Выбрать главу

Mayę bardzo uspokoił fakt, że musi pracować, zamiast poświęcać cały ten czas na bycie doskonale wolną, szczęśliwą i pewną siebie. Cała ta wolność, pewność siebie i szczęście okazały się jednak cholernie męczące.

Pewnej lutowej nocy Maya obudziła się w sklepie i ze zdziwieniem stwierdziła, że chodzi przez sen, zajmując się porządkowaniem towaru. To było już dzieło Mii. Mia była już w porządku. Mii ta sytuacja odpowiadała. Mia czuła się swobodna i bezpieczna teraz, kiedy wreszcie miała obowiązki.

Maya pracowała dość ciężko, bez słowa skargi i praktycznie bez wynagrodzenia, co Therese umiała docenić. Jak większość młodych ludzi, którym mimo ograniczeń współczesnej ekonomii udało się stworzyć sobie jakąś tam karierę, była ona prawdziwą koneserką drobnych wyrazów wdzięczności. Mimo wszystko Mia nie czuła się całkowicie usatysfakcjonowana. Nie potrafiła przecież przeczytać metek na ubraniach, nie umiała dogadać się z klientami i doradzać im.

Tak dalej być nie mogło.

Wybłagała od Therese trochę gotówki, poszła do podrzędnej szkoły języków obcych na Schwabingu i kupiła pięćset centymetrów sześciennych nalewek edukacyjnych. Te szczególne filtry miały podobno uczynić mózg bardziej elastycznym i gotowym na przyjęcie języka, „dając dorosłemu mózgowi syntaktyczną otwartość mózgu trzyletniego dziecka”. Nawet najlepsze środki na świecie nie były jednak w stanie uczynić nauki niemieckiego łatwą i tanią, ale jeśli chodzi o „trzyletnie dziecko”, to reklama nie odbiegała bynajmniej od prawdy. Ten neurologiczny środek bezbłędnie odnalazł jej wbudowane w mózg mistrzowskie opanowanie angielskiego i przebił je swą farmaceutyczną stopą, tak jak noga w bucie przebija drzwi z matową szybą.

— Lepiej daj sobie spokój z tym tanim gównem i spróbuj uczyć się niemieckiego bardziej tradycyjnymi metodami — powiedziała jej Therese.

— Ist mein Deutsch so schlecht, Fraulein Obermufti?

Therese westchnęła.

— Mayu, za bardzo się starasz. Ludzie lubią, kiedy w sklepie z ciuchami pracują dziewczyny z zagranicy. Fajnie jest być młodą zagraniczną dziewczyną. W każdym razie potrafisz wydać resztę w srebrnych pieniądzach, a to więcej niż Klaudia nauczy się kiedykolwiek.

— Ich verstehe nur Wurstsalat. Am Montag muss ich tvieder malochen.

— Nie możesz przestać? To po prostu niesamowite!

— Kiedy to mi jest naprawdę potrzebne… zaraz… konnen Sie mir das Dingsda da im Schaufenster zeigen?

— Słuchaj, kochanie, nie jesteś przecież w stanie doradzać czegokolwiek w sprawach mody. Nie masz za grosz poczucia elegancji. Sama ubierasz się jak kalifornijska sroka. — Therese wstała. — Do głowy mi nie przyszło, że możesz potraktować pracę u mnie jako dorosłe zajęcie. Musisz się odprężyć. Jesteś nielegalna, pamiętaj. Jeśli zaczniesz się przejmować zarabianiem pieniędzy i tak dalej, to w końcu zauważą cię gliniarze.

Maya zmarszczyła brwi.

— Każda praca warta wykonywania, warta jest, żeby wykonywać ją dobrze — powiedziała.

Therese przemyślała sobie to stwierdzenie. Nie odpowiadał jej ani ton, jakim zostało wypowiedziane, ani treść, jaką zawierało.

— Mądrość w sam raz do wygłoszenia przez moją babunię. Chyba znam ludzi, którzy mogliby ci pomóc, kochanie. Skończmy z tymi bzdurami, dziś i tak nie ma klientów.

Therese przeprowadziła kilka rozmów przez sieć, a potem zamknęła sklep. Metrem pojechały na Landsbergerstrasse, a stamtąd tramwajem dotarły na Hacker-Brücke. Za stacją kolejową Mia widziała wznoszącą się w niebo katedrę, przed nią zaś bryłę dworca kolejowego. Niewzruszona trwałość starego Monachium… połączona z kuszącą możliwością natychmiastowej ucieczki. Dzięki temu kontrastowi przeżyła chwilę wielkiej przyjemności, której nie potrafiłaby opisać słowami.

