— Och, coś koloidalnego, bardzo białkowego i tryptofanowego.
— Przepraszam, co?
— Cokolwiek, byle nie warzywa i martwe zwierzęta.
— Doskonale. — Ulrich ubierał się metodycznie. Udało mu się nawet wesoło puścić do niej oko. — Uwielbiam dziewczyny w łóżku, ubrane wyłącznie w tłumacza. Widok ten czyni życie pełnym rozkosznych obietnic.
Wyszedł. Słyszała trzask zamykanej kłódki, a potem, na korytarzu, jego oddalające się kroki.
Została zamknięta na kłódkę w jaskini kryminalistów, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wstała natychmiast i z chorobliwym zapałem zabrała się do sprzątania. Panujący tu bałagan doprowadzał ją do szaleństwa.
Przerwała dopiero wtedy, gdy odkryła mały, zapewne skradziony telewizorek. Autentyczne telewizory z ich pojedynczym strumieniem danych, brakiem klawiatury i żałośnie jednowymiarowym interfejsem były już prawdziwymi starociami. Ona sama całymi latami kolekcjonowała kiczowate dziwactwa, pozostałe po olbrzymiej górze dwudziestowiecznej kultury telewizyjnej, nim odkryła jeszcze bardziej niesamowite: niszę CD-ROMów i oprogramowania komputerowego.
Spróbowała włączyć telewizor, ale nie było w nim baterii. Rozpoczęła poszukiwania i szybko stwierdziła, iż baterie wyjęto ze wszystkich znajdujących się w pokoju elektronicznych cacek. Świeża zdobycz, znajdująca się nadal w jej torbie, była oczywiście wyjątkiem. Wyciągnęła netlink, przełożyła jego baterie do telewizorka i włączyła go.
Na ekranie pojawił się niemiecki talk-show. Gospodarzem był pies, bernardyn. Rozmawiał z aktorką. Maya systematycznie sprzątała pokój, słuchając telewizji jednym uchem.
— Mam kłopoty z czytaniem — wyznał pies. Doskonale mówił po niemiecku. Jak to bernardyny, był niesamowicie kudłaty, ubranie miał jednak wyjątkowo eleganckie. — Opanowanie mowy to jedna sprawa. Każdy odpowiednio wzbogacony pies jest w stanie opanować mowę. Zdolność czytania to jednak zupełnie inny poziom percepcji semantycznej. Sponsorzy zrobili dla mnie wszystko, co w ich mocy, wiesz o tym równie dobrze, jak ja, Nadju. Musimy jednak przyznać to tu i teraz, publicznie — umieć czytać to wielkie wyzwanie dla każdego postpsa.
— Biedaku — powiedziała aktorka z autentyczną sympatią. — Po co walczyć? Mówi się przecież, że żyjemy w epoce postliterackiej.
— Każdy, kto powtarza takie rzeczy, przyznaje się do poważnej utraty kontaktu z rzeczywistością — stwierdził pies bardzo poważnie i godnie. — Goethe. Rilke. Gunter Grass. Heinrich Boll. Te nazwiska mówią same za siebie.
Mayę zafascynował strój aktorki. Aktorka miała na sobie niemal przezroczysty mundur wojskowy — zielony, ledwie widoczny mundur bojowy i satynowy sweter wojsk powietrzno-desantowych. Jej twarz wyglądała jak kamea, włosy zaś wprawiały w podziw. Zasługiwały na doktorat z inżynierii światłowodów.
— W naszej epoce każdy z nas z osobna jest rzucony na głęboką wodę — żaliła się aktorka. — Wystarczy tylko pomyśleć, co można zrobić z nami na planie, o tych niesamowitych przestrzeniach mentalnych, w które wysyła się ludzi, by uzyskać lepsze efekty aktorskie… a są przecież także rynsztokowi netszaleńcy, śmierdzący paparazzi… ale wiesz, Aquinasie, mówię zupełnie szczerze: jesteś psem, wiem, że jesteś psem, to żaden sekret, lecz naprawdę, to znaczy z głębi serca, mówię ci, że w twoim programie czuję się lepiej niż w jakimkolwiek innym.
Rozległy się grzeczne, powściągliwe oklaski.
— To bardzo miło z twojej strony — podziękował pies, merdając ogonem. — Nie potrafię znaleźć właściwych słów, by opisać, jak przyjemnie było mi to słyszeć. A teraz opowiedz nam, Nadju, proszę, o tym, co zdarzyło się na planie z Christianem Mancuso. O co właściwie chodziło?
