Poniedziałek
Co za wstyd! Jestem pośmiewiskiem całej szkoły. Wczoraj we wszystkich wydaniach „Wiadomości” pokazywali materiał z manify, w którym stoję na barykadzie i wrzeszczę falsetem: „Moja wagina należy do mnie!” W tle Gonzo udaje, że wiesza się na fioletowym boa babci. Najgorszy był komentarz.
„Zacietrzewienie polskich feministek sięga tak daleko, że w swej nienawiści nie widzą już, że zamiast pozostać kobietami, zamieniają się w pokracznych nastolatków wrzeszczących, jakby przechodzili nieudaną mutację”.
Nikt, nikt mi nie pogratulował sławy. Najłatwiej krytykować, typowo polska przypadłość.
Ozyrysa też było widać w TV. Wszyscy mówią, że świetnie wypadł. Potnę się pod kolankami z zazdrości.
Środa, 11 marca
Dopiero dzisiaj ochłonąłem z wydarzeń ostatnich dni. W moim nowym domu panuje względny spokój, bo Adela wraca do zdrowego trybu życia. Koniec z pijackimi balangami, grą w butelkę do piątej rano i związkami bez zobowiązań. Znowu będzie poranne tai chi, biczowanie pokrzywami, ziółka i suchary na obiad. No, ale jak przehulała całą emeryturę, to teraz trzeba zacisnąć pasa. Bardzo żałuję, że ja ani razu nie mogłem niczego przehulać. Czuję się opóźniony w rozwoju. Babcia na to wszystko kręci nosem, bo będzie musiała poszukać sobie nowej mety.
Pomału do nich dociera, że potrzebuję spokoju do nauki. Egzaminy to poważna sprawa. Już teraz na samą myśl drętwieje mi serce. A jak nie zdam? Rodzice wyrzucą mnie z domu i będą mną pogardzać (eee, już bardziej nie można). Zwróciłem się do mamy po wsparcie, ale jak zwykle mnie zbyła:
– Nie przesadzaj. W życiu są rzeczy, które po prostu trzeba zrobić i koniec.
Jak będę miał chwilę czasu, to wykopię przed domem wielki dół, poczekam, aż w niego wpadnie i połamie nogi. Będę stał nad nią i powoli zjadał jej ulubionego śledzia w śmietanie.
Nikt mnie nie odwiedza. Elka i Ozi ciągle kują. Mnie się wydaje, że mam jeszcze mnóstwo czasu. Nawet Łucja od ostatniego telefonu nie dała znaku życia. Poza tym sytuacja rodzinna wymaga mojej zdecydowanej interwencji. Nie mogę już dłużej patrzeć na zapłakaną Hele. Wczoraj Filip zamknął się na pół godziny w toalecie z telefonem komórkowym, a jego piękna żona skrobała do drzwi: „Może ci usmażyć omlet?”. O mamo! Nie zniosę tego dłużej. Zagroziłem Filipowi, że wszystko powiem, tym bardziej że sztuka stoi w miejscu. Cały czas tylko szlifują rolę Kasicy Łasicy. Im dłużej na nią patrzę, tym więcej widzę włosków na jej brodzie. Ten Filip jest ślepy. Przecież gdyby nie przydzielił jej roli Kobiety-Cysty, to do końca życia nosiłaby halabardę. Muszę jednak przyznać, że obsadowo to strzał w dziesiątkę. Nawet bez charakteryzacji Kasica przypomina wielki ropień.
13 marca
Piątek trzynastego. Od samego rana czekam na kataklizm. Mojej czujności nie uśpił nawet zaliczony test z fizyki. Nie mam pojęcia, jak go zdałem. Ozi się do mnie nie odzywa, bo on nie zaliczył. Jakby to była moja wina! Czy ja mu zazdroszczę stopni? Urody? Powodzenia u kobiet i umiejętności wzbudzania sympatii i podniecenia, gdziekolwiek się pojawi? Normalnej i ładnej mamy? Otóż nie. Niczego mu nie zazdroszczę, bo zazdrość jest cechą ludzi słabych i nikczemnych. A poza tym dostatecznie dobrze znam życie, by wiedzieć, że dobra passa nie trwa wiecznie i kiedyś się skończy. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Sobota, godzina 1.00 w nocy
No to teraz już mogę spokojnie usiąść i sporządzić spis kataklizmów. Po pierwsze: mama rozpoczęła destrukcyjną działalność terapeutyczną. Otwiera w domu gabinet. Filip i Hela zabierają Gonzo i szukają mieszkania. Obawiam się, że każde osobno. Gonzo przykuł się kajdankami do kaloryfera na znak protestu. Mama jest z tego bardzo zadowolona. Twierdzi, że nic tak dobrze nie reklamuje firmy, jak dziecko z zaburzeniami, które nie chce ani na chwilę opuścić mieszkania swego psychologa. Uzgodnili z Gonzo, że jak przyjdą pacjenci, to będzie udawał jakąś młodocianą gwiazdę show-biznesu, z którą mama dokonała cudów. Za bardzo bym nie ufał Gonzo, bo jego pomysłowość jest niezmierzona i może przynieść odwrotny skutek. Tak czy siak, mama znowu jest bardzo ważna. Ona wprost uwielbia manipulować życiem innych ludzi.
