Выбрать главу

Usiedliśmy wszyscy w komplecie, nienaturalnie podnieceni i rozbawieni, czekając na wspaniałą jajecznicę z pomidorami, którą przyrządzał Bulwiak. Przyznać trzeba, że jest on nie tylko niezrównanym mistrzem konfabulacji, kłamstwa i kamuflażu, ale także arcyspecem od gotowania. Dzięki niemu nasza niedorozwinięta rodzina mogła poznać smak prawdziwej, domowej kuchni z nutką śródziemnomorską. Mama rzucała lokami na prawo i lewo, Gonzo nie schodził Bulwiaczkowi z pleców i wszyscy jeden przez drugiego referowali, co się wydarzyło podczas jego nieobecności. Zupełnie, jakby Antek wrócił z jakiejś tajnej misji kosmicznej, a nie z pierdla! Brakowało tylko Filipa, który pełnił rolę zastępczego ojca dla dziecka swej kochanicy z gębą jak kafel, podczas gdy jego własny syn wczepiał się szponami w obcego starca w poszukiwaniu odrobiny ciepła. Hela błąkała się gdzieś w błotnej wczesnowiosennej brei, niekochana i samotna jak dziewczynka z zapałkami. Na samą myśl zadrżała mi broda i obiecałem sobie, że ożenię się z nią, jak tylko zostanę pełnoletni. Wynagrodzę jej wszystkie cierpienia, bo jest miła i śliczna i ma większy biust niż Kasica Łasica. Patrzyłem na Gonzo, który gryzł tatę w ucho, wsadzając mu do niego żelkowe cukierki, i uświadomiłem sobie, że poślubienie Heli wiąże się przecież z adopcją tego upiornego dzieciaka. No i doszedłem do wniosku, że mimo iż uwielbiam Helę do nieprzytomności, to nie zniósłbym, gdyby ten Conan Barbarzyńca mówił do mnie „spadaj… tato!” albo rzucał we mnie nożami. Muszę poszperać w Internecie, czy przyjmują dzieci do Legii Cudzoziemskiej. Wróżę mu błyskotliwą karierę płatnego mordercy.

Jedyną osobą, która nie brała udziału w tym hucznym rodzinnym święcie była babcia. Rodzice zataili przed nią powrót Bulwiaka z obawy przed reakcją. Żywi bowiem do niego szeroki zakres uczuć, począwszy od ślepego uwielbienia do nienawiści zmiatającej z powierzchni ziemi wszystko, co się rusza. Nie byliśmy pewni, jakie emocje zwyciężą, a ponieważ babci w ekspresji dorównuje jedynie jej prawnuczek, woleliśmy nie ryzykować. Za to Adela kręciła się po mieszkaniu, zmieniając zastawę, jakby nagle dostała jakiegoś turbodoładowania, aż nabrałem obaw, że jej celibat szlag trafi. Kiedy już wszyscy bekaliśmy z przejedzenia, Antoś zaczął snuć malowniczą gawędę na temat swojego pobytu w więzieniu:

– No to Zygmunt bach mu w żyłę i gościu nawet nie kwiknął. Interes rozkręcał się wspaniale, zaczęły powstawać filie pogotowia w innych miastach aż tu nagle wpadka na całego. Ktoś się pokapował, że za dużo schodzi pavulonu i coś za często ludzie kity odwalają.

Tak nam referował zasady funkcjonowania Pogotowia Ratunkowego w Łodzi, a nam robiło się coraz bardziej słabo. Adela złapała się za serce.

– Spokojnie, duszko. W razie czego mam tam wtyki. Powiem co i jak i nie zrobią z ciebie skórki. Grunt to znajomości!

Cały kraj żył już od jakiegoś czasu tą aferą. Personel medyczny i kierowcy karetek ratunkowych mordowali ludzi, a potem sprzedawali ich zakładom pogrzebowym.

– Skandal! Skandal!

Mama nerwowo szczypała się w pierś a ojciec podsumował:

– No to mamy przerąbane. Jak to się wyda, to możemy tylko marzyć o przyjęciu nas do Unii.

