Выбрать главу

— Voici un raton! — krzyknęła Bouboule. — Patapouff, defends-moi.

Pisk, błysk złotego futra. Naczelne są mądrzejsze od psów. Naczelne umieją się wspinać jak nie wiem co. Piesek pisnął przerażony i spadł z dachu, wyjąc w śmiertelnym strachu.

— Och, biedaku — Bouboule przytuliła drżącą małpkę. — Zgubiłeś taki piękny cylinder.

— Nie, nie zgubił — powiedział Niko. — Widzę go, zatrzymał się na rynnie. — Ześlizgnął się z dachu i przyniósł cylinder.

Przez chwilę milczeli wszyscy, rozważając konsekwencje tego, co się zdarzyło.

— Lepiej, żebyśmy nie schodzili na dół — powiedziała Maya. — Można wydostać się stąd jakąś inną drogą?

— Specjalizuję się w znajdowaniu innych dróg — odparła Benedetta.

* * *

We czwórkę złapali metro, a potem się rozeszli. Ten sposób wydał się im najmądrzejszy. Maya pojechała do domu z Benedettą. Miały o czym rozmawiać. O drugiej nad ranem siedziały w mieszkaniu aktorki, pokrytym w całości białym futrem, zajadając smakowite kanapki. W pewnej chwili Novák zgłosił się na netlink Mayi. Ekran pozostał pusty, było to połączenie głosowe. Novák nienawidził synchronicznego wideo.

— Już nigdy nie spotkacie się w Tête — powiedział.

— Nie?

— Płakała po swoim piesku. Klaus nie ma zamiaru znosić tego rodzaju zabaw. Postąpiliście okrutnie i głupio.

— Przykro mi z powodu wypadku jej psa, Josefie. Wszystko stało się tak szybko.

— Jesteś złą dziewczyną. Niszczysz wszystko.

— Przecież nie chciałam. Naprawdę.

— Helene rozumie cię znacznie, ale to znacznie lepiej, niż ty kiedykolwiek zrozumiesz Helene. Helene ma dobre chęci, ani śladu w niej złośliwości, a tak cierpi, tak strasznie cierpi! Nie dopuszcza do siebie nawet odrobiny szczęścia. — Novák westchnął. — Dziś wieczorem Helene zachowała się bardzo nieuprzejmie w stosunku do mnie. Potrafisz w to uwierzyć, dziewczyno? Jaka to tragedia, widzieć taką damę tak drobiazgową. I to w obecności innych ludzi. Oznacza to, że Helene się boi, rozumiesz?

— Bardzo mi przykro, że byłam w stosunku do niej tak nieuprzejma.

— Gdybyś tylko znała ją za jej młodości, Mayu! Jakąż wspaniałą była patronką sztuk. Jakiż miała wyrafinowany gust! Nie wymagała niczego, chciała nam tylko pomagać. Ale obsiadły ją pasożyty, tyle było pasożytów! Pasożyty żywiły się nią przez dziesięciolecia. Niczego jej nigdy nie zapomniały. To przez nie zgorzkniała. Ona cię broni, powinnaś to wiedzieć. Broni cię przed czymś znacznie gorszym od Helene Vauxcelles-Serusier. Chroni młodych, interesujących się sztuczką ludzi. Helene nadal wierzy.

— Josefie — powiedziała Maya — czy połączyłeś się ze mną od siebie z domu?

— Tak.

— Jak sądzisz, czy na linii może być podsłuch?

— Helene z pewnością na to stać — odparł Novák głosem, w którym wyczuwało się napięcie. — Co nie oznacza, że teraz właśnie nas podsłuchuje.

— Bardzo mi przykro, że zrobiłam z tego taką sprawę. Czy mnie znienawidziłeś, Josefie? Błagam, nie nienawidź mnie. Ponieważ obawiam się, że będzie jeszcze gorzej.

— Ależ kochanie, ja wcale cię nie nienawidzę. Mówię ci to z przykrością, ale obojętnie, co byś zrobiła, nie zmusisz mnie, żebym cię nienawidził. Jestem bardzo starym człowiekiem. Jest już we mnie tylko ironia i duma, wraz z odrobiną nieczystej dobrotliwości. Obawiam się, że podążasz w kierunku zła, ale nie ma we mnie nic, co by twoje zło znienawidziło, czy też nienawidziło ciebie. Na zawsze pozostaniesz moim ulubionym potworkiem.

Maya nie miała mu nic do powiedzenia, więc przerwała połączenie.

— Naprawdę zranił mnie, mówiąc te słowa — wyznała Benedetcie i rozpłakała się.