Wydawało się, że wszyscy młodzi obywatele Monachium doskonale znają Therese. Therese miała tysiące żywych przyjaciół. Znała nawet kilkoro starych ludzi; wzruszające było to, że ci starzy ludzie traktowali ją prawie jak równą sobie. Mogło się wydawać, że sklep Therese praktycznie nie istnieje jako sklep, że jest on tylko fizyczną manifestacją rozległej, delikatnej sieci obejmującej wielką strefę szarej ekonomii: zdobywanie niedostępnych informacji, handel wymienny, łapówki, pożyczki pod zastaw, okazje, wymiany, rzeczy z drugiej ręki, wzajemne zobowiązania i proste pośrednictwo za procent.

Dzisiejsi przyjaciele Therese mieli własną pracownię w piwnicy niskiego budynku w Neuhausen. W centrum Monachium obowiązywało ściśle przestrzegane prawo, zakazujące budowy wieżowców ze względów krajobrazowych, więc miejscowi przedsiębiorcy budowlani próbowali wkopać się w ziemię. Przez pewien czas panowała moda na budynki podziemne, ale koszta wentylacji i zanieczyszczeń ciepłem były tak wysokie, że firmy bankrutowały jedna za drugą i w końcu zmuszone zostały do przyjmowania młodych lokatorów.

Przyjaciele Therese byli rzeźbiarzami. Ich pracownia znajdowała się na samym dnie, miała dziwny kształt, wypełniał ją zaś mokry, kaszlący dźwięk pracującego w sąsiednim pomieszczeniu wentylatora.

— Ciao, Franz — zawołała Therese.

— Ciao, Therese — powiedział Franz, tęgi Niemiec z ksztanowatą brodą, ubrany w pognieciony fartuch laboratoryjny. Na szyi, na łańcuchu, zawieszony miał spex. — A więc to ta twoja nowa modelka?

— Ja.

Franz bawił się spexem, uważnie obserwując wchodzącą do pracowni Mayę. Uśmiechnął się.

— Interesująca struktura kostna — stwierdził.

— No i jak myślisz? — spytała Therese. — Dasz radę odlać ją dla mnie? Może w jakimś fajnym, porowatym plastyku?

Zaczęli energiczne targi. Mówili po niemiecku, językiem tak naszpikowanym dialektem, że tłumacz Mayi zaczął się dławić. Z ciemnego kąta laboratorium wyłonił się jakiś facet.

— Cześć, ślicznotko — powitał Mayę.

— Ich heisse Maya, i tak, mówię po angielsku. — Maya potrząsnęła dłonią w plastykowej rękawiczce.

— Ciao, Maya. Mam na imię Eugene. — Eugene zdjął spexy. Zawisły na łańcuszku. Obejrzał ją od stóp do głów nie osłoniętymi oczami. — Podoba mi się twoje wyczucie koloru. Świadczy o ogromnej odwadze.

— Jesteś Amerykaninem?

— Przyjechałem z Toronto. — Bez spexów Eugene wyglądał całkiem, całkiem. Był trochę za chudy, zbyt niezdarny, miał zbyt ostre rysy, ale promieniował potężną energią. Najwyraźniej nie kąpał się od dłuższego czasu, pachniał jednak intrygująco, jak ciepłe banany. — Nigdy jeszcze nie byłaś w naszej pracowni, prawda? Pozwól, że cię po niej oprowadzę.

Pokazał jej pełną kamer pracownię skanningu i dwa wielkie, przezroczyste pojemniki zbiorcze.

— Mapujemy tutaj naszych modeli — wyjaśnił. — A tak uzyskują fizyczne urzeczowienie. Ten nasz staruszek — poklepał przezroczystą ściankę pojemnika — to urzeczawiacz plastyku utwardzanego laserowo. Według współczesnych standardów przemysłowych jest mocno przestarzały, ale przecież my tu nie jesteśmy przemysłowcami. Robimy sztuczkę. Franz wypracował kilka bardzo interesujących wariantów kulturotechnicznych.

— Naprawdę? Wunderbar.

— Wiesz, jak działa termoutwardzanie?

— Nein.

Eugene okazał się wyjątkowo cierpliwy. Najwyraźniej bardzo mu się spodobała.