Rzadko się zgadzam z ojcem, ale tym razem ma świętą rację. Przecież Unia ma nam pomóc w wygrzebaniu się z kryzysu gospodarczego, a jak się dowiedzą, że jesteśmy takim pomysłowym społeczeństwem, to jeszcze dojdą do wniosku, że sobie poradzimy bez nich.

Dyskusja o Unii i krwawa jatka już wisiały w powietrzu, gdy otworzyły się drzwi i najpierw wpadła zmoknięta i potargana Kasica Łasica, za nią Hela, a na końcu chichoczący Filip-pod-wpływem-marihuany. Z konopi.

Noc krzywych noży, rzeź niewiniątek, koniec świata i co kto woli

Oczywiście, wobec ogólnej, przedłużającej się konsternacji, musiałem zreferować niewtajemniczonym zaistniałą sytuację i przedstawić osoby dramatu oraz zarys fabuły. Mając na uwadze, że Gonzo to jednak dziecko, starałem się być delikatny.

– No więc… tego. Łasica to Kobieta-Cysta…

No i to by było na tyle, bo Gonzo zaczął się dopytywać, co to jest ta cysta i dyskusja zeszła na tematy medyczne i chirurgiczno-instruktażowe. W międzyczasie padały wszelkie niecenzuralne określenia na osi Hela-Kasica, Kasica-Hela. Gonzo wychwytywał i z rozkoszą wykrzykiwał co barwniejsze: „wywłoka ze zużytym odwłokiem”, „padlina z krogulczym nosem”, „przeterminowana wołowina”, „dyrektorka halabardy”.

Trzy razy biegałem do sklepu nocnego po żubrówkę i sok jabłkowy. Za czwartym razem sprzedawca zażądał ode mnie dowodu tożsamości.

– No ja mogie przymknąć oko jak młodzieńca suszy, ale za ilości hurtowe to mogie już beknąć koncesyjkie.

Co za kraj, żeby wprowadzać przepis o powszechnej dostępności alkoholu tylko wśród pełnoletniej części społeczeństwa? A młodsi to już nie mogą zalać robala?

– Czy ja wyglądam na blokersa pijącego na umór?

– Nie – brzmiała odpowiedź. – Na małolata, co pierwszy raz dorwał się do butli bez smoka. Synuś, spasuj, bo ci wątroba wysiądzie.

Podziękowałem grzecznie za tę błyskotliwą uwagę i pomaszerowałem do domu, zastanawiając się, czy wszyscy jeszcze żyją. Dzień Sądu Ostatecznego trwał już dwunastą godzinę i według mnie Hela i Kasica nadal powinny być od siebie odseparowane. Najlepiej do oddzielnych klatek. Adela gotowała w wielkim garze kisiel żurawinowy, bo wpadłem na znakomity pomysł, żeby urządzić im zapasy. Sama walka na słowa stawała się już nudna tym bardziej, że co chwila któraś traciła fason i rycząc, smarkała, gdzie popadnie. Antoni z zakłopotaną miną sprawiedliwie przydzielał chusteczki higieniczne. Wszyscy kibicowaliśmy prawowitej małżonce Filipa, przynajmniej oficjalnie. Tylko ojciec łypał zbyt często w kierunku Łasicy i zacierał ręce.

– Synuś, moja krew, jak Boga kocham!

On zawsze w życiu i sztuce preferował anomalie i deformacje. Teraz skurczył się pod lodowatym spojrzeniem mamy, w której coś wzbierało, musowało, i nie była to aspiryna, tylko zeszłoroczna trauma. Na pewno zaraz wybuchnie i jak zwykle będzie nieobiektywna. Bałem się, że pocisk trafi we mnie, ale tym razem mi się upiekło.

– Cóż, Filipku – przemówiła słodko jak Mata Hari. – Będziemy musieli cię wykastrować.

