— Nie wiem. Najbardziej chyba tego, żeby obejrzeć sobie tak dziwnie zachowujących się ludzi. Jest tu jakieś spokojne miejsce, gdzie moglibyśmy usiąść, porozmawiać?
Ulrich zmarszczył brwi, i pomyślała, że to na nią się zdenerwował. Dokładnie obejrzał tłum.
— Zrób coś dla mnie — poprosił. — Widzisz tę starszą turystkę, tę z notebookiem?
— Widzę. I co?
— Podejdź do niej i zapytaj, czy ma plan miasta. Porozmawiaj z nią przez minutę, przez sześćdziesiąt sekund, o nic więcej cię nie proszę. Zapytaj… zapytaj ją, czy wie, gdzie jest Chińska Wieża. Potem wyjdź z Hofbrauhaus. Spotkamy się na ulicy.
— Dlaczego? — spytała, wpatrując się w jego twarz. — Chcesz, żebym zrobiła coś złego, prawda?
— Może trochę złego, owszem, ale dla nas bardzo użytecznego. Idź i porozmawiaj z nią. Rozmowa przecież nikomu w niczym nie szkodzi, prawda?
Maya podeszła do starszej pani. Starsza pani powoli i metodycznie zajadała makaron, używając do tego celu widelca i łyżki. Piła z butelki coś, co nazywało się Fruchtlimo. Ubrana była bardzo ładnie.
— Przepraszam bardzo, czy mówi pani po angielsku? — spytała Maya…
— Oczywiście, mówię, młoda damo.
— A ma pani może plan Monachium? Angielski? Szukam pewnego miejsca.
— Oczywiście, że mam. Pomogę ci z przyjemnością. — Kobieta otworzyła notebooka i sprawnie przebiegła po kolejnych menu. — Jak się nazywa to miejsce, do którego chcesz dotrzeć?
— Chińska Wieża.
— A, tak. Oczywiście, wiem gdzie to jest. O, mamy… — Wskazała ekran. — Chińska Wieża znajduje się w Angielskich Ogrodach. W parku, zaprojektowanym w latach 1790-tych przez księcia von Rumforda. Książę von Rumford w rzeczywistości nazywał się Benjamin Thompson i był amerykańskim emigrantem. — Podniosła błyszczące oczy. — Czy to nie zabawne? Takie stare miasto, a przeprojektowywał je Amerykanin.
— Owszem, prawie tak zabawne jak fakt, że Indianapolis przeprojektowywali Indonezyjczycy.
— Cóż… — kobieta zmarszczyła brwi — …to akurat zdarzyło się na długo przed twoim urodzeniem. Tak się jednak składa, że pochodzę z Indiany, byłam w mieście, kiedy sprzedano je Indonezyjczykom i uwierz mi, proszę, moim zdaniem wcale nie było to takie zabawne.
— Bardzo pani dziękuję za pomoc.
— Czy chcesz, żebym wydrukowała ci mapę? W torebce mam scroller.
— Nie, to niepotrzebne. Ktoś na mnie czeka, muszę lecieć.
— Wieża jest dość daleko stąd. Możesz zabłądzić. Pozwól, że… — przerwała zaskoczona. — Nie mam torebki!
— Zgubiła pani torebkę?
— Nie, nie zgubiłam jej. Cały czas leżała tu, o tu, pod ławką. — Kobieta rozejrzała się, spojrzała na Mayę i powiedziała cicho: — Obawiam się, że ktoś ją zabrał. Ukradł. O mój Boże, jakie to nieprzyjemne!
— Bardzo mi przykro. — Maya nie znalazła słów na wyrażenie swych prawdziwych uczuć.
— Obawiam się, że będę zmuszona do rozmowy z władzami. — Starsza pani westchnęła. — Bardzo to przygnębiające. Będą tacy zawstydzeni, biedaczyska. Okropne, kiedy coś takiego trafia się gościowi.
— Bardzo ładnie, że tak się pani troszczy o ich uczucia.
— Och, oczywiście, że nie chodzi o tych kilka osobistych drobiazgów. Boli pogwałcenie zasad cywilizowanego postępowania.
— Zdaję sobie z tego sprawę — powiedziała Maya — i naprawdę bardzo mi przykro. Chciałabym, żeby wzięła pani moją torebkę zamiast tej, którą pani straciła. — Położyła na stole swoją torebkę. — Prawie nic w niej nie ma, ale chciałabym, żeby ją pani zatrzymała.
Starsza pani po raz pierwszy spojrzała jej prosto w oczy i wówczas zaszło między nimi coś dziwnego. Kobieta zbladła, a jej oczy rozszerzyły się.
