Выбрать главу

Popołudnie

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Moja garderoba w strzępach, a buty suszą się nad ogniskiem. Ale za to stoję przed niepowtarzalną szansą rozwoju duchowego. Schronisko „Katharsis” prowadzą zwolennicy Hare Kriszny. Mam zamiar nawiązać z nimi intensywny kontakt. Został mi tydzień na uaktywnienie wszystkich czakramów. Kobieta prowadząca bar powiedziała mi dziś rano, że wyczuwa we mnie nieharmonijne wibracje w obszarze energii seksualnej. Hm… nie wiedziałem, że to widać gołym okiem. Ozyrys umówił się z nią na masaż. Mam nadzieję, że okaże się prawdziwym przyjacielem i opowie mi wszystko z detalami.

Noc

Płonie ognisko w lesie… a wraz z nim moje buty. Zostały mi już tylko czarne lakierki ze ślubu babci. Równie dobrze mógłbym chodzić po górach w trzewikach tancerek flamenco. Obóz się jeszcze nie zaczął na dobre, a ja ponoszę, jak dotąd, same straty. Poszedłem do kierownika i zapytałem go, kiedy może mi przeprowadzić skrócony kurs samodoskonalenia duchowego. Wyraźnie mnie zbył. To chyba taki test. Jak będę konsekwentny, to zasłużę na jego szacunek i zostanie moim mistrzem duchowym. Wrócę starszy o kilkadziesiąt lat i brzemienny w wiedzę tajemną.

Ozyrys jeszcze nie wrócił. Boję się myśleć, co sobie masują.

Poranek

Żałuję, że nie mam gruźlicy. Tutejsze powietrze jest wprost wymarzone do rekonwalescenci. Żałuję też, że nie jestem poetą. Tutejszy krajobraz jest wprost wymarzony do pracy twórczej. Żałuję, że nie jestem alpinistą. Tutejsze góry… za cholerę nie wiem, co ja tu robię!

Opracuję plan pobytu:

– rozwinąć muskulaturę za pomocą pozytywnego myślenia

– uaktywnić czakramy. Wcześniej przekonać się, czy je w ogóle posiadam (biorąc pod uwagę mojego pecha, nigdy nic nie wiadomo)

– odnaleźć na czole trzecie oko

– ugruntować przyjaźń z Ozyrysem (to będzie najtrudniejsze, muszę uważać, żeby nie odkrył mojej prawdziwej natury).

– chociaż raz zaznać masażu!

– koniecznie komuś czymś zaimponować!!!

Strasznie się zmęczyłem tym planowaniem, ale dobra strategia to podstawa sukcesu. Zdrzemnę się chwilę. Na naszej trzydziestoosobowej werandzie jest wyjątkowy spokój. Grupa poszła zdobywać Śnieżkę. Nie królewnę tylko ten szczyt. Ja nie mam w czym. Ozyrys też poszedł, chociaż strasznie narzekał, że go bolą wszystkie mięśnie. Ja się nie dziwię. Po dziesięciu godzinach masażu nawet Tyson by wymiękł.

Godzina 2.00 w nocy

Ja to mam pecha! Stałem sobie pod natryskiem cały namydlony, kiedy zabrakło wody. Próbowałem z siebie spłukać obfitą pianę za pomocą śliny, ale nie dało rady, mimo że Ozyrys i jeszcze jeden chłopak bardzo mi pomagali. Pożałowałem, że nie jestem żadnym ultraortodoksyjnym politykiem, bo w tej sytuacji spłukałbym się ślinotokiem i problem z głowy.

A teraz najgorsze i przysięgam, że to prawda. Sięgając po ubranie, poślizgnąłem się na mokrej posadzce i rąbnąłem jak długi. W pierwszej chwili byłem pewien, że się zabiłem a potem usłyszałem Ozyrysa, jak leci po schodach na łeb na szyję, krzycząc wniebogłosy: śmierć pod natryskiem!

Oczywiście zleciało się całe schronisko i nie dość, że wszyscy zobaczyli, że nie mam już nic do ukrycia, to jeszcze nasz opiekun nakrzyczał na mnie, że moje gwiazdorskie zapędy nie mają umiaru.

Hinduska bufetowa spojrzała na mnie wzrokiem pełnym uznania i rzekła do jakiegoś łysego okularnika w pomarańczowej szacie:

– Widzisz, on nie medytuje, a ma niezły rozmiar.

Wygląda na to, że ostatni punkt mojego planu mam odbębniony.

