Nikt nie wie, o co w tej całej aferze chodzi, ale ja to rozgryzłem. To po prostu chwyt reklamowy dyrektora TVP. W dobie reality show zafundował widzom propozycję nie do przebicia. On to ma łeb! Niech gadają, co chcą, ale moim zdaniem facet zna się na robocie i idzie z duchem czasu.
Ciągle się pocę, a to powoduje, że mam jeszcze bardziej rozchwiane poczucie własnej wartości. Nawet pogoda sprzysięgła się przeciwko mnie. Za oknem plus piętnaście stopni. Ojciec wyciągnął z piwnicy narty. Jego zdaniem śnieg spadnie dopiero w czerwcu, więc ma sporo czasu na doprowadzenie ich do porządku.
I czego ja mam się trzymać? Kiedyś cykl wegetacyjny dyktowała ludziom przyroda i pory roku. Trzeba naprawdę mojego pecha, żeby podjąć decyzję o życiu zgodnie z rytmem natury akurat teraz, kiedy i ona doszczętnie ześwirowała.
Wtorek, 21 stycznia
Czuję w powietrzu dziwne napięcie. Jakby miał się wydarzyć jakiś kataklizm. Ciekawe, skąd się biorą te przeczucia? Kiedyś Elka mówiła mi, że u jednostek wybitnie uduchowionych aktywuje się znienacka trzecie oko. To organ, który pozwala patrzeć, gdzie wzrok nie sięga. Oczywiście w sensie symbolicznym, ale nie miałbym nic przeciwko potraktowaniu tej umiejętności dosłownie. To, co pod tysiącem spódniczek, nie stanowiłoby dla mnie żadnej tajemnicy. A gdybym tak jeszcze poznał myśli innych! Tylko nie ojca, bo on jest nienormalny i jeszcze bym się zasugerował.
Na wszelki wypadek poszedłem do łazienki wypatrywać trzeciego oka. Tarłem to czoło i tarłem, aż mama krzyknęła;
– Co ty jesteś, jakaś pieprzona lady Makbet?
Taak… pokolenia przychodzą na świat i umierają, giną dynastie, toczą się wojny, zmieniają rządy. Tylko mama jest cały czas taka sama – nie do zniesienia. Już myślałem, że romans ojca z tą azjatycką pięknością ją trochę utemperuje, ale gdzie tam! Teraz jest jeszcze bardziej zajadłą androfobką i my, mężczyźni, nie mamy w tym domu życia. Muszę ją chyba poddać procesowi humanizacji, bo długo jeszcze przyjdzie mi żyć z nią pod jednym dachem. No, chyba, że moja kariera aktorska nabierze nieoczekiwanego rozpędu. Albo mama przeholuje na jakiejś feministycznej manifestacji i wysiądzie jej pikawa. Wolę jednak myśleć, że nic mnie już miłego w życiu nie czeka. Przynajmniej się nie rozczaruję.
Noc
Nie mogę zasnąć. Wstyd mi za ten wpis. Przecież jest cały czas moją mamą. Może i trochę nieobliczalną, ze skołtunionym afro na głowie, ale inni mają jeszcze gorzej. Co by o niej nie mówić, to jednak dbała o mnie przez całe życie. Nigdy mnie nie zostawiła w sklepie i nie chciała sprzedać za butelkę wódki. Z drugiej strony, to niedobrze. Pewien gwiazdor miał matkę alkoholiczkę i teraz ma własny śmigłowiec, jest przystojny, bogaty i ma chudą blondynkę za żonę. Problem z moimi rodzicami polega na tym, że do dziś jeszcze nie zdecydowali, czy będą wyrodni, czy nie. To mi bardzo utrudnia sytuację. Bo nie wiem, czy jestem z patologicznej rodziny. Cholera jasna! Zawsze te półśrodki!
Środa, 22 stycznia
No to teraz już wiem. Ponad wszelką wątpliwość jestem dzieckiem patologicznej rodziny. Obudziły mnie bluesowe zawodzenia Niny Simon. To znak, że kryzys małżeński moich rodziców trwa. Mama siedzi w szlafroku nad butelką żołądkowej gorzkiej (która wcale nie jest gorzka) i pali papierosa za papierosem. Biorąc pod uwagę stan popielniczki, to jest jakaś druga paczka. Zaznaczam, że jest godzina 7.30 rano. Ojciec smaży na patelni grzanki i biorąc pod uwagę ilość już sczerniałych na węgiel, to jakieś jego dwudzieste podejście. Nie wiem, co jest grane, bo mnie w tym domu o niczym się nie mówi. Ciekawe, czy jak w nocy wybuchłby pożar, to ta informacja też do mnie dotarłaby na łożu śmierci za pośrednictwem brygady straży pożarnej, która poniosła kolejną klęskę z braku fachowego sprzętu?
