Выбрать главу

Wszędzie wokół energicznie dobijano targu. Wymachiwano rękami, gładzono się po brodach, jednak niewiele towaru przechodziło z ręki do ręki. Co więcej, stojące przy stolikach kobiety najwyraźniej nie brały sobie do serca handlu detalicznego.

— Ulrichu — powiedziała Maya — wszystko to jest oczywiście bardzo interesujące, ale nie widzę tu żadnych oznak poważnej aktywności ekonomicznej.

— A czego się spodziewałaś? Niewielu jest aktywnych, ekonomicznych i przemysłowych Cyganów. Ludzie aktywni ekonomicznie i przemysłowo nie pozostają Cyganami.

— Trudno mi uwierzyć, że nie obejmuje ich kuracja przedłużenia życia. Nie poddają się badaniom ani w ogóle nic? Dlaczego? Dlaczego pragną tak żyć i tak umierać? Co ich motywuje?

— Jesteś bardzo ciekawska, skarbie. — Ulrich skrzyżował włochate ramiona na piersi. — Dobrze, w porządku, spróbuję wszystko ci wyjaśnić. Pięćdziesiąt lat temu w całej Europie odbywały się pogromy Cyganów. Ludzie twierdzili, że te brudasy roznoszą zarazki. Twierdzili, że te brudasy pogwałcają kwarantanny. I ludzie, zupełnie normalni, cywilizowani Europejczycy, uzbrojeni w noże, łopaty, łańcuchy i żelazne pręty napadali na cygańskie getta i obozy, torturowali i zabijali Cyganów, gwałcili Cyganki i podpalali ich domy.

Maya milczała, oszołomiona. Patrzyła na niego z nieopisanym zdumieniem.

— Ale… przecież to były okropne czasy. Wszelkiego rodzaju nienormalne zachowania…

— To wcale nie było nienormalne zachowanie — stwierdził radośnie Ulrich. — Rasizm jest absolutnie autentyczny. Pogarda dla innych ludzi, pożądanie ich śmierci to znane i cenione ludzkie emocje. Nikogo nie trzeba ich uczyć. Ludzie robią to, kiedy tylko mają szansę. — Wzruszył ramionami. — Chcesz poznać prawdę o Cyganach? Najprawdziwszą prawdę. Żyjemy w Europie XXI wieku. Ludzie, którzy tu dzisiaj rządzą, żyli sześćdziesiąt lat temu. Przeżyli epidemie, byli świadkami pogromów cygańskich. Dziś, oczywiście, nie zabiliby Cygana. Nie, dziś, jeśli w ogóle dostrzegają Cyganów, traktują ich z pobłażliwą sympatią, z łagodnym snobizmem, potrzebują po prostu takiego reliktu czasów feudalnych, który mogliby hołubić, a jednocześnie traktować z góry. Lecz jeśli jutro znów wybuchnie epidemia, to wraz z nią pojawią się także pogromy.

— Nie wolno ci mówić tak strasznych rzeczy!

— To straszne, oczywiście, lecz przecież także prawdziwe. Najśmieszniejsze wydaje mi się jednak to, że Cyganie najprawdopodobniej rzeczywiście roznosili zarazę. A wiesz, co jest jeszcze śmieszniejsze, Mayu? Gdyby Cyganie nie byli prawdziwymi rasistami, prawdziwymi szowinistami, ostatniego z nich nasza cywilizacja wchłonęłaby całe wieki temu.

— Zachowujesz się okropnie i mówisz okropne rzeczy, Ulrichu. Próbujesz mnie zszokować? Epidemie już się przecież nie powtórzą. Ich czas się skończył. Eksterminowaliśmy wszystkie choroby zakaźne, aż do najostatniejszej!

Jej słowa Ulrich skwitował prychnięciem.

— Nie mam zamiaru psuć ci zabawy — powiedział. — Ty chciałaś przyjechać tu w interesach, nie ja. Masz listę towarów, prawda? Idź i sprawdź, czy uda ci się zahandlować.

Maya odeszła. Zebrała całą odwagę i podeszła do jednej z Cyganek stojących przy rozkładanych stoliczkach. Kobieta miała na sobie wzorzysty szal. Paliła krótką, glinianą fajeczkę.

— Dzień dobry — powiedziała Maya. — Czy mówi pani po angielsku?

— Trochę.

— Mam trochę rzeczy przydatnych w podróżach. Chcę je sprzedać.

