Pewnego dnia Maya wysłała go po nową bieliznę i do fryzjera. Przygotowała dokładną listę sklepów, które miał odwiedzić, listę zakupów oraz swych wymagań. Listy te zapisała na karcie gotówkowej, którą następnie zawiesiła mu na szyi.
— Dlaczego nie wytatuujesz mi tego wszystkiego na ramieniu? — zainteresował się Emil.
— Bardzo zabawne. No, idź.
Teraz, kiedy nie pętał się jej pod nogami, Maya poczuła się znacznie lepiej. Być może była to kwestia stałej, bogatej diety, być może nieustającej płomiennej energii ich związku, ale dziś Maya czuła niepokój i irytację, jakby w każdej chwili miała wyskoczyć ze skóry. Czując, że musi jakoś powstrzymać się od tego, włożyła rajstopy i sweter.
Ktoś zapukał do drzwi. Spodziewała się marszanda Emila, właściciela dość tajemniczej galerii, człowieka nazwiskiem Schwartz, wpadającego co parę dni po naczynia, ale nie był to Schwartz lecz tęga Czeszka w stalowoniebieskim mundurze pomocy obywatelskiej. Miała ze sobą walizkę.
— Dobrý večer — powiedziała.
Maya szybko włożyła w ucho ptasie gniazdko tłumacza; był to już z jej strony czysty odruch.
— Dzień dobry — przywitała kobietę. — Czy mówi pani po angielsku?
— Tak, trochę. Jestem tu właścicielką. To mój dom.
— Rozumiem. Bardzo mi miło panią poznać. Można pani w czymś pomóc?
— Tak, oczywiście. Proszę otworzyć drzwi.
Maya odsunęła się na bok. Tęga kobieta wpadła do środka, obrzucając pracownię uważnym spojrzeniem. Powoli, bardzo powoli, pomniejsze zmarszczki gniewu między jej najeżonymi brwiami wygładziły się i zniknęły. Maya oceniła, że ma ona siedemdziesiąt pięć, może osiemdziesiąt lat. Była bardzo silna i doskonale się trzymała.
— Wychodzisz i wracasz od kilku dni — powiedziała rzeczowym, energicznym głosem. — Jesteś jego nową dziewczyną.
— Chyba można tak powiedzieć. Hmmm… jmenují se Maya. — I Maya uśmiechnęła się.
— Ja się nazywam pani Najadová. Jesteś znacznie czystsza od jego poprzedniej dziewczyny. Niemka?
— Cóż, rzeczywiście przyjechałam z Monachium. Ale tak naprawdę po prostu podróżuję.
— Witamy w Pradze. — Pani Najadová otwarła walizkę i zaczęła grzebać w rozkładających się jak harmonijka przegródkach. — Oto wszystkie potrzebne dokumenty. Dla ciebie. Przeczytaj je. Dowiesz się, gdzie można bezpiecznie zjeść, gdzie można bezpiecznie spać, jest tu także lista podstawowych usług medycznych, plan Pragi, lista ważnych wydarzeń kulturalnych. A tu masz kupony do sklepów, rozkład jazdy pociągów i autobusów, porady policyjne. — Pani Najadová wsunęła Mayi w ręce kupkę dokumentów i kilka tanich inteligentnych kart. Spojrzała jej prosto w oczy. — Do Pragi przyjeżdża wielu młodych ludzi — zauważyła. — Młodzi ludzie są bardzo beztroscy. Nie wszyscy ludzie są dobrzy. Wędrujące tu i tam dziewczęta muszą być bardzo ostrożne. Przeczytaj listę oficjalnych rad. Przeczytaj wszystko.
— Jest pani niezwykle uprzejma. Nie wątpię, że wszystko to okaże się niezmiernie pomocne. Děkuji.
Pani Najadová wyjęła z kieszeni kurtki wytłaczaną na złoto, pozłacaną inteligentną kartę.
— Oto informacje o działalności kościołów. Jesteś religijna?
— Raczej… nie, nie jestem religijna. Narkotyki zawsze traktowałam ze szczególną ostrożnością.
— Biedna dziewczyna, nie wiesz, co naprawdę dobre w życiu. — Pani Najadová ze smutkiem potrząsnęła głową. Postawiła walizkę i zręcznie wyjęła z niej składany kij do szczotki oraz paczkę przylepnych gąbek.
— Muszę teraz sprawdzić pokój. Rozumiesz, prawda?