Nad ranem odbyłem z Ozyrysem wyczerpującą dyskusję światopoglądową na temat hip-hopu. Starał się wmówić mi, że teksty tych utworów są pełne prawdy życiowej i dlatego ich przekaz jest bardzo wiarygodny. Też coś! Nawet idiota może ułożyć piosenkę w pięć minut. Nie trzeba do tego specjalnych talentów. Żeby mu to udowodnić, pstryknąłem palcem i wyskandowałem:

To moja frustracja

Szalona alienacja

Biurowa biurokracja

Ty w Belgii na wakacjach

A ja sam jak palec

W TV znów Kawalec

Jestem jak padalec

Przejechał po mnie walec…

Ozyrys słuchał tego z wypiekami na twarzy. Uważa, że powinienem spróbować w hip-hopie, a wtedy jest szansa, że Łucja do mnie wróci.

Z podniecenia długo nie mogłem zasnąć. Jestem zdecydowanie zbyt skromny, jak na tak wszechstronnie utalentowanego człowieka.

Następny dzień

Jest fantastycznie! Siedzę w świetlicy przed telewizorem i zajadam się jakąś słodką papką, którą specjalnie dla mnie ugotowały te cudne kobiety. Są ciche, ładne, potulne i pracowite. Każda nosi jakieś intrygujące imię: Jasmi, Shiware, Sumi, Lina i ma na czole plamkę. Aż się prosi, żeby ją zeskrobać… Żadna nie domaga się równouprawnienia, jak moja postrzelona matka. Nie miałbym nic przeciwko życiu w Indiach.

Na szczęście wczoraj skręciłem sobie tylko kostkę, ale na wszelki wypadek zażądałem tomografii komputerowej. Pokuśtykałem do mojego mistrza duchowego z zapytaniem, kiedy zaczynamy. Był wyraźnie zdenerwowany. Powiedział, że ma na głowie faktury do wypełnienia, bo jak mu wejdzie skarbówka, to rozpęta się istny meksyk. Nalegałem, zgodnie z ideą biernego oporu Gandhiego. Mam dziwne przeczucie, że mój przyszły guru mnie nie lubi. Pewnie wyczuwa konkurencję.

Środa, 5 lutego

Patologiczna młodzież i jej patologiczni opiekunowie poszli zdobywać kolejny szczyt mimo śnieżnej nawałnicy. Na wszelki wypadek przypomniałem sobie zasady pierwszej pomocy, ale prócz metody usta-usta wielokrotnie testowanej z Elką, niewiele zostało mi w głowie. Coś mi jeszcze majaczyło o jakichś owczarkach bernardyńskich, ale skąd ja je tu wytrzasnę? Gdybym rozwinął się trochę duchowo, mógłbym ratować ich pośrednio, sterując z fotela na biegunach przepływem strumienia energii. Mój mistrz duchowy, gdy mnie widzi, zadziera pomarańczową kiecę i zamyka się w WC. Nie rozumiem, co chce mi przez to przekazać.

Wieczorem Ozyrys znowu poszedł na masaż. Tym razem hinduska niewolnica zajmuje się jego odmrożonymi nogami. Czuję się odstawiony na boczny tor.

7 lutego, półmetek

Podsumowanie pobytu:

– rozwój duchowy – zero

– rozwój muskulatury – zero

– ekscesy seksualne – zero

– zdobyte szczyty – zero

– nadwyrężone kończyny – jedna

Z wycieczki w góry wrócili wszyscy. Jestem rozczarowany. Wciąż nie mam okazji, by wykazać się moją zimną krwią w sytuacjach kryzysowych. Czytam Pragnienie, czyli ludzkość na drodze do samozagłady. Jest tam coś o mnie: „Im bardziej czegoś pragniemy, tym bardziej od tego się oddalamy. Jeżeli już pogodzimy się, że tego nigdy mieć nie będziemy i przestajemy pragnąć, Najwyższa Istota zsyła nam to i wtedy też nie jesteśmy szczęśliwi, bo stajemy wobec daru, którego wcale nie potrzebujemy”. I bądź tu człowieku mądry…

Noc

Kadra obozowa upiła się skandalicznie wiśniówką i do wczesnych godzin porannych grała w butelkę. Banda Ozyrysa zawlokła ich do pokoi metodą pociągową. Strasznie im podskakiwały głowy na schodach. Obawiam się, że tomografia komputerowa będzie niezbędna. Jestem niewyspany i sfrustrowany. Przyjechałem tu wypocząć, a tymczasem czuję się jak w domu. Znalazłem na korytarzu dwie sztuki damskiej bielizny. Schowałem je pod materac. Strasznie mnie korciło, żeby je trochę pooglądać, ale bałem się, żeby mi ich nikt nie ukradł.