— Pan mi radzi, doktorze, żebym miała kochanków?
— Mio — doktor splótł palce gestem świadczącym o wielkiej cierpliwości — nawet gdyby udało ci się znaleźć kochanka, a w twojej sytuacji problem ten wydaje się bardzo poważny, wolno przypuszczać, że kochanek nie rozwiąże żadnych problemów. Jest to w ogóle sprawa mocno skomplikowana. Naszymi pacjentami są ludzie starsi; ludzie żonaci, mający dzieci. Nie uśmiechają się im flirty i odprawianie od nowa skomplikowanego rytuału uwodzenia. Nie mają ochoty szukać sobie nowych życiowych partnerów, nie mają ochoty, by zakładać nową rodzinę. Przeżyli już wcześniej to doświadczenie, wyciągnęli z niego wnioski, skatalogowali je i odłożyli na półkę. Nie w tym rzecz, by byli niezdolni do miłości; osiągnęli po prostu stan głębszej dojrzałości, postludzką samoaktualizację. Nie ma w nich zwykłej ochoty na nawiązanie i utrzymanie głębokich więzi uczuciowo-seksualnych. A jednak po zabiegu odczuwają głęboką potrzebę ich nawiązania. Dla naszych pacjentów okazuje się to wyjątkowo przygnębiające, a także poniżające i trudne do zintegrowania.
— Widzę, że traktuje pan tę sprawę bardzo poważnie, panie doktorze.
— Owszem, traktuję ją z całą powagą. NTRDK to bardzo poważne osiągnięcie techniczne. Nie mówię tego, ponieważ sam jestem zaangażowany w prace. Doświadczenia pierwszych pacjentów mają kluczowe znaczenie dla społeczeństwa i ugody. Proszę, spójrz tylko na to.
Doktor Rosenfeld otworzył notebook i wskazał ekran. Pojawiła się na nim animowana sekwencja. Mia zobaczyła nagiego młodego mężczyznę, od stóp do głów przystrojonego w coś, co wydawało się jej fałszywą biżuterią: plastykowy diadem, kolczyki, sztuczne rzęsy, mały przyklejony do ciała napierśnik, bransolety na ramionach i nadgarstkach, dziesięć identycznych pierścionków na palcach, kilkanaście kawałków taśmy samoprzylepnej na tułowiu, podbrzuszu i udach, bransolety na kolanach i kostkach, pierścienie na palcach nóg. Chłopak miał krótko przycięte włosy. Chodził po mieszkaniu odrobinę niezdarnie i sztywno, mechanicznymi ruchami gładząc czarnego kota.
— To pozycyjne urządzenia monitorujące — powiedziała Mia.
— Tak. A także urządzenia do galwanizacyjnego testu skórnego, encefalograf tiarowy, urządzenia do pomiaru podstawowej temperatury rdzenia oraz badania próbek stolca i uryny. Dwa razy w tygodniu przeprowadzamy komplet bardzo dokładnych testów laboratoryjnych.
— Nigdy nie widziałam tylu urządzeń śledzących na ciele jednego człowieka. Zupełnie, jakby przygotowywał wirtualność.
— Prawda? Koordynacja mięśniowa to jeden z najważniejszych czynników przy rekonwalescencji. Potrzebujemy kompletnego, dokładnego i ciągłego odczytu pozycji kończyn. Z powodu drgawek, kurczów, paraliżu… dotyczy to zwłaszcza pory nocnej, zakłócenia podczas snu są jednym z efektów najczęściej odczuwanych przez naszych pacjentów. Encefalograf, który, jak widzisz, ma na sobie ten człowiek, informuje nas o możliwości wylewu, niedokrwienia, objawów przedwylewowych i objawów zakłóceń neurologicznych. Pacjentem jest profesor Oates, jedna z naszych gwiazd. Ma sto pięć lat.
— Mój Boże! — Mia przyjrzała się profesorowi. Był pięknym młodym mężczyzną.
— Jest gotów na bardzo daleko idącą współpracę. Przykro mi to mówić, ale współpraca z nami jest z konieczności kłopotliwa i bardzo uciążliwa. Poważnie zakłóca przebieg kariery zawodowej oraz życie prywatne. Profesor Oates zdecydował się na konieczne wyrzeczenia, by wzbogacić wiedzę medyczną, dla dobra ugody. To bardzo uprzejmie z jego strony.
Mia wpatrywała się w ekran. Nagi profesor Oates nie wydawał się szczególnie uszczęśliwiony sytuacją, w której się znalazł.
— Podziwiam odwagę, z jaką dokonał tak wspaniale altruistycznego aktu — powiedziała ostrożnie.
