— A co jest w stanie spowodować, iż szczerze powiesz, że jest ci przykro?
— Praktycznie rzecz biorąc, nic. Ale… rzeczywiście jest mi przykro, ponieważ straciłam fotografie.
— Tylko tyle? — Helene bawiła się w przeglądanie zawartości biurka. Znalazła dyskietkę i pokazała ją Mayi. — Masz — powiedziała.
— Och! — Maya przytuliła dyskietkę do piersi. — Skopiowałaś je! Och, nie wierzę, ale odzyskałam je! — Pocałowała dyskietkę. — Strasznie ci dziękuję!
— Wiesz, że to bardzo złe zdjęcia, prawda?
— Tak, wiem, ale robię się coraz lepsza.
— Cóż, na to doprawdy nic nie jesteś w stanie poradzić. Udało ci się wykonać kilka pastiszów Nováka. Poza tym jesteś beztalenciem.
Maya zagapiła się na nią nieruchomym spojrzeniem.
— Nie sądzę, żebyś była w stanie mnie osądzić — powiedziała.
— Oczywiście, że jestem w stanie cię osądzić — odparła Helene z nieskończoną cierpliwością. — Nikt nie jest do tego lepiej przygotowany. Znałam Patzelta, Pauliego i Beckera. Wyszłam za mąż za Capassa. Znałam Ingrid Harmon, nim komukolwiek przyszło w ogóle do głowy, że umie malować. Pani nie jest artystką, pani Ziemann.
— Nie sądzę, bym się skompromitowała jako studentka, biorąc pod uwagę, że studiuję ten przedmiot od zaledwie czterech miesięcy.
— Sztuki nie zasila zbiornik wspomagania metabolicznego. Gdyby sztuka wywodziła się ze zbiornika, byłaby najautentyczniejszą kpiną z prawdziwego talentu, prawdziwego natchnienia. Te fotografie są po prostu banalne.
— Paul jest innego zdania.
— Paul. — Helene westchnęła. — Paul nie jest artystą. Jest teoretykiem, bardzo młodym, bardzo zaangażowanym i bardzo złym teoretykiem. Podstawowym błędem, który popełnili, było działanie przy założeniu, że sztuka i nauka dadzą się zmieszać jak whisky z wodą sodową w szklaneczce. Nie dość, że jest to prostackie, to jeszcze drażniące. Nauka nie jest sztuką. Nauka to zestaw obiektywnych technik zezwalających na reprodukowanie wyników. Nauką mogą swobodnie zajmować się maszyny. Sztuka nie polega na powtarzalności wyników. Tworzenie to akt głęboko subiektywny. Ty jesteś kobietą o podzielonej, głęboko rozbitej subiektywności.
— Jestem kobietą o innej subiektywności. I z całą pewnością wolę pomieszać raczej sztukę i naukę niż krytykę sztuki i działalność policyjną.
— Nie jestem artystką, już raczej troszczę się o artystów.
— Jeśli do tego stopnia pogardzasz nauką, czemu właściwie jeszcze żyjesz?
Helene nie odpowiedziała.
— Czego właściwie aż tak się boisz? — spytała ją Maya. — Nie cieszy mnie perspektywa obalenia paru twoich ukochanych mitów, lecz jeśli sztuka jest w stanie wypełznąć z obiektywu aparatu fotograficznego, to nie powinna mieć problemów z wypełznięciem ze zbiornika wspomagającego. Po prostu nie byłaś nigdy we właściwych zbiornikach. We mnie płonie teraz święty płomień. To chyba bardzo głupia nazwa, ale jest jednocześnie prawdziwa jak ziemia, więc niby czemu ma mnie obchodzić, jak go nazywacie?
— Więc mi go pokaż — powiedziała Helene, splatając dłonie na piersiach. — Pokaż mi jedną prawdziwie wspaniałą rzecz. Pokaż mi coś naprawdę imponującego, czego dokonałaś wraz ze swymi przyjaciółmi. Nie wliczę w to włamań komputerowych, w końcu każdy idiota jest w stanie przełamać czterdziestoletnie systemy zabezpieczeń. Nie wliczam w to nowych środków przekazu, w końcu każdy dureń reklamuje się odkryciem nowych środków przekazu. To sprytne sztuczki, ale bez żadnej głębi. Grupa Tête uwielbia się skarżyć i skamleć, ale w naszych czasach artyści mają wszystko po swej stronie. Wykształcenie. Ogrom wolnego czasu. Doskonale zdrowie. Darmowe jedzenie. Darmowe schronienie. Nieograniczone możliwości podróży. Czasu, ile tylko sobie zamarzą, by doskonalić się w swym rzemiośle. Dostają wszystkie możliwe w ramach sieci informacje, mają do dyspozycji światowe dziedzictwo sztuki. I co dostaliśmy w zamian za to wszystko? Manifestację złego smaku.