Filip był upalony gandzią, więc mu się ten pomysł niezwykle spodobał, ale tu zaoponowała Kasica Łasica, mając widocznie nadzieję, że coś jej jednak jeszcze skapnie. Mama zwróciła się teraz do tej upadłej i moralnie rozwiązłej kobiety:

– Moja droga, trzeba naprawdę ogromnej bezmyślności, żeby przyjść do jaskini lwa. Ciągniesz za sobą taki swąd histerycznej desperacji, że zadymiłaś już cały pokój. Trzeba będzie cię zabić, jak wszystkie inne kochanki Filipa.

– Ja chcę oczy! Ja chcę oczy! – darł się Gonzo, łakomie patrząc na leżący opodal korkociąg.

Na te słowa moja zwariowana rodzina wydała zbiorowy okrzyk entuzjazmu. Aż się przestraszyłem, że mówią poważnie. Na szczęście Bulwiaczek okazał trochę miłosierdzia i zabrał Łasicę z pola rażenia do kuchni. Tam, pożerając kisiel, mogła mu się wypłakać w mankiet i przyznać muszę, że historia jej życia wstrząsnęła nami do głębi.

Historia życia Kasicy Łasicy

Przyszła na świat w wielodzietnej, ubogiej rodzinie pechowego hodowcy trzody chlewnej, który zaraził się od świń pryszczycą i zmarł w wielkich mękach. Przez całe swoje życie katował żonę i dzieciska osikowym palikiem. Szczególnie znielubił Kasicę, bo od dziecka miała długi, haczykowaty i krogulczy nos, czym przypominała mu krwiożerczego kierownika Punktu Skupu Żywca. Jakby tego było mało, to do roboty się nie garnęła, tylko całe dnie biegała boso po krowich plackach albo przeglądała się w stawie rybnym hodowlanym. Lał ją ile wlezie, by wybić ze łba głupoty. Kasica rosła, a jej życie było jednym pasmem udręki. Czasem, gdy nikt nie widział, przysiadała cichutko w pokrzywach i dłubała zawzięcie w swoim długim nosie, ale nigdy nie mogła wydłubać do końca. Marzyła o dalekich krajach, o pięknym Ryśku od Czereśniaków i o tym, żeby wyjechać do wielkiego miasta, zostać aktorką i pokazywać się w telewizji, żeby cała wieś pękła z zazdrości. Aż pewnej nocy podarowała Ryśkowi swój mocno już przywiędły kwiat dziewictwa i wyruszyli razem do miasta. Tam zdała do Szkoły Filmowej, bo tego roku hasło naboru brzmiało: brzydkie dziewczyny na ekrany! Zawzięcie trenowała kujawiaki, szermierkę i zadania aktorskie, starając się udowodnić, że choć nie jest ładna, zdolna i mądra, to i tak zasługuje na szacunek ze względu na ośli upór. Podczas studiów poznała uroki nocnego życia i bezwzględność kolegów, którzy po wytrzeźwieniu uciekali z okrzykiem przerażenia na ustach. Tymczasem Rysiek, małżonek Łasicy, popadał w straszną markotność i nudę. Bladło chłopisko i znikało w oczach ze zgryzoty, że jego Kasica wyciera się po zakurzonych korytarzach Filmówki. W rzadkich chwilach otrzeźwienia łapał ją za kudły i mówił:

– Aleś ty szpetna, kobieto!

