– owszem, jestem nieznośnym pedantem,
– owszem, jestem za nudny i za drętwy jak na swój wiek,
– owszem, doprowadzam ją do szału tym, że wszystko sprzątam w kuchni z blatów i nie może później niczego znaleźć,
– owszem, widzi, że nasze lekcje dykcji nie przynoszą rezultatów,
– owszem, grzebię jej po kątach i wściubiam nos w nie swoje sprawy, ale bardzo się do mnie przywiązała i teraz czuje się tak samo, jak wtedy, gdy umarł jej swawolny mąż podpułkownik lotnictwa. Poza tym przy mnie bardzo dobrze jej się ćwiczyło tai chi, bo mam pozytywne fluidy. Obiecała mi, że powtórzy to wszystko Łucji (zwłaszcza o tych fluidach), a ja obiecałem, że będę ją często odwiedzał i pomogę w wielkanocnych porządkach. Na koniec zrobiliśmy sobie małe ćwiczonko językowe (cały czas mam nadzieję zabłysnąć w sztuce Filipa. Wszystko wskazuje na to, że jednak on przejmie ostateczny nadzór, bo prawowitego reżysera na razie gdzieś wcięło). Starałem się bardziej niż zwykle, choć Bóg mi świadkiem, że nie było łatwo. Sami spróbujcie:
domokrążca żachnął się wręcz
strząsnął łupież sycząc:
stręcz sczepił kos wprost wzrost i sczezł
aż sążniście gryzł go giez
turlał brojler kolorowo
kordon króla krnąbrną krową
przez przesmyku, szumu susz
po wierzch szczytu, aż wzdłuż zbóż
Teraz będę musiał sobie założyć na język gips i poddać się długotrwałej rekonwares… lekonwarez…, rekonwalescencji. Tfu!
Środa, 8 kwietnia
Dziś przyszła do szkoły ekipa propagandowa do spraw Unii Europejskiej. Mieliśmy odczyt na temat korzyści, gdy wejdziemy, i strat, gdy nie wejdziemy. Bardzo to było wszystko skomplikowane, ale zapamiętałem, że zdejmą nam wreszcie knebel długoletniego ucisku, nauczymy się mówić po angielsku, zarabiać w euro i żyć na poziomie światowym. Będzie też można swobodnie pracować w dowolnym kraju Unii, co dla mnie jest bardzo korzystne na wypadek, gdyby moja aktorska kariera nabrała rozpędu. Ponieważ zbliża się referendum, każda para rąk jest potrzebna do pracy. Należy z pełnym poświęceniem uświadamiać nieuświadomione społeczeństwo i zachęcać je do głosowania na tak. To będzie wyraz naszej obywatelskiej postawy. Ja nie mam żadnej wątpliwości. Jestem za. Tak jak cała intelektualna, artystyczna i polityczna elita narodu. Dlatego zgłosiliśmy się z Elką i Ozyrysem na ochotnika. Będziemy uświadamiać naszą ulicę. Spotykamy się jutro, by ustalić strategię działania. Nie poddamy się, Europa na nas patrzy!
Po powrocie do domu
Wróg przystępuje do ataku, zła hydra unosi łeb! Na wycieraczce przed domem znalazłem ulotki z trupią czaszką i przekreślonym znakiem UE. Dowiedziałem się, że już podstępnie sprowadzono do Polski dziesięć tysięcy Żydów, którzy mają liczyć jaja polskich kur (??), a po wejściu do Unii nastąpi redukcja mieszkańców naszego kraju do liczby piętnastu milionów. Podobno Ameryka tak się umówiła. Niestety, nie było napisane z kim. Jak ojciec zobaczył to w moich rękach, wpadł we wściekłość. Biegał jak opętany po całym mieszkaniu, aż mama kazała mu zrobić cztery głębokie wdechy i przypomniała, że ma nadciśnienie.
– Mam nadzieję, że choć raz naród udowodni, że nasze IQ jest wyższe niż rzepaku – krzyczał. – Strach pomyśleć, że ludzie mogą uwierzyć w te bzdury! Jeśli nie wejdziemy do Unii, to zostanie mi tylko zakneblować się i podpalić w akcie rozpaczliwej desperacji! Jaki czwarty rozbiór Polski? Czwarty i ostatni to będzie, jak tym krajem zaczną rządzić chłoporobotnicy.
