Выбрать главу

— Dobrze — zgodziła się Maya z westchnieniem.

Paul poprowadził ją za rękę, jak hrabia proszący hrabinę do kadryla. Wypełniający basen płyn lśnił milionami pryzmatycznych płatków. Być może były to maleńkie pływające sensory, kto wie? Sensory tak małe, że można nimi oddychać? Płyn miał temperaturę krążącej w ciele krwi. Wstąpili weń. Maya doznała wrażenia, że jej nogi się rozpuszczają.

Oddychanie w płynie było o wiele łatwiejsze, niż Maya się spodziewała. Łyk płynu rozpuścił się jej na języku niczym sorbet, płuca zaś zareagowały nań ze zdumieniem i rozkoszą, niczym rozmasowywane obolałe stopy. Nawet gałki oczne go pokochały.

Lustro płynu zamknęło się jej nad głową. Widzialność była kiepska, najwyżej na odległość wyciągniętej ręki. Paul nadal ściskał jej dłoń. Z mroku wyłaniały się jego kawałki — dłoń, łokieć, fragment nagiego biodra.

Powoli spływali w głąb. Ku białej galaretowatej masie créme de menthe. Była niczym inteligentna glina. Reagowała na dotknięcia Mayi z nie maskowanym entuzjazmem. Paul zaczerpnął jej w złączone dłonie, zabulgotała w nich, nieopisanie aktywna, jak wiersz zmieniający się w układankę. Gotowała się z maszynową inteligencją. W pewien sposób była bardziej żywa niż ciało, rosła pod jej poszukującymi palcami niczym sonata Bacha. Materia uczyniona wirtualną. Prawdziwe sny.

Ktoś przepłynął obok Mayi żabką i zanurkował radośnie, niczym narciarz w nieprawdopodobnie ciepłą śnieżną zaspę. Teraz wreszcie Maya zaczęła przyzwyczajać się do tego uczucia. Była poza seksem, poza skórą. Bezskórna. Bezskórna pamięć. Krwawa nostalgia, somatyczne déjá vu, neuralne mono no aware. Wspomnienia, których nie wolno jej było mieć. Uczucia, których nie pozwolono jej odczuwać.

Pamięć spadła na nią jak najeżony igłami młot. Nie był to ból. Było to uczucie znacznie głębsze niż osobowość. Doświadczała czegoś, czego świadomość nie była w stanie ogarnąć. Nieprawdopodobne moce wierciły jej ciało, moce, w których umysł nie widział sensu. Zawalenie systemu ducha.

Kiedy oprzytomniała, leżała na wznak. Paul uciskał jej żebra, uderzał w nie mocno płaską dłonią, pobudzając serce do pracy. Z ust i nosa wypływał jej płyn, wykaszliwała go z siebie litrami.

— Rozpadłam się — wykrztusiła.

— Mayu, nie próbuj mówić.

— Mózg mi wybuchł…

Paul przycisnął ucho do jej ciała między piersiami. Słuchał bicia serca.

— Gdzie jest karetka? — denerwowała się Benedetta. — Mój Boże, czekamy już chyba z godzinę! — Owinęła się ręcznikiem. Drżała.

— Postąpiłem strasznie głupio — powiedział Paul. — Czytałem o kuracji neotelomerycznej. Zawieszają człowieka w wirtualności… powinienem się domyślić, co będzie.

Przez cały czas pompował jej płuca.

Maya przetoczyła głową po podłodze, próbując rozejrzeć się dookoła. Na chłodnych płytkach pozostał wysychający ślad śluzu — tędy ciągnął ją Paul. Kilka kroków dalej stali zbici w ciasną grupkę przyjaciele, rozmawiając i przyglądając się im z niepokojem. Maya leżała z uniesionymi, podpartymi nogami.

Zaczęła trząść się gwałtownie.

— Jeśli nie przestaniesz, znowu dostanie konwulsji — powiedziała Benedetta.

— Lepiej mieć konwulsje, niż przestać oddychać. — Paul nadal prowadził masaż serca.

Benedetta przyklękła obok nich. Twarz miała ściągniętą cierpieniem.

— Przestań, Paul — powiedziała. — Ona oddycha. Sądzę, że jest przytomna. — Spojrzała na Paula. — Czy Maya umrze?

— Prawie umarła tam, w moich ramionach. Kiedy wyciągnąłem ją z basenu, jej źrenice miały inne rozmiary.

— Czy przeżyje jeszcze dziesięć lat? Dziesięć lat to przecież tyle co nic. Wiem, że kiedyś umrze i że ja będę po niej płakać, ale dlaczego ma umierać dziś?