Lał ją też częściej i mocniej w nadziei, że się tu i ówdzie wyklepie i nie będzie już taka płaska na gębie, bo okrutnie go to mierziło. W tych szczególnych chwilach małżeńskiej intymności przypominało jej się sielskie dzieciństwo i tatuś nieboszczyk. Przez te wspomnienia zapadła na ciężką nerwicę objawiającą się złuszczaniem naskórka. Los jednak pochylił się nad biedną półsierotą i zagrała brawurowo w dyplomowym przedstawieniu skórę chorej jaszczurki. Tak więc nasza Kasica została dyplomowaną aktorką ze specjalizacją: nosiciel halabardy. Pełna nieuzasadnionej wiary i wiatru w oczy ruszyła na podbój stolicy. I wtedy się okazało, że zaciążyła. Z mężem ci ona zaciążyła, bo straszny z niego zazdrośnik się zrobił i Kasica musiała się ograniczyć. Karierę szlag trafił. Rysiek był uparty i bił ją już systematycznie, nijak nie mogąc pojąć, że Kasica z takim po prostu niefartem twarzowym już przyszła na ten świat i żaden modeling nie pomoże. Do tego córa porodzona przez Łasicę była równie szpetna jak mama. I zapiłby się Rysiek na śmierć z rozpaczy, gdyby nie przełom egzystencjalno-emocjonalny w Kasicy. Zebrała się w sobie, bo już się jej we łbie kręciło od tego obijania i żadnej roli spamiętać nie mogła, no i się rozwiodła. Co to się działo we wiosce, olaboga! Matka wydziedziczyła Kasicę tak, że nawet jednego świńskiego ogona nie dostała. Tymczasem Rysiek natychmiast wyjechał do Australii i otworzył szkołę rodzenia dla kangurów. Ożenił się z kangurzycą i był szczęśliwy, bo ta miała przynajmniej wystającą mordkę i większy biust. Wszystko, co płaskie, obmierzło Ryśkowi dokumentnie. I tu jego ślad się urywa.

Nasza Kasica została więc samotną matką. Niejednokrotnie głód zaglądał do dziecinnej kołyski, ale jak widział brzydką buzię dziecka, uciekał, gdzie pieprz rośnie. Dzięki temu żyło im się dostatnio. Kasica dostała pracę w teatrze jako statysta na dochodne i czasem nawet pojawiała się na scenie, sprzątając po wieczornym przedstawieniu. Co jakiś czas zakochiwała się, głupia, na zabój w mężczyźnie swojego życia, który okrutny był dla niej i podły, bo zawsze na noc wracał do żony. I zawsze jej obiecywał, że załatwi rolę w serialu, a nie załatwiał. Najgorsze były chwile, gdy nie poznawał jej na mieście. Kasica łykała wtedy łzy i starym wypróbowanym sposobem rozładowywała stresy, dłubiąc w długim, krogulczym nosie. I tak jak w dzieciństwie, nigdy nie wydłubywała do końca. Zastanawiała się, dlaczego los ją tak pokarał, że dał jej tu za dużo, a w cyckach na przykład za mało. Przechodziła obok stoisk kosmetycznych, wśród całego bogactwa szminek i mogła tylko na nie patrzeć zachłannie, bo od tego ciągłego sprawiania przyjemności cudzym mężom starły jej się usta i miała już tylko dwie wąskie kreski. Usilnie walczyła z poczuciem klęski życiowej i kompleksem niższości. Nie pomogły złote rajtuzy na krzywych nogach ani taniec podpatrzony na dubbingowanych przez nią filmach porno. Nasza Kasica więdła w oczach, a wraz z nią jej wątły biust. Aż wreszcie pojawił się wymarzony Kolejny Mężczyzna Jej Życia, który odkrył w niej kobietę i aktorkę. Nie przeszkadzało mu, że jest szpetna, dopóki tylko mu powtarzała, że jest genialny jak Fellini i silny jak Schwarzenegger. Kasicy zaś nie przeszkadzało, że jej używa nieregularnie i nieuważnie i zasypiając podczas gry wstępnej, szepce imię żony. I tak sobie żyli zgodnie jak para ślepych i głuchych idiotów cały miesiąc aż do chwili, gdy wszystko się wydało.

Historia życia Kasicy kończy się więc w dramatycznym momencie, kiedy zdała sobie sprawę, że:

– żeby nie wiem co zrobiła, to i tak oni zawsze ją zostawiają

– żeby nie wiem co zrobiła, to jej plan zdobycia Oscara się nie powiedzie

– żeby nie wiem co zrobiła, to żaden frajer nie zechce zostać tatusiem a nawet wujkiem dla małej, ale już szpetnej Łasicy numer dwa

– żeby nie wiem co zrobiła, to żaden frajer nie dołoży jej do kupna mieszkania

– żeby nie wiem co zrobiła, to i tak ze swojego długiego, krogulczego nosa nigdy nie wydłubie wszystkiego do końca.