanzańczykiem. Później obaj mężczyźni zostali oślepieni silnym błyskiem. Nie widzieli więc, jak wstęga eksploduje, zamieniając się w tysiące mikroskopijnych kulek, które opadają, pokrywając ich kombinezony cienką warstwą. Wydawało im się, że świetlista wstęga po prostu zniknęła.

Kiedy Johann i Kwame wrócili do Valhalli, placówka przeżywała właśnie kolejny kryzys.

— Wiem, że chcesz opowiedzieć mi o wielu rzeczach — powitał Johanna Narong — ale potrzebna mi jest twoja natychmiastowa pomoc. Deirdre Robertson oskarżyła Yasina o to, że poprzedniej nocy napastował ją w jej pokoju. Twierdzi, że zamierzał ją zgwałcić, i zrobiłby to, gdyby Anna nie pospieszyła jej na ratunek. Zwołałem w tej sprawie zebranie, które ma zacząć się za dwie godziny… Ponieważ wróciłeś, będziesz musiał przewodniczyć.

— Cholera — zaklął Johann. — Przeżyłem właśnie najważniejszą przygodę w całym swoim życiu; możliwe nawet, że w życiu jakiegokolwiek człowieka. Czy naprawdę muszę teraz zajmować się Yasinem?

Narong wzruszył ramionami.

— Szlachectwo zobowiązuje i tak dalej — powiedział. — Wszyscy wiedzą, że wróciłeś. Wiadomo, że nie mogę rozpocząć zebrania bez ciebie, a jeżeli przełożymy je na inny termin, rozwścieczymy wszystkie kobiety z Valhalli. Ale rób, jak uważasz.

— Nie, nie — odrzekł pospiesznie Johann. — Lepiej będzie mieć to już za sobą. Jeżeli cokolwiek pomoże mi przyjść do siebie, to słuchanie Yasina, jak się kłóci z dwiema kobietami naraz. — Odwrócił się do Kwamego. — W czasie rozprawy będziemy cię potrzebowali w charakterze oficjalnego doradcy. Oficjalnie jesteś także muzułmaninem, a więc Yasin nie będzie mógł nam zarzucić, że rozprawa jest nieobiektywna pod względem religijnym… Muszę cię jednak uprzedzić, że Yasin ma opinię człowieka mściwego.

Kwame uśmiechnął się.

— Johannie, czy sądzisz, że po tym wszystkim, co się nam przydarzyło, chociaż trochę boję się pana Yasina al-Kharifa? Wolałbym po stokroć narazić się na jego gniew, niż kolejny raz poczuć uścisk łapy tego śniegowego bałwana na swoim ramieniu.

— Bałwana? — zapytał zdumiony Narong. — Może jednak powinniśmy przełożyć tę rozprawę? I Jonami, i Kwame, wybuchnęli śmiechem.

— Najpierw zjedzmy jakiś obiad — zaproponował Johann. — A później opowiemy ci skróconą wersję tego, co przeżyliśmy.

10

Rozprawa odbyła się w jedynej sali w Valhalli na tyle dużej, żeby mogła pomieścić wszystkich ludzi, którzy chcieliby się jej przysłuchiwać, to znaczy w sali gimnastycznej stanowiącej część kompleksu rekreacyjnego placówki. Johann skłaniał się co prawda ku temu, by rozprawa odbyła się tylko w gronie osób zainteresowanych, ale Narong przekonał go, że wyjątkowo duża ciekawość, jaką wzbudziła, nakazuje przeprowadzenie jej z udziałem publiczności. Siedząc w sali i patrząc, jak ludzie zajmują miejsca, Johann nachylił się do Kwamego.

— W ciągu kilku krótkich godzin przeszliśmy od spraw wzniosłych do trywialnych — powiedział.

— Szara rzeczywistość niemal zawsze barwi nam w ten sposób każdy aspekt życia — odparł Tanzańczyk.