Выбрать главу

Pewnego czerwcowego dnia Maya spędziła za wiele czasu wśród płatków śniegu, tańczących galopkę w podmuchach pary i, zdjąwszy wreszcie gogle, pojęła natychmiast, że wyrządziła sobie krzywdę. Kiedy zamykała oczy, świat na wnętrzu jej powiek zmieniał się. Dziewczynom udało się dotrzeć do najintymniejszego z miejsc — miejsca, gdzie chowała się, zamykając oczy. Jeśli nie śpisz, a zamkniesz oczy, nigdy nie widzisz prawdziwej ciemności. Pod opuszczonymi powiekami zawsze coś się dzieje. Pozbawione światła oko nadal pracuje, szare komórki kogoś, kto nie jest ślepcem, próbują na swój sposób dojść do ładu z rzeczywistością. Tworzą swój własny, mały świat. Intymny mały świat za zamkniętymi powiekami składa się z łagodnych nieforemnych błękitów i słabych, poruszających się punktów fioletu, optycznych chlapnięć stłumionej żółci i brązu. Lecz teraz świat ten został w jakiś sposób dotknięty. Został w jakiś sposób zmieniony. Był nowy i nie był światem Mayi.

Maya połączyła się z Benedettą. Łączenie się z Benedettą było ostatnio kłopotliwe, Benedetta bowiem była stale napięta i tajemnicza. Ale Maya musiała z nią porozmawiać.

— Benedetto, popełniłam błąd — powiedziała.

— Jaki to błąd?

— W moim przypadku to nie zadziała.

— Musisz być bardzo cierpliwa — tłumaczyła jej Benedetta bardzo cierpliwie. — Ten projekt obliczony jest na bardzo długi czas.

— W moim przypadku to nie zadziała, ponieważ nie jestem młoda. Raz już kiedyś byłam młoda. Byłam młoda w innym świecie. Ten tu świat jest waszym światem. Tworzycie coś, czego nie potrafię sobie nawet wyobrazić. Mogę z wami współpracować, mogę nawet pomóc wam budować to coś, ale nie mogę tam mieszkać, ponieważ nie jestem jedną z was.

— Ależ oczywiście, że jesteś jedną z nas. Nie martw się, jeśli nie odczuwasz efektu. To nic w porównaniu z tym, co zrobimy w ciągu stu lat.

— Nie będę żyła jeszcze sto lat. Świata poza zbiegiem nigdy nie zobaczę na własne oczy. Nie w tym rzecz, żebym nie chciała. Po prostu nie urodziłam się w odpowiednim momencie.

— Mayu, nie poddawaj się. Co to za defetystyczne gadanie. Jesteś ważna dla naszego morale.

— Kocham cię, zrobiłabym dla ciebie wszystko, ale musisz sama zatroszczyć się o swe morale. Ja już nigdy tam nie wrócę. Zaczynam wreszcie czuć i rozumieć, co to wszystko naprawdę znaczy. Ja nigdy nie będę w stanie sięgnąć tak daleko. Nie chcę tego i w moim stanie nawet tego nie potrzebuję. Mogę pomóc wam w waszych kłopotach, ale wy nie możecie pomóc mi w moich. To uczyniłoby mnie tylko gorzej niż martwą.

— Czy są rzeczy gorsze od śmierci, Mayu?

— Na Boga, oczywiście!

Maya przerwała połączenie. Położyła się na łóżku na wznak i wbiła wzrok w sufit.

W jakiś nieokreślony czas później dźwięk dzwonka doprowadził ją do przytomności. Maya wstała niczym lunatyczka, przeszła po białym kosmatym dywanie i otworzyła drzwi.

Duży brązowy pies puścił dzwonek i opadł na cztery łapy. Skoczył w otwarte drzwi. Maya cofnęła się, potknęła i pies znalazł się w mieszkaniu.

— Zadałaś mi ból — powiedział.

— Wejdź, Platonie. Gdzie twoje śliczne ubranie?

— Zadałaś mi ból.

— Nie wyglądasz najlepiej. Czy dobrze się odżywiałeś? Powinieneś zawsze uważać, co jesz. To bardzo ważne, odżywiać się właściwie.

— Zadałaś mi ból… wielki.

Maya cofnęła się w stronę kuchni.

— Chcesz coś zjeść? Mam teraz mnóstwo pysznego jedzenia.

— Zadałaś mi ból… wielki. Ból w głowie. — Pies wszedł do pokoju. Łeb, pokryty zmatowiałą sierścią, trzymał nisko. Powąchał podłogę, potrząsnął brudnym łbem. — To przez ciebie — powiedział.