— Życie jest za krótkie — stwierdził po prostu Paul. — Życie zawsze będzie za krótkie.

— Chciałabym, żeby to była prawda. — Benedetta westchnęła. — Naprawdę, mam nadzieję, że tak. Wierzę w to z całego serca.

* * *

Medyczni gliniarze zabrali Mayę do Pragi. Miało to coś wspólnego z możliwością oskarżenia jej o nadużycia sieciowe. Najwyraźniej większość dowodów znajdowała się w Pradze.

Nikt z Biura Dostępu nie miał jednak zamiaru jej aresztować. Gliniarze z Czeskiego Biura Dostępu nienawidzili najwyraźniej greckich gliniarzy medycznych i gardzili nimi z całego serca; był to zapewne objaw przedziwnej europejskiej konkurencji międzywydziałowej. Maya robiła, co mogła, by wyjaśnić okoliczności sprawy. Kiedy wreszcie gliniarze z Biura Dostępu na pierwszym piętrze zorientowali się mniej więcej, w czym rzecz, zaczęli się na nią denerwować. Powiedzieli, że się z nią skontaktują, po czym zaczęli tłumaczyć, że wraz z eskortą powinna wynieść się z ich biura, najlepiej do jakiegoś innego kraju.

Maya czuła wyłącznie obrzydzenie na myśl o powrocie do szpitala, uparła się więc, że nie wyjdzie i poprosiła o znalezienie Helene Vauxcelles-Serusier. Wahający się, niepewni gliniarze niechętnie spełnili tę prośbę i przydzielili jej numer.

Wraz z Brett Maya siedziała teraz w trójkątnej poczekali na ohydnym różowym plastykowym krzesełku. Po godzinie greccy medyczni gliniarze sprawdzili kajdanki śledzące i monitor tiarowy, po czym, zadowoleni z rezultatów, wyszli. Po ich wyjściu nie działo się właściwie nic.

— No, jest znacznie gorzej, niż się spodziewałam — powiedziała Brett.

— Strasznie dziękuję, że zdecydowałaś się przejść przez to wszystko wraz ze mną. Wiem, że strasznie się nudzisz.

— Nie, nie. — Brett poprawiła spexy. — To prawdziwy zaszczyt być twoją osobistą przedstawicielką mediów. Jestem doprawdy wzruszona, że poprosiłaś przyjaciół, by do mnie zadzwonili, że dałaś mi tak wielką szansę. To fascynujące doświadczenie. Zawsze tak bardzo bałam się władz. Nie miałam pojęcia, że są w stosunku do nas tak zupełnie, tak całkowicie obojętne. Że po prostu lekceważą młodych ludzi.

— Nie w tym rzecz. Kto mógł, wyjaśniał im przecież, że nie jestem młoda. Chodzi chyba o to, że jestem Amerykanką. To znaczy, chodzi o to, że nawet dziś ludzie pozostający poza lokalną jurysdykcją sprawiają tylko dodatkowe kłopoty.

Brett zdjęła spexy. Zapatrzyła się w stare, popękane płytki podłogi.

— Żałuję, że nie potrafię cię znienawidzić, Mayu — powiedziała.

— Z jakiego powodu?

— Bo jesteś wszystkim, czym zawsze chciałam być. To ja powinnam związać się z młodymi ludźmi, ekspertami od sztuczki. To ja powinnam być tam, na wybiegu. Ukradłaś mi życie. A teraz, w dodatku, zrobiłaś coś, co uznali za ważne. Ba, dopiekłaś im! Ja nigdy nawet nie marzyłam o tym, że uda mi się im dopiec.

— Przepraszam — powiedziała Maya.

— Marzyłam, że tyle dokonam. Zabrakło mi śmiałości, by zrobić cokolwiek. A przecież mogłam zrobić coś. Chyba. Jak myślisz? Jesteś ładna, ale nie ładniejsza ode mnie. Sypiasz z kim popadnie… no cóż, ja też sypiam z kim popadnie. Pochodzimy z tego samego miasta. Mam tylko dwadzieścia lat, ale ty, kiedy miałaś dwadzieścia lat, wcale nie byłaś mądrzejsza ode mnie. Prawda?

— Prawda, oczywiście.

— Mam talent. Umiem projektować ubrania. Ty nie umiesz projektować ubrań. Co masz takiego, czego ja nie mam?

— No i z tym wszystkim siedzę na komisariacie — westchnęła Maya. — Może ty mi powiesz, co mam, a czego ty nie masz?