— Daj spokój temu staremu głupcowi — stwierdziła Benedetta, zajadając kolejną kanapkę. — Powinnaś pojechać ze mną do Bolonii. Jedźmy zaraz. Złapiemy pociąg. Bolonia to najwspanialsze miasto w Europie. Są tam kolumny, komunardzi i sterowce. Powinnaś obejrzeć arkady, takie piękne mamy arkady! I my, Bolończycy, mamy takie wspaniałe plany. Pójdziesz z nami do Istituto di Estetica. Będziesz mogła obserwować nas przy pracy.

— Czy pozwolicie mi sfotografować to, nad czym pracujecie?

— No…

— Robię takie fatalne zdjęcia — użaliła się nad sobą Maya. — Josef Novák nigdy nie zrobił złego zdjęcia. Czasami jego zdjęcia są wspaniałe. Czasami tylko dziwne, ale żadne z jego zdjęć nie było złe. Żadne… on po prostu się nie myli. A ja… ja nie potrafię zrobić dobrego zdjęcia. Nie w tym rzecz, że nie mam techniki. Mogłabym nauczyć się techniki. Po prostu nie widzę.

Benedetta popijała nalewkę.

— Nie ma mnie w środku, nie ma nikogo patrzącego za mnie, wiesz, Benedetto? Mogę sobie być piękna, ponieważ nie istnieje piękno bez zachwiania proporcji, a ja w ogóle jestem zachwiana, ale dzięki urodzie nie jestem jeszcze w porządku. Nie jestem pogodzona ze sobą. Zostałam rozbita na kawałki i czasami myślę, że na zawsze pozostanę w kawałkach. W duszy jestem rozbitym lustrem, więc moje prace w sztuczce pozostają niejasne. Sztuka trwa wiecznie, a życie też już nie jest krótkie.

Maya ukryła twarz w dłoniach.

— Jesteś dobrą przyjaciółką, Mayu — powiedziała Benedetta. — Niewielu mam dobrych przyjaciół, ale ty z pewnością jesteś moją dobrą przyjaciółką. Lata nie liczą się w ten sposób, w jaki sądzisz, że się liczą. Liczą się, ale inaczej niż sądzisz. Proszę, nie bądź taka smutna. — Benedetta zaczęła szukać czegoś w kieszeniach kurtki. — Przywiozłam ci prezent z Bolonii. Będziemy świętować. Bo teraz naprawdę jesteś moją siostrą.

Maya podniosła głowę.

— Prezent? Naprawdę?

Benedetta zakończyła poszukiwania. Z kieszeni wyjęła wyssaną ostrygę. Maya zagapiła się na nią.

— Naprawdę nie wygląda to na coś, w co powinnam się mieszać — powiedziała.

— Wiesz, czym jest przelew mózgowo-rdzeniowy? — spytała Benedetta.

— Na swoje nieszczęście wiem.

— Pozwól, że dam ci to, Mayu. Pozwól, że położę ci to na głowie.

— Benedetto, naprawdę, nie powinnam. Przecież wiesz, ile mam lat. To mnie będzie bolało.

— Oczywiście, że będzie bolało. Przez rok przygotowywałam ten przelew. Bolało mnie za każdym razem. Gdy tylko czułam się w pewien szczególny sposób… czułam się naprawdę sobą… kładłam ją na głowę. Wysysała mnie i zachowywała. Myślałam, że użyję jej kiedyś, później, żeby przypomnieć sobie samą siebie, gdybym się zgubiła, a jednak chcę, żebyś ty to wzięła. Chcę, żebyś wiedziała, kim jestem.

— Życie jest ryzykiem — westchnęła Maya i zdjęła perukę.

Macka ostrygi przeniknęła jej przez głowę. Bolało, mocno bolało i dobrze, że bolało, bo gdyby nie bolało, byłoby za łatwo. Płyny przeniknęły, Maya uspokoiła się, zamarła w nadświadomości.

Czuła umysł innej kobiety. Nie jej myśli, lecz życie. Czuła nieziemską słodycz ludzkiej tożsamości. Samotność, odrobinę gorzkiej siły, jasną płaszczyznę czystego, młodzieńczego egoizmu. Upiorna gładź innego ducha.

Zamknęła oczy. Czuła głęboką, bardzo głęboką postludzką rozkosz. Świadomość zakradła się do jej umysłu, niczym czarne światło innego świata. A potem szare komórki pożarły powoli tę inną duszę. Wessały ją smakowicie w milion maleńkich szczelin.