Maya odłożyła dokumenty na łóżko przykryte nową narzutą.
— Ma pani na myśli czynniki zakaźne? Doskonale, właśnie się nad tym zastanawiałam. Ma pani może przystosowane subtili albo trochę coli? Coś, czym mogłabym zlikwidować patogeny. Spod zlewu czuć drożdże.
— Dostaniesz to od służby medycznej. — Pani Najadová była wyraźnie zadowolona. — Zgłosisz się na oficjalne badania. Dadzą ci wszystko, czego potrzeba do utrzymania przyzwoitego domu.
— Może istnieje jakiś inny sposób zaopatrzenia się w kultury bakterii? Mam jeszcze sporo czasu do następnych badań.
— Ale to przecież za darmo! W prezencie od miasta! Wszystko zapisane jest w dokumentach. Dokąd trzeba pójść, jak się zgłosić…
— Rozumiem. Doskonale. Bardzo pani dziękuję.
Pani Najadová złożyła szczotkę i rozpoczęła metodyczne poszukiwania, zdrapując to i wycierając owo.
— Ten garncarz ma dzikie myszy — orzekła.
— Hmm…
— Złe nawyki higieniczne. Zostawia resztki jedzenia. Wabią owady.
— Zwrócę na to szczególną uwagę.
Pani Najadová najwyraźniej podjęła decyzję. Spojrzała Mayi prosto w oczy.
— Dziewczyno, jedno musisz wiedzieć — powiedziała. — Przyjaciółki tego szaleńca, one nie są szczęśliwe. No, może przez kilka pierwszych dni. Ale w końcu zawsze płaczą.
— Doprawdy, bardzo to miło z pani strony, że tak się pani o mnie troszczy. Proszę się nie obawiać, obiecuję, że nie wyjdę za niego za mąż.
Otworzyły się drzwi i do pracowni wkroczył porządnie ostrzyżony Emil, trzymając w ręku torbę z zakupami. I natychmiast wywołał gwałtowną kłótnię we wrzaskliwej češtině. Krzyki, tupanie, złośliwe obelgi, oskarżenia. Awantura ta wydawała się trwać wiecznie, pani Najadová wycofała się jednak w końcu, potrząsając szczotką i wykrzykując jadowite groźby. Emil zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
— Słuchaj, jesteś pewien, że to było konieczne? — spytała Maya.
— Cholerna krowa!
— Zaskoczyło mnie, że zapamiętałeś jej imię.
Emil był naprawdę wściekły.
— Zapomnieć kochankę… no, to bardzo smutne. Prawdziwa tragedia. Zapomnieć wroga byłoby jednak fatalną w skutkach głupotą. Ta baba to gliniarz! To szpieg! I inspektor zdrowotny! I gerontokratka! Jest mieszczką, filistynką! Tłustą bogatą rentierką! A jakby tego było jeszcze mało, to ona wynajmuje mi pracownię! Ta baba po prostu nie może już być gorsza!
— Masz rację. Być właścicielką budynku oraz pełnić wszystkie wymienione przez ciebie funkcje to już chyba przesada.
— Szpieguje mnie! Donosi na mnie do urzędu higieny! Zatruwa myśli moich przyjaciół i nastawia ich przeciwko mnie. — Emil zmarszczył brwi. — Rozmawiała z tobą? Co mówiła?
— Właściwie wcale nie rozmawiałyśmy. Dała mi tylko wszystkie te kupony. Patrz, z tym mogę wynająć rower. A ta chipkarta to praska książka adresów sieciowych, i to po angielsku! Ciekawa jestem, czy znajdę w niej jakieś pracownie fotograficzne.
— Przecież to bezwartościowe śmieci! Pułapka komercjalizmu!
— Kiedy po raz ostatni zapłaciłeś czynsz? To znaczy, jakim cudem w ogóle pamiętasz, że trzeba płacić czynsz?
— Przecież płacę! Oczywiście, że płacę! Myślisz, że Najadová prowadzi działalność charytatywną? Jestem pewien, że mi przypomina.
Maya ugotowała coś. Zjedli. Emil był wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Stracony ranek i kłótnia z właścicielką domu sprawiły, że nie był w stanie odzyskać spokoju. Jego włosy wyglądały znacznie lepiej, lecz, jeśli chodzi o utrzymanie ich w czystości, Emil był wyzwaniem chyba od czasu niemowlęctwa. Wieczór spędził, przeglądając katalog swych prac.