Wieczór
Dom wygląda bardzo odświętnie. Jedynym niepokojącym akcentem są monstrualne palmy wielkanocne skonstruowane przez Gonzo z najrozmaitszych przedmiotów. Najbardziej upiorna przedstawia kukłę z miotły zwieńczoną wiąchą zbóż i łowickimi wstążkami, ze sztucznymi piersiami wykonanymi ze z lekka już podgniłych jabłek i emblematami SS. Jakby tego było mało, Gonzo ozdobił ją moim nieużywanym aparatem ortodontycznym. Żeby nie było wątpliwości, w jedno z jabłek wbity jest nożyk do obierania ziemniaków z karteczką: GUPIA UASICA WE SIWIENTA. Filip próbował ją dyskretnie przenieść na mniej eksponowane miejsce, ale jak tylko się do niej zbliżał, Gonzo i Opona zgodnie ujadali. Filipowi z wolna mija oczadzenie i przegląda na oczy, a nawet pyta retorycznie, dlaczego nikt go nie powstrzymał.
Dobre sobie! Żal mi go, bo Łasica wydzwania do niego czterdzieści razy dziennie i stręczy go z uporem obłąkanego sutenera. Za nic nie chce dopuścić do ochłodzenia ich stosunków. Wczoraj płakała, że ma córkę w szpitalu, a on nie chce jej adoptować. Swoją drogą myślę, że to dziecko jest jedynie wytworem jej konfabulacji, bo do tej pory nikt z nas go nie widział. I całe szczęście. Wersja: Łasica-matka jest jeszcze bardziej nie do przyjęcia niż Łasica-kochanica. Szykuje nam się w rodzinie Fatalne zauroczenie 2. Muszę czym prędzej kupić króliczka.
Bezsenna noc
Długo przygotowywałem się psychicznie na malowanie jaj razem z Łucją. Na początku dosłownie świat zawirował mi przed oczami ze szczęścia, ale zaraz potem wpadłem w popłoch. Doznałem tego nieszczęsnego deja vu i przypomniało mi się, jak w zeszłym roku ciężko pracowałem nad klatką piersiową, dykcją i zgryzem. Jak oplakatowałem całe warszawskie metro szukając jej. Dosłownie odebrało mi rozum. I kiedy ją wreszcie zdobyłem, kiedy połączyła nas nić intymności (ja bym chciał, żeby jeszcze bardziej nas splątała), niczym Trystiana i Izoldę, to ona ni stąd, ni zowąd… mnie porzuciła. I to dla kogo? Dla bezwłosego recydywisty z pustakami w głowie! Wpadłem najpierw w furię, potem w histerię, a na końcu w depresję. I zaczynałem już wychodzić na prostą, gdy ona ponownie, jakby nigdy nic, zadzwoniła i złożyła mi niemoralną propozycję malowania jaj. Wielkanocnych.
Musiałem stanąć oko w oko z własnymi potrzebami i rozstrzygnąć, czy znowu chcę z nią być, czy nie. Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie oczywiste. Przez godzinę w mojej głowie toczyła się walka pomiędzy erosem (TAK!!!) a logosem (NIECH CIĘ RĘKA BOSKA BRONI!!!). Nie byłem pewien, czy jestem w stanie znieść wszystkie konsekwencje mojego wyboru?
O rany! Jakby każdy tak podchodził do sprawy, to ludzkość by wyginęła, a po namiętnych romansach, ukradkowych schadzkach i porywach chwili ślad by nawet nie został. Może najwyżej w muzeum. W ten sposób z życia człowieka zniknęłaby raz na zawsze zdrada, jedyne (oprócz kultury) źródło cierpienia. Muszę opatentować ten wynalazek! Chciałem rzucić monetą, ale bałem się, że wyjdzie nie ta opcja, którą chcę (jeszcze nie wiem, którą chcę). No i to by było pójście na łatwiznę, zdanie swego życia na przypadek i w ogóle tchórzliwe spychanie do podświadomości niewygodnych emocji. A wiadomo, co takie wyparte treści potrafią zrobić z człowiekiem. Wystarczy spojrzeć na Gąbczaków. Zrobiłem listę „za” i „przeciw” byciu z Łucją w miłosno-erotycznym (mam nadzieję) związku wzajemnego współuzależnienia.
ZA:
– prawidłowy rozwój psycho-fizyczny
– awans na liście rankingowej w klasie
– swobodny dostęp do seksu (?)
– kocham ją!
