Выбрать главу

Johann wraz z zespołem doradców, który składał się z Naronga, Kwamego i Lucindy Davis, siedział za długim stołem pod jedną ścianą sali. Po jego prawej ręce usiadł na rozkładanym krześle Yasin. Deirdre Robertson i Anna Kasper, które postanowiły występować jako oskarżycielki, rozmawiały cicho ze sobą po lewej stronie stołu. Większość pozostałych mieszkańców Valhalli siedziała już na odchylanych ławach, które znajdowały się pod ścianami sali.

W pewnej chwili Johann wstał i kiedy wszyscy się uciszyli, zaczął rozprawę.

— Jednym z moich obowiązków jako dyrektora placówki Valhalla jest prowadzenie śledztw mających na celu ustalenie, czy któryś z członków naszej społeczności nie popełnił jakiegoś czynu sprzecznego z prawem obowiązującym całą naszą kolonię na Marsie — powiedział. — Jeżeli w wyniku takiego śledztwa dojdę do wniosku, że istnieją wystarczające powody, żeby sądzić, iż prawo zostało złamane, jestem zmuszony przekazać osobę podejrzaną o popehlienie tego czynu w ręce przedstawicieli władz w Mutchville, by stanęła przed tamtejszym trybunałem… Jestem świadom, że w obecnej sytuacji panującej na Marsie przekazanie podejrzanego do Mutchville może być trudne, a może wręcz niewykonalne, niemniej niech ta rozprawa będzie pierwszym krokiem wymaganym przez nasze prawo.

Johann przerwał. Czuł się bardzo dziwnie. Po tym wszystkim, co mu się przydarzyło, miał wrażenie, że cała ta rozprawa nie jest wcale ważna. Całą siłą woli zmusił się do skupienia uwagi i skierował spojrzenie na Yasina.

— Panie al-Kharif, został pan oskarżony o usiłowanie popełnienia gwałtu na osobie panny Deirdre Robertson — oświadczył. — Czy przyznaje się pan do winy?

— Jestem niewinny — odparł natychmiast Yasin.

— Bardzo proszę, by ze względów protokolarnych zostało zarejestrowane, że pan Yasin al-Kharif nie przyznaje się do winy — stwierdził Johann. — W związku z tym i oskarżycielki, i oskarżony — dodał zwracając się do Deirdre, Anny i Yasina — będą mieli po dziesięć minut na poinformowanie nas, co wiedzą na temat usiłowania popełnienia gwałtu przez pana al-Kharifa na pannie Robertson ubiegłego wieczoru w jej pokoju… Chcę przypomnieć wszystkim, że zgodnie z przysięgą jesteście zobowiązani do mówienia prawdy. Proszę was, byście w czasie składania zeznań zwracali uwagę na lampki w górnej części komputerowego monitora stojącego przed każdym z was. Jeżeli zapali się czerwona lampka, oznacza to, że program dokonujący konwersji waszych słów na gotowy protokół rozprawy mógł przeoczyć albo źle przekształcić jakieś słowo, w związku z czym może się okazać konieczne powtórzenie ostatniego zdania. Kiedy wszyscy skończycie mówić, moi doradcy lub ja niemal na pewno zechcemy zadać wam kilka pytań.

Oświadczenia składane przez obie strony nie różniły się w najważniejszych szczegółach do chwili, gdy przydarzyła się rzekoma napaść seksualna. Yasin oświadczył Deirdre, że ma kilka nowych pomysłów, jak poprawić wydajność plonów w podlegających jej cieplarniach. Oboje postanowili, że spotkają się, by przedyskutować to razem. Z powodu nawału bieżących zajęć mogli to zrobić wieczorem po kolacji. Deirdre obawiała się jednak przebywać sam na sam z Yasinem w budynku biura w porze, w której nie było w nim żadnych innych pracowników. Zwierzywszy się ze swoich obaw Annie Kasper, za jej radą postanowiła umówić się z mężczyzną w swoim apartamencie w mieszkalnej części placówki.

W czasie pierwszej godziny spotkania nie wydarzyło się nic złego. Deirdre przyznała, że Yasin miał kilka ciekawych pomysłów poprawy wydajności plonów warzyw w cieplarniach. Stwierdziła też, że podczas tej pierwszej godziny pan Yasin al-Kharif zachowywał się względem niej nienagannie. Pod koniec dyskusji Deirdre poczuła się nawet tak pewnie, że wbrew wcześniejszym sugestiom Anny, żeby drzwi wejściowe jej mieszkania były przez cały czas otwarte, postanowiła je zamknąć, aby dobiegające z korytarza rozmowy i hałasy nie przeszkadzały w rozmowie.

