Выбрать главу

Gratulacje. Było to z pewnością wielkie narodowe osiągnięcie, ale w przyszłości raczej unikajmy takich sytuacji, dobrze? Chcę, byście wiedzieli, że dzięki temu waszemu narodowemu doświadczeniu nieco lepiej orientuję się teraz, co to znaczy myśleć i działać jak wspaniały, rewolucyjny rosyjski konstruktywista.

My, Amerykanie, mieliśmy szczęście — w odróżnieniu od Polski nikt nie kazał nam zapłacić ceny za przetrwanie XX stulecia. Teraz Polacy i Amerykanie mogą obserwować koniec XX wieku wspólnie, w tragicznie rzadkiej chwili szczerej przyjaźni. Miło jest obserwować Europę Środkową jako miejsce zmian, miejsce gdzie historia odtajała, miejsce w którym rodzi się przyszłość.

Pozwólcie, że jedno stwierdzę stanowczo: przyszłość nie będzie taka jak w mojej książce. Ta powieść to nie recepta, nie proroctwo, nie wezwanie do broni. A przede wszystkim, w odróżnieniu od „Aelity”, to nie nachalna propaganda jednopartyjnego państwa wszechobecnej cenzury. Ta powieść to scenariusz, eksperyment myślowy. Szczegóły nie będą się zgadzać.

Sądzę jednak, że niektóre z wyobrażonych w niej trendów mogą mieć w przyszłości ogromne znaczenie. Warto poważnie to sobie przemyśleć, jeśli chcemy, by XXI wiek był przyjaźniejszy dla ludzi niż XX.

Na przykład — nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by myśleć o kosmetykach jako o technologii, kosmetyki jednak z pewnością są technologią. Kosmetyki są bardzo starą, bardzo potężną i doskonale finansowaną technologią, której jedynym raison-d’etre jest zrobić z ludzi nadludzi. Tylko jedna ich cecha powoduje, że nie są dla nas najważniejsze w świecie — kosmetyki w rzeczywistości nie działają. Kosmetyki to tanie oszustwo i nadużycie zaufania. Kosmetyki nie czynią nas pięknymi, lecz tylko udają. Medycyna działa jednak i czyni zdumiewające postępy. Więc gdy kosmetyki i medycyna połączą się wreszcie, powoli, w tę samą dziedzinę… poczekajcie a zobaczycie, czy pewne sceny z tej książki nie staną się zdumiewająco znane z rzeczywistości.

Rzadko myśli się o kobietach jako o awangardowych pionierach techniki — chyba, oczywiście, że myślimy o Marie Curie z Lublina. Kobiece ciało na stole chirurga kosmetycznego to jedno z wielkich pól bitwy postmoderniczności. Ta technologia w którymś momencie wybuchnie jak bomba, ponieważ dotyczy ona tego, czego rzeczywiście pożądamy, a nie tego, czego udajemy że pragniemy. Z wyjątkiem paru militarnych fanatyków, nikt nie pragnie zostać cyborgiem, nikt nie pragnie pobrzękiwać, kiedy się porusza. Więc… jak będą wyglądali ludzie, kiedy postawione ludzkości granice staną się bardziej elastyczne? Będą wyglądali tak, jak dzisiaj wyglądają ludzie, którym już zazdrościmy wyglądu. Będą wyglądali jak ci, których już staramy się imitować. Będą wyglądali jak supermodelki i supermodele.

Być może nie myślicie o supermodelkach jako istotach szczególnie „technicznych”, w końcu nie są one astronautami ani inżynierami, a tylko głupiutkimi, frywolnymi młodymi kobietami. Jeśli tak sądzicie, to bliżej się im kiedyś przyjrzyjcie. Przyjrzyjcie się ich obsesji ciała, manii zdrowia i diety, ich nadętym przez środki przekazu życiu, a przede wszystkim ekonomii ich życia — temu, co sprzedają, by kwitnąć i bogacić się. Modelki, te superkobiety, otaczają nas dziś ze wszystkich stron, są na okładkach setek magazynów, na tysiącach artykułów handlowych. Przyszłość jest już tu, widzicie? Po prostu nie dotarła jeszcze do szerokiego grona odbiorców.