— Czego ty właściwie od nich chcesz? Twój świat ich stworzył. Twój świat stworzył mnie. Czego ode mnie chcesz?
Helene tylko wzruszyła ramionami.
— I co mam z tobą zrobić? — spytała retorycznie.
— Daj spokój — odparła Maya. — Nie powiesz mi, że do tej pory nie zdecydowałaś już, jak rozwiążesz ten problem!
Helene szeroko rozłożyła ręce.
— Dzieciaki nic nie rozumieją — stwierdziła. — One naprawdę myślą, że świat kamienieje. Nie mają pojęcia, jak cienka granica dzieli nas od chaosu. Chcą władzy. Władzy bez odpowiedzialności, ostrożności, dojrzałości. Chcą zmieniać sobie mózgi. A ty im w tym pomogłaś! Czy twój mózg nie został wystarczająco zmieniony?
— Może. Wiem, że całkiem poważnie się odmienił. Uwierz mi, ja to czuję. Ale nic więcej nie potrafię ci powiedzieć.
— Nie potrafisz mi powiedzieć! Jakie to optymistyczne! Wyobraź sobie, że we współczesnym świecie istnieją prawdziwi buntownicy. Szaleni buntownicy, prawdziwi staroświeccy fanatycy, tyle że wypełzający z nowiuteńkich zbiorników wspomagających. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że przy pomocy standardowego zestawu do nalewek można wytworzyć gaz paraliżujący w ilości wystarczającej, by otruć mieszkańców sporego miasta? No i proszę, kochanie, siedzisz tu owinięta prześlicznym furoshiki, gwałcąca prawa natury z siłą, której nie miarkuje sumienie… a oni myślą, że jesteś fajna. Sama siebie uważasz za fajną. Oni myślą, że my wszystko trzymamy za gardło, a my niczego nie trzymamy za gardło. Połowa populacji świata odpuściła sobie obiektywną rzeczywistość. Ci ludzie po prostu odchodzą od zmysłów na entheogenach. Wszyscy oni są pewni, że spotkali Boga i, gdyby nie fakt, że kochają swój rząd i ufają mu, już zarzynaliby się na ulicach.
— No to dobrze się składa, że funkcjonariuszy rządowych tak łatwo pokochać.
— Przecież to właśnie ty byłaś rządem. Pracowałaś jako ekonomistka medyczna, nie mylę się, prawda? Doskonale wiesz, jak bardzo się staraliśmy. Wiesz, czego dokonaliśmy i jakim kosztem. Okradłaś biednych, uczciwych ludzi, uciekając dla zabawy z wielką sumą ich pieniędzy zainwestowanych w twoje ciało. Uważasz, że to w porządku? Dokonaliśmy cudu, budując sprawiedliwe społeczeństwo, w którym bogaci i potężni nie depczą biednych i nie kradną im samego życia.
— Owszem, głosowałam za tym wszystkim — powiedziała Maya.
— Te dzieciaki przyjmują zbudowany przez nas świat za prostą oczywistość. Myślą, że są nieśmiertelne. Może nawet mają rację, ale są także pewne, że zasłużyły na nieśmiertelność. Myślą, że przedłużenie czasu życia to jakiś mistyczny skok technologiczny. Mylą się. Nie ma w nim nic mistycznego. Zwykli ludzie ciężko pracują, by postęp ten był możliwy. Ludzie łamią sobie głowy i serca, dają z siebie wszystko tylko po to, by powstrzymać pochód śmierci. Nie jesteś artystką, kiedyś jednak wspomagałaś społeczeństwo. Teraz czynisz mu świadomą krzywdę.
— Dopiekli ci, prawda?
— Więcej, zaszkodzili, i nie tylko mnie.
— Cieszę się, że ci dopiekli.
— A ja cieszę się, że usłyszałam od ciebie te słowa — powiedziała bardzo spokojnie Helene. — Myślałam, że jesteś szalona, że jesteś kobietą niezdolną dokonać jednoznacznych wyborów moralnych. Teraz wiem, że zło wybrałaś celowo.
— I co masz zamiar mi zrobić? Nie jesteś w stanie zmienić mnie w Mię.
— Oczywiście, że tego nie uda mi się dokonać. Żałuję, ale jest już za późno. Eksperymenty nie przynoszą czasami oczekiwanych rezultatów, dlatego są eksperymentami. Potrafimy jednak powstrzymać je, by zwrócić się ku rozwiązaniom bardziej produktywnym.