Jeden z białych kotów przebudził się, spojrzał na psa ze zdumieniem, najeżył się jak szczotka i wpadł w panikę.

— Spokojnie, kotku — krzyknęła natychmiast Maya. — Platonie, zaraz dam ci jeść. Wszystko będzie dobrze. Zaraz wykonam kilka połączeń. Zaraz się tobą zajmę. Zrobimy sobie ciepłą kąpiel, znajdziemy śliczne ubranie, pójdziemy…

— Tu są koty! — zawył pies.

I zaatakował.

Maya wrzasnęła. W powietrze wzbiły się kłaki białego futra. Pokój eksplodował zwierzęcą furią. Pies zmiażdżył pierwszego kota w wielkich białych kłach; kot padł na podłogę w konwulsjach. Zaczął zdychać przy wtórze włączonego alarmu.

Maya doskoczyła do psa atakującego drugiego kota. Próbowała złapać go za matową, zmierzwioną sierść na karku. Pies odwrócił się błyskawicznie i, jakby była to najłatwiejsza rzecz na świecie, ugryzł ją w łydkę. Maya poczuła się tak, jakby nogę przytrzasnęły jej stalowe zębate drzwi. Krzyknęła i upadła.

Kot próbował wspiąć się po tapecie. Pies złapał go za ogon jedną ze swych chwytnych przednich łap, ściągnął i zagryzł.

Maya szarpnięciem otworzyła drzwi.

Uciekła.

Nie miała nic. Nie miała butów. Wiedziała, że teraz jest pierwsza na liście psa. Noga jej krwawiła, Maya śmierdziała strachem tak strasznym, że pod jego ciężarem mógłby zawalić się świat. Pobiegła. Pobiegła korytarzem do wind. Stała w windzie, jęcząc i drżąc, póki nie zamknęły się drzwi.

Nie mogła zrobić nic. Więc złapała pociąg.

* * *

Pierwszego dnia ukradła ubranie. Kradzież była bardzo trudna, ponieważ Maya tak się bała. Łatwo jest kraść, kiedy jest się doskonale szczęśliwym i pewnym siebie, ponieważ wszyscy kochają doskonale szczęśliwe i pewne siebie ładne dziewczyny. Nikt jednak nie kocha niewyraźnych dziewczyn o sztywnych włosach, kulejących, mrużących ze strachu oczy, sprawiających wrażenie narkomanek i nie mających bagażu.

Pies był w sieci. Maya nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że kiedyś uważała sieć za miłe miejsce. Sieć była akurat tak miła, by za jej pomocą głuszyć ryby. Wielkie kawały szarych psich komórek urosły wewnątrz sieci. Pies nawiedził pałac jak duch, a potem użył go, by ją wytropić. Teraz podążał, węsząc, jej tropem, i był obecny na całym świecie, jak jakaś para wodna.

Maya wiedziała, że policja znajdzie ją, gdy tylko przestanie uciekać. Maya była bardzo zmęczona, gnębiło ją straszne poczucie winy i wszystko ją bolało. Gdy tylko zdarzyło się jej usiąść nieruchomo, natychmiast ogarniała ją panika, musiała iść gdzieś, by zwymiotować.

Ale na Synaju było lato. Synaj nie był Europą. Maya nie znajdowała już wyzwolenia w podróży; podróżując, czuła się dziwnie i źle. Aktorka przebywała w centrum turystycznym nad Morzem Czerwonym. Było to miejsce, do którego ludzie uciekali, gdy czuli się bardzo, bardzo zmęczeni. Naturalnie, aktorka pozostawiła ścisłe instrukcje by nikt jej nie niepokoił.

Maya przekonała funkcjonariuszy centrum, że ma ważne informacje o śmierci w rodzinie. Nie było wątpliwości, że jest roztrzęsiona, nieszczęśliwa, przepełniona smutkiem, uwierzono więc w tę opowieść i ulitowano się nad nią. W rajskiej niszy odsalania wód i udomowionej dżungli żyli uprzejmi i łagodni ludzie, których zawodem było dbanie o innych. Ci ludzie dali jej notebook i poinformowali, gdzie ma szukać tropu aktorki.

Aktorka była włochatym hominidem o mocnych czarnych pazurach i owłosionych, twardych od odcisków stopach. Nagie ciało pokryte miała szorstkim czarnym futrem. Ludzie mogą robić ze sobą takie rzeczy bez problemu, jeśli tylko zdecydują się uaktywnić część swego nieaktywnego DNA. Nie była to działalność medyczna przedłużająca życie, tylko coś, co robiło się w uzdrowisku.