Cyganka namyślała się przez chwilę.

— Daj mi rękę — powiedziała w końcu.

Pochyliła się, bardzo dokładnie oglądając dłoń Mayi. Kiedy się już napatrzyła, usiadła na składanym krzesełku. Pyknęła z fajeczki.

— Jesteś policjantką — powiedziała.

— Nie, proszę pani, nie jestem policjantką.

Cyganka obejrzała sobie Mayę od stóp do głów.

— Zgoda, być może nie wiesz, że jesteś policjantką. Ale i tak jesteś policjantką.

— Nie jestem Politzei — powtórzyła Maya.

Cyganka wyjęła fajkę z ust i wymierzyła w Mayę ustnikiem.

— Nie jesteś młodą dziewczyną — powiedziała. — Ubierasz się jak młoda dziewczyna, ale to kłamstwo. Udało ci się oszukać tego chłopaka, mnie jednak nie oszukasz. Odejdź i nie wracaj więcej.

Maya omal przed nią nie uciekła. Ta rozmowa nią wstrząsnęła. Zaczęła szukać jakiegoś stolika, za którym nie siedziałaby Cyganka. Znalazła w końcu młodą Niemkę o wymyślnie uczesanych rudawych włosach, spuchniętych ustach, przed którą leżał wielki stos używanych ubrań.

— Cześć. Znasz angielski?

— Jasne, oczywiście.

— Mam parę rzeczy na sprzedaż. Ubrania i nie tylko.

Kobieta powoli skinęła głową.

— Fajna kurtka — powiedziała. — Trés chic.

— Dziękuję. Danke.

Kobieta przyglądała się jej otwarcie, jak to Niemka. Miała cienkie, wygięte brwi i długie, podwinięte rzęsy.

— Mieszkasz w Monachium, prawda? — spytała. — Widziałam tę kurtkę na Viktualienmarket. Dwa razy byłaś w moim sklepie. Oglądałaś ubrania.

— Doprawdy? — Mayę nagle ścisnęło w dołku. — Mieszkam w Monachium, tak. Po prostu tędy przejeżdżałam.

— Amerykanka?

— Tak.

— Kalifornijka?

— Tak.

— Los Angeles?

— Bay Area.

— Powinnam się domyślić, że jesteś z San Francisco. Oni pracują w polimerach. Wiesz, tę kurtkę w Stuttgarcie zrobiliby ci w kilka godzin. I byłaby znacznie lepsza.

Podszedł do nich Ulrich. Kobieta zerknęła na niego.

— Cześć, Jimmy — przywitała go.

— Cześć, Therese.

Zaczęli rozmawiać po niemiecku.

— Nowa przyjaciółka?

— Owszem.

— Jest bardzo piękna.

— Też tak sądzę.

— Chcesz wypchnąć trochę towaru?

— Nie tobie, skarbie — pośpieszył z wyjaśnieniami Ulrich. — Nigdy nie pozbywałbym się towaru w Monachium, nie palę ludzi tam gdzie mieszkam. Ona nic nie wie, a ja dopiero teraz zorientowałem się, o co chodzi i zaraz przyszedłem odkręcić sprawę. Nikomu nic się nie stało. Mam rację?

— Nazwała cię Jimmy”. — Maya zorientowała się dopiero teraz.

— Czasami tak do mnie mówią — odparł Ulrich po angielsku.

Terese roześmiała się.

— Ty biedne małe kociątko — powiedziała do Mayi, również po angielsku. — Kochasz swego nowego chłopca? Jest prawdziwym cudem, ten nasz Jimmy. Ma wielkie serce.

Ulrich zmarszczył brwi.

— Pomyliła się, to wszystko — wyjaśnił.

— Nie kocham go — stwierdziła głośno Maya. Zdjęła okulary przeciwsłoneczne. — Po prostu potrzeba mi paru rzeczy.

— Czego?

— Szkieł kontaktowych. Srebrnych pieniędzy. Peruk. Map. Jedzenia. Kanalizacji. Miękkiego ciepłego łóżka. I chcę nauczyć się trochę po niemiecku, żeby nie robić z siebie idiotki.

— Jest nielegalna. — Ulrich zacisnął dłoń na ramieniu Mayi. — Biedna mała istotka ma kłopoty.

Therese przyjrzała się im obojgu.

— Dajcie mi listę — powiedziała w końcu.

Wręczyli jej listę. Przestudiowała ją uważnie.