— Profesor Oates zawsze był człowiekiem wyjątkowo zdyscyplinowanym i nastawionym bardzo prospołecznie. Biorąc pod uwagę sytuację, niczego innego nie można było się po nim spodziewać… był fizykiem. Teraz twierdzi, że da sobie spokój z fizyką. Bardzo pragnie zamienić ją na architekturę. Architekturę traktuje z ogromnym entuzjazmem. Zupełnie jak początkujący student.
Mia uważnie przyglądała się ekranowi. W rzeczywistości, chociaż niewątpliwie atrakcyjny, profesor Oates nie sprawiał wrażenia prawdziwego człowieka, lecz raczej utalentowanego zawodowego aktora w roli niezdarnego studenta.
— Rzczywistą czy wirtualną? — zainteresowała się Mia.
— Nie jestem w stanie ci odpowiedzieć. — Profesora Rosenfelda pytanie to najwyraźniej zaskoczyło. — Możesz porozmawiać z nim na ten temat osobiście. Rzecz jasna, mamy własną grupę samopomocy pacjentów NTRDK. Spotykają się regularnie na sieci. Wspaniali ludzie, inteligentni, pełni uroku. Chcę być szczery i muszę ci powiedzieć, że będziesz cierpieć… ale przynajmniej w doskonałym towarzystwie.
Mia rozsiadła wygodnie.
— W każdym razie, profesor Oates jest bardzo utalentowanym młodym człowiekiem. Nie, przepraszam, nie młodym. To wybitny naukowiec.
— Nie ty pierwsza popełniłaś ten błąd — zauważył doktor Rosenfeld z wyraźną satysfakcją. — Ludzie naprawdę sądzą, że oni, nasi pacjenci, są młodzi. Ludzie skłonni są wierzyć w to, co widzą.
— To cudownie. Cieszy mnie jego sukces. Napawa mnie on wielką nadzieją.
— Jest jeszcze jedna sprawa. Pamiętasz kota profesora? — Doktor Rosenfeld sięgnął pod biurko i wyjął spod niego plastykową laboratoryjną klatkę. W klatce znajdowały się papierowe nosze i mały, pogrążony we śnie gryzoń. Chomik.
— Tak? — zdziwiła się Mia.
— Na nim przeprowadzimy dokładnie ten sam zabieg co na tobie. Ten okaz ma pięć lat. To bardzo dużo jak na chomika. Przejdzie przez to wszystko, przez co przejdziesz ty. Oczywiście nie w tym samym zbiorniku, będzie on jednak nieodłączną częścią identycznej procedury. Niedługo staniesz się istotą postludzką. On, a raczej ona, stanie się istotą postgryzonią. Kiedy skończymy, chcemy, żebyś się nią zaopiekowała.
— Nie lubię zwierząt.
— Ten chomik nie będzie twoim zwierzęciem, Mio, lecz bardzo wartościową istotą, przyjacielem dzielącym z tobą niezwykły stan istnienia. Proszę, zrób nam tę przyjemność i dostosuj się do nas, przynajmniej w tej kwestii. Wiemy, co robimy. — Doktor Rosenfeld postukał kciukiem w ściankę klatki. Stary chomik, pogrążony we śnie, trzęsący się, nie zareagował na stukanie. — Istnieje wielka różnica między przeżyciem zabiegu, a prawdziwym wyzdrowieniem — tłumaczył dalej. — A my bardzo chcemy, żebyś wyzdrowiała, Mio, naprawdę chcemy, byś czuła się dobrze i wiemy też, że chomik może pomóc ci w procesie rekonwalescencji. Sposób, w jaki potraktujesz istotę, która przeszła przez swój własny czyściec, da nam cenne informacje o tobie samej. Życie na krańcach ludzkości może być bardzo samotne. Myśl o nim jak o maskotce, którą dostałaś na szczęście, jak o swym zwierzęciu totemowym. Wierz w niego. Życzę szczęścia wam obojgu.
Mia sporządziła testament. Pościła przez trzy dni. Potem ogolono jej całe ciało. Potem nakarmiono ją jakąś pastą. Potem zajęto się płucami, a ona dostała całkowitą narkozę.
Cała reszta powędrowała tam, gdzie wędrują doświadczenia, których nie jest się w stanie doświadczyć.
Obudziła się w styczniu, bardzo słaba, bardzo zmęczona i całkowicie pozbawioną włosów. Skórę, całą w plamach, pokrytą miała delikatnym puszkiem, jak u niemowlęcia. Na palce włożono jej twarde pierścionki i coś nieprzyjemnego, ciasnego na głowę; nie pozwolili jej się tego pozbyć. Pierwsze dwa dni spędziła, zaciskając dłonie w pięści, podnosząc palce do oczu, powoli, z rozkoszą dotykając nimi twarzy; czasami nawet lizała specjalnie i je, i twarde pierścionki.