— Cóż, Aquinasie, tobie mogę powiedzieć, choć oczywiście nie opowiadałabym o tym każdemu. A więc tak… Christian i ja mamy po sześćdziesiąt parę lat. Nie jesteśmy młodzi. Oczywiście, że nie jesteśmy młodzi. Pracowaliśmy razem dla wytwórni Hermes Kino. Przez sześć tygodni byliśmy na planie. Współpracowało się nam doskonale. Przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa, wiesz? Schodziliśmy z planu, uspokajaliśmy się, jedliśmy razem kolację, omawialiśmy scenariusz… Pewnego wieczoru Christian wziął mnie w ramiona i pocałował! Przypuszczam, że trochę to zaskoczyło nas oboje. A jednak wydawało mi się takie słodkie!
— Natürlich — przytaknął pies.
— Więc oboje postanowiliśmy przejść kurację hormonalną. O ile pamiętam, był to jego pomysł.
Publiczność klaskała uprzejmie.
— Więc tak właśnie postąpiliśmy. Pełna kuracja hormonalna. Seks był dla nas bardzo ważny. Zdumiewające, doprawdy, jak głębokie było to doświadczenie. Muszę przyznać, że na dłuższą metę odniosłam z niego same korzyści. Najwyraźniej podbudował me zdolności twórcze. Sprawiał mi przyjemność. Wielką przyjemność. Wiem, że Christianowi także.
— A skąd to wiesz? — spytał pies.
— Kobiety zawsze wiedzą. Mogę powiedzieć, że było to najgłębsze doświadczenie erotyczne w całym moim życiu. Robiłam rzeczy, których nigdy nie zrobiłabym jako młoda kobieta. Dla młodych ludzi seks jest tak strasznie ważny. Młodzi ludzie traktują go tak poważnie, tak formalnie…
— Proszę, opowiedz nam wszystko — poprosił pies. — Opowiedz nam wszystko, póki jesteś w nastroju.
— No… różne rzeczy… na przykład stroiliśmy się. Stroiliśmy się do łóżka. — Aktorka uśmiechnęła się promiennie. — Bardzo mi się to podobało. Myślę, że sprawiało wielką przyjemność nam obojgu. Jakbyśmy byli pijani. Pijani hormonami. Jeśli nie wierzysz w to, co mówię, zawsze możesz sprawdzić moje akta medyczne.
— Strojenie się? — powtórzył sceptycznie pies. — Nic więcej? „Strojenie się” brzmi bardzo niewinnie.
— Posłuchaj, Aquinasie, oboje z Christianem jesteśmy zawodowcami. Nie masz pojęcia, co potrafi prawdziwy zawodowiec, jeśli zdecyduje się wystroić.
Ludzie w studiu roześmieli się, najwyraźniej na polecenie reżysera.
— I co było dalej? — zapytał pies.
— No cóż, po jakichś osiemnastu miesiącach… nie powiem, żeby seks nas zmęczył, ale na pewno trochę się uspokoiliśmy. Christian przeszedł rutynowe badania, podczas których wykryto u niego cysty na pęcherzu. Z winy hormonów. Christian postanowił zrezygnować. Ja, oczywiście, poszłam w jego ślady. I wówczas wszystko się skończyło, z naszego związku uszła cała energia. Zaczęliśmy… zaczęliśmy się siebie wstydzić. Nie próbowaliśmy już ani wspólnie żyć, ani spać ze sobą.
— Jaka szkoda — skomentował pies dość konwencjonalnie.
— Gdy ma się lat trzydzieści, być może. — Aktorka wzruszyła ramionami. — Po sześćdziesiątce zna się już życie.
Rozległy się słabe oklaski.
Aktorka, podniecona, wyprostowała się w fotelu.
— Nadal się przyjaźnimy, naprawdę — powiedziała. — Bardzo chętnie będę pracować z Christianem Mancuso. W każdej chwili. Przy każdym filmie. To doskonały aktor! Prawdziwy zawodowiec! Nie czuję wstydu ani zażenowania z powodu tej naszej małej, brudnej, zmysłowej przygody. Pomogła ona nam obojgu. W sensie artystycznym, rzecz jasna.
— Czy, gdyby nadarzyła się okazja, znowu byś to zrobiła?
— Cóż… tak! Może…? ale chyba nie. Nie. Aquinasie, chcę być z tobą całkowicie szczera. Nie zrobiłabym tego.
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Pojawił się Ulrich, zawołał do niej coś po niemiecku. Tłumacz miał do wyboru jego i ciągłą gadaninę z telewizora. Prosta maszyna nie potrafiła zdecydować, na co zwrócić uwagę właściciela, i zamilkła.