Złożone przez Deirdre i Yasina oświadczenia na temat późniejszych wydarzeń bardzo się różniły. O wiele bardziej elokwentny Arab stwierdził, że kobieta po zamknięciu drzwi zaczęła go uwodzić. Zaproponowała, by oboje usiedli obok siebie na tapczanie, by omówić szczegóły rysunków technicznych, które Yasin przyniósł ze sobą, a potem wiele razy pieszczotliwie go dotykała, tak że w końcu zdecydował się ją pocałować. Deirdre jednak oświadczyła, że nie uwodziła mężczyzny, a tylko prowadziła z nim przyjacielską rozmowę. Uznała za naturalny fakt, iż dwoje ludzi dyskutujących na temat szczegółów skomplikowanych rysunków powinno siedzieć po tej samej stronie stołu, a nie naprzeciwko siebie. I chociaż przyznała, że jej dłoń „raz czy dwa razy” spoczęła przypadkowo na ramieniu Yasina, z pewnością nie było w jej gestach nic pieszczotliwego.

W pewnej chwili mężczyzna rzucił się na nią i zaczął ją namiętnie całować w usta. Później, pod koniec pocałunku, schwycił ją nagle za pierś. Wówczas Deirdre wymierzyła mu policzek i nazwała go „kutasem”. Rozzłościło go to tak bardzo, że wstał, ściągnął spodnie i pokazał jej, jak wygląda kutas. Kiedy zagroził jej, że go użyje, Deirdre głośno krzyknęła. Usłyszawszy jej krzyk, Anna wpadła do pokoju i ujrzała Yasina stojącego z opuszczonymi spodniami.

Johann z najwyższym trudem mógł skoncentrować się na zeznaniach. Przez głowę przelatywały mu nieustannie obrazy widziane poprzedniego dnia, nie mógł się skupić. Nie słyszał prawie nic z tego, co łkając mówiła Deirdre.

— Zanim ktoś w ogóle zechce rozpatrzyć skargę o usiłowanie gwałtu, musimy zawsze udowadniać i to tak, żeby nikt nie miał cienia wątpliwości, że nie uczyniłyśmy absolutnie niczego, by zachęcić mężczyznę do napaści seksualnej — narzekała.

W tym czasie Johann był pogrążony we wspomnieniach. Przypominał sobie, jak stał przed szybą w dużej, podziemnej, wykutej w lodzie sali i patrzył na niezwykłą sześcioletnią dziewczynkę pływającą w błękitnej cieczy i pozdrawiającą go pukaniem płetwy w szybę.

Trójka jego doradców spisywała się na medal, pytając świadków o wiele innych rzeczy. Johann jednak nie zadał ani jednego pytania. Jego myśli błądziły gdzie indziej. Skup się, to jest bardzo ważne — zganił siebie w pewnej chwili. — Od wyniku tej rozprawy może zależeć dalszy los tych ludzi.

Ale od tego, co przydarzyło mi się poprzedniego dnia — odpowiedział sobie w myślach, pragnąc się usprawiedliwić przed samym sobą — może zależeć dalszy los wszystkich ludzi, jacy będą żyli.

Nagle ujrzał, że wpatrują się w niego jego doradcy, Yasin, Deirdre i Anna.

— Nie mamy żadnych innych pytań — usłyszał, jak po raz drugi mówi Narong.

— W porządku — powiedział Johann, błyskawicznie przytomniejąc. — W takim razie zespół doradców i ja udajemy się na naradę.

W tej samej sekundzie drzwi sali otworzyły się z głośnym hukiem i do środka wpadł jak bomba jeden z młodszych programistów, który cały czas wolny od pracy poświęcał grom komputerowym.

— Pociąg! — zawołał, zadyszany jak po drugim biegu. — Przyjechał pociąg… Są pasażerowie. W naszej śluzie czekają na wejście zakonnicy i zakonnice!

Obrady zespołu doradców przełożono na inny termin, tak by placówka mogła zająć się przyjęciem niespodziewanych gości. Siostra Beatrice, Vivien i troje innych michalitów zdążyli już zdjąć kosmiczne kombinezony i przebywali w poczekalni, kiedy zjawił się tam Johann. Przez kilka sekund stał i tylko patrzył na przybyszów. Jego umysł po prostu nie mógł uwierzyć w to, co widziały oczy.

— Witaj, bracie Johannie — wyrwał go z odrętwienia melodyjny głos Beatrice. — Jakie to miłe z twojej strony, że zechciałeś przybyć osobiście, by nas powitać. Przepraszamy, że nie zawiadomiono cię o naszym przyjeździe, ale zdecydowałyśmy się dosłownie w ostatniej chwili, a i łączność nie jest już taka sama jak kiedyś…