Niezbyt często zastanawiamy się, jak mogłoby wyglądać społeczeństwo zdominowane politycznie przez starców. Obywatele „byłego Wschodu” z pewnością wiedzą więcej niż ktokolwiek o gerontokracji, starych, bezwładnych ludziach czepiających się władzy w nieskończoność, podczas gdy społeczeństwo wokół nich wydaje się zamarzać na twardo, nie mieliśmy jednak nigdy prawdziwie demokratycznej gerontokracji, społeczeństwa, w którym ludzie starzy mogą po prostu przegłosować wszystkich innych, bo są najliczniejszą grupą społeczną. W całej historii ludzkości nie było narodu, w którym starcy stanowiliby bezwzględną większość. Teraz jednak, kiedy stopa przyrostu naturalnego spada na całym świecie na łeb na szyję, taka przyszłość jest niemal pewna, wyryta jest w demograficznym kamieniu. Świat ten wydaje się nam czymś całkowicie obcym, ponieważ prezentuje prawdziwe załamanie linii rozwoju historii.

Gerontokracja nie zdarzy się w sposób, w jaki opisuje ją ta książka, ale jakoś się zdarzy. Tak, nawet w Polsce. Poczekajcie, a zobaczycie.

To wszystko poważne sprawy, a przynajmniej podejrzewam, że mogą stać się poważne. Mimo, iż dotyczy on spraw poważnych, myślę o „Świętym płomieniu” jako o mej najzabawniejszej książce. Z pewnością jest to najładniejsza z moich książek. Napisałem ją z lekkim sercem, z przyjemnością, wdzięczny losowi. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych doskonale bawiłem się w Europie, byłem w świetnym humorze. Bywają takie chwile, kiedy życie jest dla nas zwyczajnie za dobre i niezależnie od tego, za jakich uroczyście mądrych się uważamy, bylibyśmy durniami, gdybyśmy zapomnieli jak się dobrze bawić. Polacy doskonale wiedzą, że dostaniu tego, czego długo się pragnęło, towarzyszy prosta, zwykła radość. Istnieją chwile, kiedy można, a nawet trzeba tańczyć na ulicach. Ale czas przecież biegnie dalej, prawda? Nie ma ostatecznej rewolucji, koniec historii nie istnieje. Apokalipsa też nie nastąpiła, to wszystko były wrogie kłamstwa. Zawsze jest tylko więcej przyszłości.

Chcę zakończyć ten wstęp podziękowaniem dla mojego tłumacza, Krzysztofa Sokołowskiego. To on skłonił mnie do napisania tego wstępu, to on skłonił mnie do przyjazdu do Polski. To wspaniały facet. Miło jest znać osobiście swego tłumacza. Ufam jego fachowości i wiem, że przetłumaczył tę książkę najlepiej jak to możliwe. Śpieszę upewnić was, że jeśli coś w niej wydaje się wam bez sensu, jest to prawdopodobnie moja wina.

Bruce Sterling

bruces@well.com

1997Austin, Texas USA

1

Mia Ziemann miała problem: nie wiedziała, co się nosi z okazji wizyty przy łożu śmierci. Sieć doradzała prostotę i szczerość. Mia miała dziewięćdziesiąt cztery lata, była ekonomistką medyczną, mieszkała w Kalifornii. Z niedoszłym zmarłym, Martinen Warshawem, stanowili parę w czasie studiów, jakieś siedemdziesiąt cztery lata temu. Prawdopodobnie Martin przygotował ostatnią wolę. Bardzo możliwe, że zostawi jej coś na pamiątkę. Tematem konwersacji będzie życie pana Warshawa widziane z perspektywy śmierci oraz próba uporządkowania go, jakże pożądana teraz, gdy zamykał się jego ostatni rozdział.

Nie wymagano od niej obecności przy rzeczywistym akcie śmierci.

Spotkanie dawnych kochanków przy łożu śmierci jednego z nich stanowiło poważny problem z punktu widzenia etykiety, koniec XXI wieku był jednak przykładową epoką porządku społecznego. Tego rodzaju dylematy dyskutowano szeroko, omawiano w nie kończących się komentarzach do komentarzy i w artykułach publikowanych przez rady ekspertów, były one tematem anegdot, konwencji etycznych, publicznych przesłuchań pod przysięgą, podręczników polityki. Nie istniał taki aspekt ludzkiego życia, którego kantów nie dałoby się wygładzić rozsądną, wynikającą z głębokiego doświadczenia dojrzałą radą.

Mia przestudiowała tyle właściwych tematowi materiałów, ile była w stanie znieść. Popołudnie spędziła na odświeżaniu znajomości z finansowymi i medycznymi dossier Martina. Nie widziała go od pięćdziesięciu lat, choć wyrywkowo śledziła jego karierę w służbie publicznej.