PRZECIW:
– ciągły stres wegetatywny, czy podołam temu związkowi
– nerwica seksualna, czy podołam
– strach przed porzuceniem
– niepewność i stany lękowe
– rozdarcie między miłością a pracą (przecież się nie sklonuję).
Z tego podsumowania nic nie wynika. Cokolwiek zrobię, będę żałować. Chyba powinienem się trzymać od niej z daleka. Z drugiej strony, los sam wpycha ją w moje ręce. Boję się, ale zaryzykuję, Boże, jak ja ją kocham!
No i czekałem cały wieczór a ona… nie przyszła. Poszła rozmawiać z BB Blachą 450, czy ich związek ma sens. Już ja wiem, jak to się skończy. Po prostu nie mogę uwierzyć w swoją naiwność! Od dziś postanawiam być wobec kobiet twardy, niezłomny i zblazowany jak Clint Eastwood.
A teraz przebieg malowania jaj. O! To była prawie bitwa na pisanki. Wpadła Hela i muszę przyznać, że samotne życie znakomicie jej służy. Ma promienną cerę i duże oczy zamiast zapuchniętych od płaczu powiek. Gonzo siedział jej cały czas „na barana”. Filip starał się zaprezentować z jak najlepszej strony, ale niestety większość czasu spędził w toalecie, bo dostał rozstroju żołądka. On jest taki wrażliwy. A potem nie patrzył jej w oczy tylko w dekolt. Ja zresztą też. I ojciec.
Jedynym mężczyzną, który zachował się na poziomie, był Bulwiak pochłonięty ekstatycznym flirtem z babcią i Adelą na zmianę. Muszę się do niego zapisać na korepetycje.
Na początku wszystko szło według planu. Stół był zawalony jajami na twardo, a my, wyciągając z wysiłku języki, nanosiliśmy na nie jakieś owieczki, baranki, kurczaczki, kwiatki, sratki. Mama malowała portret Gertrudy Stein. I wszystko było dobrze, dopóki nie poszła do kuchni przygotować sos żurawinowy do pieczeni. Wtedy w ojca wstąpił szatan i domalował Gertrudzie wąsy. Chichotaliśmy jak szaleni, ale mama się po prostu wściekła. Czar sielanki prysł tym bardziej, że trzymała w ręku nóż ociekający krwią z karkówki wieprzowej. Tata schował się za Bulwiaka, ale to mu i tak nic nie pomogło, bo usłyszał wyrok:
– Dla ciebie będzie w te święta tylko woda i suchy chleb.
Ojciec zaczął się tłumaczyć, że przecież tylko żartował, ale mam ucięła dyskusję:
– To jeszcze przez te wszystkie lata nie dotarło do ciebie, że nie mam poczucia humoru, jestem mściwa i pamiętliwa?
Jak zwykle, Gąbczak senior szukał u nas wsparcia, ale Antek był rozdarty między dwiema kobietami i zastanawiał się właśnie, którą uwieść i sprzeniewierzyć jej oszczędności.
– Ta bigamia jest mi sądzona – lamentował.
Natomiast ja z wypiekami na twarzy obserwowałem rozgrywkę między Helą a Filipem. Nie odzywali się do siebie, tylko komunikowali za pomocą pisanek. On podtykał jej istne dzieła sztuki: na jednej było serce przebite strzałą, na drugiej napis: MY BABY. Hela za każdym razem pokazywała mu jajo z szubienicą. Wreszcie spojrzała mu w oczy i zrobiła gest, jakby podrzynała sobie gardło. Strasznie mnie rozśmieszyła ta ich pantomima, ale Filip wstał i z wściekłością zaczął rozbijać wszystkie nasze pisanki. On doprawdy nie potrafi z podniesionym czołem znosić przeciwności losu. Rozpieszczony bawidamek! W ten sposób zostaliśmy na święta bez jaj, co mnie załamało, bo przecież jajka są symbolem odrodzenia i nowego żywota, a to znaczy, że nic się nie zmieni i dalej będę pechowym dziwolągiem drepczącym przez życie świńskim truchtem. Aż mnie na samą myśl bolą raciczki.
Staliśmy nad zmasakrowanymi symbolami odrodzenia, dopóki ojciec nie zreflektował się:
– Oj tam, wielkie halo. I tak nie zdążyliśmy ich poświęcić.
Boże, wybacz mi, że żyję w gnieździe rozpusty i bezwstydnego ateizmu!
Gwóźdź do trumny wbił Gonzo, który wniósł z dumą wielkie, surowe i śmierdzące jajo i oświadczył:
– To dla Łasicy, żeby o nas zawsze pamiętała.