Piątek, 10 kwietnia
Mam kompletnie wyprany mózg. Dzisiaj na angielskim przez piętnaście minut zastanawiałem się, jak jest dziesięć. W mojej głowie uparcie wyświetlał się komunikat ZEHN, ZEHN. Mam przegrzane procesory od tej nauki i nerwy w stanie krytycznym. Wiem, że już nieskończoną ilość razy odgrażałem się załamaniem nerwowym („obiecanki cacanki”, jak mówi mama), ale czuję, że tym razem jestem już blisko. Codziennie mamy jakieś sprawdziany. Zasypiam z wizją ćmy włochacza nabrzozka (Biston betaluria), który zatruł się azotanem lub siarczanem glinku, uległ transgresji i aparatom szparkowym i wyleczył go Woodrow Wilson zasadą samostanowienia narodów. Jak tak dalej pójdzie, to zdam te egzaminy i będę mógł być weteranem quizów ogólnotematycznych na oddziale silnych nerwic wegetatywnych szpitala psychiatrycznego.
Przyszła Elka z Ozim.
– No to co robimy z tą Unią? – zapytałem, bo w tak ważnej kwestii nie można iść na żywioł. Musimy opracować plan skutecznej propagandy.
Elka zaproponowała, żeby chodzić po okolicznych domach i metodą przewrotnej retoryki nakłaniać mieszkańców do oddania swego głosu na tak. Ozi upierał się, że najlepsza jest perswazja siłowa.
– Mogę skrzyknąć paru kumpli i zastraszy się jednego z drugim.
Boże, co za krótkowzroczność! Moim zdaniem najlepsza jest metoda psychodramy. Nic tak nie działa na wyobraźnię, jak scenki prezentujące blaski życia w Unii i cienie życia w cieniu Unii.
– Moglibyśmy się przebrać i pokazać co nam grozi za kilka lat, jak nie pójdziemy na to referendum – zacząłem.
– A co nam grozi? – zapytała Elka z głupia frant.
– No jak to co? Będziemy żyć w lepiankach, odżywiać się korzonkami i kwiczeć na widok puszki coca-coli, która została po lepszych czasach. No i nie będzie leków hormonalnych nowej generacji!
Elka w popłochu złapała się za swój meszek nad górną wargą i to ją ostatecznie przekonało.
– Jezus, Maria! Nie możemy do tego dopuścić!
Spokojny sobotni poranek
Dłubałem sobie spokojnie w nosie i zastanawiałem się, dlaczego w alkoholach grupa wodorotlenowa wiąże się z resztą węglowodanową mocnym związkiem kowalencyjnym, a nie słabszym wiązaniem jonowym, kiedy wszedł zaaferowany Gonzo z wielką paką w rękach. Unosił się nad nią zagadkowy smród.
Genialne dziecko wyjaśniło mi, że to przesyłka dla Kasicy Łasicy zawierająca brudną bieliznę i skarpetki z całego tygodnia zarówno Filipa jak i jego własne.
– Coś jej się należy od życia. – wyjaśnił z miną eksperta od spraw rozwodowych i zmusił mnie, bym zaniósł przesyłkę na pocztę.
Miałem dużo nauki, ale muszę przyznać, że pomysł był wyśmienity. Wszyscy w domu zastanawiamy się, jak zakończyć ten chybiony romans. Jak zwykle gadamy w nieskończoność i tylko Gonzo przeszedł od słów do czynów. Zaimponował mi. Już widzę, jak kochanka z podekscytowaną miną rozpakowuje ten prezent. Ręczę, że wszystkie wyższe uczucia do Filipa przejdą jej natychmiast. No chyba, że ma akurat zapalenie zatok.
Ogólnie rzecz ujmując, cały ten romans ma stymulujący wpływ na naszą rodzinę. Gonzo zaś, który jest w zerówce i uczy się pisać, zaśmieca mieszkanie karteczkami, na których widnieje upiorna kobieta-pałąk z glistami wiszącymi na wysokości piersi i podpisami: GUPIA UASICA. Filip w dalszym ciągu upiera się, że ona jest ładna i zdolna. Ale jakby trochę mniej.
Dziś wieczorem ma przyjść do nas Bulwiaczek, żeby ujawnić się babci. Jesteśmy bardzo zdenerwowani. Ojciec okleja salon folią na wypadek, gdybyśmy musieli potem tuszować ślady i zmywać krew ze ścian. Mama piecze kaczkę. Koniec świata.
Wieczorem