— Czy nie mówiłaś mi przypadkiem, że ktoś na ciebie czeka? — W jej głosie wyczuwało się wahanie. — Że ktoś na panią czeka, proszę pani? Nie chcę pani zatrzymywać.
— Tak, oczywiście — powiedziała Maya. — Do widzenia. Auf wiedersehen. — I wyszła z Hofbrauhausu.
Ulrich czekał na nią na zewnątrz, na ulicy. Włożył już swój wełniany strój.
— Strasznie dużo czasu ci to zabrało — powiedział karcąco. — Chodź ze mną.
Poszedł w stronę wejścia do stacji metra. Kiedy jechali schodami, otworzył brązowy plecak i zaczął grzebać w jego przepastnym wnętrzu.
— Aha! Wiedziałem! — powiedział w końcu, wyjmując mały, leciutki klips. — Masz, włóż go.
Maya zapięła klips na prawym uchu. Ulrich mówił coś do niej po niemiecku. Wypowiedziane przez niego niezrozumiałe niemieckie słowa tłumacz od razu przekładał na angielski.
— Tak będzie znacznie łatwiej — powiedział klips bezdźwięczną, nowoangielską angielszczyzną. — Teraz będziemy mogli rozmawiać z czymś w rodzaju intelektualnej kompatybilności.
— Co?
— Tłumacz działa, prawda? — spytał po angielsku Ulrich, wskazując palcem swe prawe ucho.
— Och! — Maya dotknęła klipsa. — Tak, owszem, działa.
Ulrich radośnie wrócił do języka swych ojców.
— Doskonale! Doskonale! Teraz będę w stanie udowodnić ci, że jestem sprytniejszy i bardziej pomysłowy, niż wskazywałaby na to ma niedoskonała znajomość angielskiej gramatyki czasowników nieregularnych.
— Ukradłeś tej kobiecie torebkę, prawda?
— Owszem, ukradłem. Było to konieczne. Rozmowa z tobą stawała się dla mnie zbyt frustrująca. Byłem pewien, że kobieta w jej wieku, jej klasy, będzie dysponowała turystycznym tłumaczem. Kto wie, może ma w torebce jeszcze bardziej interesujące rzeczy.
— A co, jeśli cię złapią? Jeśli złapią nas?
— Nie złapią. Kiedy kradłem torebkę, miałem na sobie kostium, a nikt w kolorowym kostiumie nie został zarejestrowany przy wejściu lub wyjściu z budynku. Istnieją pewne techniki umożliwiające bezpieczne przeprowadzenie tego rodzaju akcji. Sztukę tę trudno wyjaśnić neofitom. — Ulrich szybkim ruchem pogładził włochate rękawy kurtki. — Wracajmy jednak do sprawy. Angielski rozumiem bardzo dobrze, ale nie mówię w nim najlepiej. — Roześmiał się. — Więc będziesz mówić do mnie po angielsku, ja będę mówił do ciebie po niemiecku i dzięki tłumaczowi poradzimy sobie doskonale.
Zjechali na dół i zaczęli przedzierać się przez gęstwinę doniczkowych roślin: cykasów, palm, miłorzębów i wielu innych.
— Kiedy ktoś mówi do ciebie w uproszczonej wersji twojego języka — mówił dalej Ulrich — niemal nie sposób właściwie ocenić jego intelekt. Nieuchronnie myśli się o nim, jak o idiocie. Nie chciałbym, byś oceniała mnie w taki właśnie sposób. Tego rodzaju nieporozumienie rzuciłoby cień na całokształt naszych wzajemnych stosunków.
— W porządku. Rozumiem cię doskonale. Potrafisz pięknie, mówić. Niemniej jednak, jesteś złodziejem.
— Tak, oczywiście. My, europejscy złodzieje torebek tradycyjnie kształcimy się w najlepszych szkołach. Wymaga tego specyfika naszego zawodu. — Słyszała sarkazm w tonie głosu chłopaka, mimo odbywającego się w czasie rzeczywistym przekładu. Głosem o odpowiednio dobranej wysokości i tonie tłumacz wciskał okruchy angielszczyzny między chrapliwe niemieckie sylaby. Trudno było się do tego przyzwyczaić tak od razu.
Weszli do wagonu metra i usiedli z tyłu. Ulrich nie przejmował się biletem.
— Scenę zbrodni najlepiej opuścić jak najszybciej — mruknął. Wziął torebkę Mayi, otworzył i przesypał do niej zawartość skradzionej torebki, zgrabnie przeprowadzając całą operację wewnątrz swego brązowego plecaka. — Masz — powiedział, oddając jej torebkę. — Teraz to wszystko twoje. Sprawdź, czy jest tam coś użytecznego.