Przyczaiłem się pod drzwiami kuchni, żeby podsłuchać o czym rozmawiają. W tym zawsze byłem dobry. Niestety, ojciec zamienił się w jakąś nakręcaną złotą rybkę i powtarzał w kółko:
– Spełnię wszystkie twoje życzenia.
Mama między jednym a drugim szlochem wygłosiła manifest:
– Ja, uwolniona od szoku i przerażenia, ostrzegam cię, że teraz wchodzę w fazę przyjmowania do wiadomości zaistniałych faktów. Przede mną etap zabliźniania ran, ewentualnie krwawej zemsty.
Na tym się skończyło, bo ojciec wsadził palec w rozgrzaną oliwę i zaczął skakać po całej kuchni jak jakiś obłąkany wudu-mistrz.
No i masz babo placek! Czy to znaczy, że znowu grozi mi przejęcie opieki nad Gonzo, babcią i tym całym bajzlem na kółkach?
O nie, moja pani! Nie zgadzam się na żadne kolejne załamanie nerwowe. Limit się wyczerpał, Muszę ich uprzedzić i pierwszy się załamać, a wtedy skoncentrują swoją uwagę na mnie i nasza rodzina jakoś przetrwa.
Jak zwykle mam pełne ręce roboty.
Jakiś dzień, co za różnica skoro i tak w moim życiu ciągle to samo
Postanowiłem coś napisać, żeby mi nie zanikły mięśnie. Właściwie to powinienem o nie bardziej dbać, skoro zostanę już niedługo bożyszczem kobiet. Ale nadmierne dbanie o muskulaturę jest objawem słabości. Tak przynajmniej twierdzi mama. Nie będę więc przesadzał. Wystarczy, że codziennie myję zęby i kilka razy gimnastykuję brzuch, podciągając spodnie w toalecie. Jeśli mam być ulubieńcem kobiet, to i tak będę. Co się odwlecze, to nie uciecze. Za nimi i tak nikt nie trafi. Nigdy nie wiadomo, co im się w facetach podoba. Z nami jest zupełnie inaczej. Wszystko jest jasne i nieskomplikowane. Lubimy wysokie, szczupłe blondynki z dużym biustem i regulowanym dozownikiem inteligencji. Najlepiej posługujące się językiem migowym, bo to nie zakłóca oglądania meczu. Chociaż z drugiej strony, ojciec zakochał się swego czasu w skośnookiej Azjatce, u której przy najszczerszych chęciach trudno było się dopatrzeć choćby skrawka piersi. Ale ojciec ma spaczony gust. Najlepszym dowodem jest jego żona – hermafrodytyczny dziwoląg z IQ 163.
Musiałem na chwilę przestać, bo od jakiegoś czasu moje rozmyślania nad istotą damsko-męskich relacji zakłócał nachalny odgłos Commodorsów i jakieś łkania w stylu gospel. Wyjrzałem przez okno i mało nie wypadłem. Przed domem naprzeciwko podskakiwał konwulsyjnie, trzymając się za krocze, jakiś kolos o czarnej karnacji. Na głowie miał afro, na widok którego mama podcięłaby sobie żyły w ataku zawiści. Okazały nos rozlewał mu się symetrycznie po całej twarzy, na której nie było ani jednego jasnego punktu. Po prostu Murzyn czarny jak marzenie! Miał na oko tyle samo lat, co ja, i ani jednego pryszcza. Natychmiast poczułem przypływ bezinteresownej nienawiści, ale ponieważ pretenduję do miana światłego intelektualisty, zabiłem te rasistowskie uczucia jednym ciosem karate.
No to jesteśmy w Europie. Muszę mieć na oku ojca, bo znając jego zamiłowanie do egzotycznych kobiet, gotów się uwikłać w nowy romans z Bogu ducha winną murzyńską matką naszego nowego sąsiada. One podobno mają najpiękniejsze tyłki na świecie i rodzą dzieci, siedząc w kucki.