Po drugie: ojciec… był w telewizji! I jak zwykle mówił o genitaliach. Naprawdę, to się już robi nudne. Jako specjalista od skandali obyczajowych w sztuce wypowiadał się na temat skazania pewnej artystki awangardowej na kamieniołomy, czy coś takiego, za obrazę uczuć religijnych. Jej praca polegała na tym, że na krzyżu zawiesiła… eee, nie napiszę, bo jeszcze i mnie skażą. Nie jestem taki głupi. Wieczorem ojciec był jeszcze na żywo w TVN i tak się rozkręcił, że cztery razy musieli mu podziękować za rozmowę. Zaproponował, że na znak solidarności ze sztuką wysokich lotów pójdzie do kamieniołomów razem ze skazaną. Wstydziłby się, stary zbereźnik! Już ja wiem, jak to się skończy. Ale może znajdzie teraz jakąś pracę? Mógłby na przykład zostać ekspertem w Sejmowej Komisji Kultury albo w Radzie Radiofonii i Telewizji. Chociaż ma za mało włosów. Tam rządzą sami kudłaci i krzaczaści.
Po trzecie: Ozyrys zaproponował mi wyprawę poszukiwawczą do Egiptu. Będziemy szukać jego ojca. Mam około dwóch miesięcy na wyrobienie paszportu, nauczenie się egipskiego, odbycie kursu samoobrony i szkolenia antyterrorystycznego. Trochę się boję, ale Ozi obiecał mi, że będziemy się trzymać z dala od Luksoru, a poza tym będziemy udawać tubylców. Jasne, jak sobie wcześniej zrobię przeszczep skóry w kierunku odwrotnym niż Michael Jackson.
Po czwarte: zadzwoniła Łucja. Podejrzewa, że BB Blacha 450 ma zamiar zatrudnić do hip-hopowych chórków w swojej, pożal się Boże, kapeli jakąś flądrę zamiast niej. Poprosiła mnie, czy nie mógłbym poudawać, że jestem nią zainteresowany, żeby wzbudzić zazdrość tego blaszanego cymbała. Ona też postara się poudawać, że mnie lubi. POUDAWAĆ!!!
Po piąte: właśnie dotarło do mnie, że za niecałe dwa miesiące mam egzaminy!!! Jak to się mogło stać? Przecież było jeszcze mnóstwo czasu! Postanowiłem zacząć odliczać i porządnie się stresować.
Po piąte: właśnie przed chwilą zadzwonił ojciec i spytał Adelę, czy nie może przenocować pewnego naszego gościa, który wrócił z dalekiej podróży. Ubraliśmy się i na niego czekamy. Ojciec nie chciał zdradzić, kto to, ale obiecał, że to tylko na kilka dni i że na pewno przypadniemy sobie do gustu. Oho, już jest. Idę otworzyć.
– Bonjour, dzień dobry, zdrastwujtie!
Sobota, wczesny poranek
Myślałem, że padnę trupem, jak ujrzałem w drzwiach Bulwiaczka! Kochany, nieodżałowany Antoni. Tak się za nim stęskniłem, był jedynym moim wzorcem męskości. Już dawno mu wybaczyłem, że jego życiową pasją były oszustwa matrymonialne i że babcia przehulała z nim całą rodową fortunę, która miała mi pomóc na starcie w dorosłe życie. Właściwie to chyba jesteśmy rodziną, bo już sam nie wiem, czy ślub z babcią został unieważniony, czy też nie. W każdym razie małżeństwo zostało skonsumowane, co ona z ochotą podkreśla przy każdej okazji i bez okazji, a biednej pani H. żyła wychodzi na szyi z zawiści (Adela bowiem, mimo wielu sprzyjających okoliczności, uparcie żyje w celibacie, czym doprowadza do kolejnych ataków choroby Parkinsona swoich karcianych kompanów). Bulwiaczek po policyjnej dekonspiracji w czasie sławnej ceremonii zaślubin trafił brutalnie za kratki, ale po odsiedzeniu trzech miesięcy, z uwagi na swój wiek i nieprzeparty urok osobisty, został zwolniony za kaucją wpłaconą przez anonimowego darczyńcę. I dlatego dziś cała nasza rodzina może się cieszyć jego obecnością.