– Proszę wyjść, i to już – powiedziała Gunnel. Christian uśmiechnął się pod nosem. – O co mu chodziło? Okropnie namolny.
Christian musiał przełknąć ślinę. Już zapomniał, jak mu ulżyło, gdy dziennikarz wyszedł.
– Twierdził, że „GT” pisała o mnie na czołówce. Dostałem kilka listów z pogróżkami, widocznie media się o tym dowiedziały.
– Ojej. – Gunnel spojrzała na niego zaskoczona, zrobiła zmartwioną minę. – Może chcesz, żebym ci kupiła gazetę? Sam przeczytasz, co napisali.
– A mogłabyś? – Serce waliło mu w piersi.
– Pewnie, zaraz to załatwię. – Poklepała go pocieszająco po ramieniu i wyszła.
Przez chwilę Christian siedział bez ruchu. Patrzył przed siebie. Potem chwycił pióro i zaczął podpisywać książki, jak prosiła Gunnel. W pewnej chwili poczuł, że musi wyjść do toalety. Mógł to zrobić bez problemu, bo przy jego stoliku nikogo nie było.
Pośpiesznie przeszedł na zaplecze. Po paru minutach był z powrotem przy stoliku. Gunnel jeszcze nie wróciła z gazetą, miał czas się przygotować.
Sięgnął po pióro, spojrzał na stos książek i zdziwił się. Naprawdę tak je zostawił? Coś się zmieniło od czasu, gdy wyszedł do toalety. Może ktoś ukradł książkę pod jego nieobecność? Ale nie wydawało mu się, żeby stos się zmniejszył. Pewnie mu się przywidziało. Otworzył pierwszą z brzegu, żeby napisać dedykację.
Strona nie była pusta. Charakter pisma aż za dobrze znany. Była tutaj.
W tym momencie wróciła Gunnel z gazetą. Na pierwszej stronie zobaczył swoje zdjęcie. Już wiedział, co to znaczy. Przeszłość go dopadła. Ona nigdy nie da za wygraną.
– Boże drogi, wiesz, ile pieniędzy przepuściłaś ostatnio w Göteborgu? – Siedząc przy kuchennym stole, Erik czytał rozliczenie karty kredytowej.
– Wiem, jakieś dziesięć tysięcy – odpowiedziała ze spokojem Louise, nie przerywając malowania paznokci.
– Dziesięć tysięcy! Jak można podczas jednych zakupów wydać dziesięć tysięcy? – Erik rzucił na stół kartkę z rozliczeniem.
– Gdybym się zdecydowała na torebkę, którą miałam na oku, byłoby prawie trzydzieści tysięcy – odparła, z zadowoleniem oglądając pomalowane na różowo paznokcie.
– Ty chyba jesteś nienormalna! – Wpatrywał się w rozliczenie, jakby siłą woli chciał zmniejszyć tę sumę.
– A nie stać nas? – spytała Louise z lekkim uśmieszkiem.
– Nie w tym rzecz. Chodzi o to, że ja haruję na okrągło, żeby zarabiać pieniądze, a ty je przepuszczasz na jakieś… idiotyzmy.
– No właśnie, przecież ja nic nie robię w domu – odparła, wstając i machając dłońmi, żeby lakier wysechł. – Całymi dniami siedzę, zajadam czekoladki i oglądam seriale. Może mi jeszcze powiesz, że wychowałeś dzieci, a ja nie miałam w tym żadnego udziału, co? Zmieniałeś pieluchy, karmiłeś, sprzątałeś, zawoziłeś, przywoziłeś i dbałeś o porządek w domu. Zgadza się? – Przeszła obok, nie patrząc na niego.
Rozmawiali o tym tysiące razy i na pewno będą jeszcze tysiąc, jeśli nie nastąpi jakaś dramatyczna zmiana. Byli jak para zgranych tancerzy, poruszających się elegancko, znających wszystkie figury.
– Spójrz, kupiłam okazyjnie w Göteborgu. Ładna, prawda? – Wskazała na skórzaną kurtkę wiszącą na wieszaku w przedpokoju. – Przeceniona, kosztowała tylko cztery tysiące. – Przytrzymała ją przed sobą, potem odwiesiła na miejsce i poszła na górę.
Pewnie i tym razem żadne z nich nie wygra. Jako przeciwnicy byli siebie godni, ich starcia zawsze kończyły się remisem. Była w tym ironia losu. Gdyby jedno było słabsze, nieudane małżeństwo by się rozpadło.
– Następnym razem potnę ci kartę kredytową! – zawołał. Nie musiał mówić cicho, dziewczynki były u koleżanki.
– Odczep się od mojej karty, skoro sam wydajesz pieniądze na kochanki. Myślisz, że tylko ty umiesz sprawdzać rozliczenia?
Erik zaklął. Trzeba było zmienić w banku adres do korespondencji, żeby rachunki przychodziły do biura. Nie dało się zaprzeczyć, że był hojny wobec kobiety, która miała przyjemność i zaszczyt gościć go w swoim łóżku. Zaklął i włożył buty. Zdał sobie sprawę, że tę rundę jednak wygrała Louise. I że ona o tym wie.
– Jadę po gazetę – zawołał, zatrzaskując drzwi.
Ruszył ostro, żwir aż tryskał spod kół jego bmw. Tętno uspokoiło mu się dopiero, gdy dojeżdżał do miasteczka. Gdyby, biorąc ślub, spisali intercyzę, dziś po Louise zostałoby mu tylko wspomnienie. Ale wtedy byli tylko biednymi studentami. Natomiast gdy parę lat temu chciał o tym porozmawiać, roześmiała mu się w twarz. Nie zamierzał jej oddawać połowy tego, co sam zbudował, co wywalczył i na co ciężko zapracował. Nigdy w życiu! Uderzył pięścią w kierownicę. Uspokoił się, gdy skręcił na parking przed Konsumem.
Robienie zakupów należało do obowiązków Louise, więc tylko przemknął koło regałów z żywnością. Przystanął na chwilę przed półką ze słodyczami, ale zrezygnował z zakupów. Szedł do stojącego koło kasy regału z gazetami. Nagle stanął jak wryty. Tytuł na pierwszej stronie krzyczał wielkimi czarnymi literami: „Nowa gwiazda literatury, Christian Thydell, śmiertelnie zagrożona”. I pod spodem, mniejszą czcionką: „Zemdlał na przyjęciu po otrzymaniu listu z pogróżkami”.
Erik musiał się zmusić, żeby ruszyć z miejsca. Miał wrażenie, jakby brodził w głębokiej wodzie. Wziął do ręki egzemplarz „GT” i trzęsącymi się rękami przewracał strony, aż dotarł do właściwej. Przeczytał i pobiegł do wyjścia. Nie zapłacił za gazetę i choć dotarło do niego, że kasjerka za nim woła, nie przestał biec. Musiał wrócić do domu.
– Jak te cholerne gazety na to wpadły? – Patrik wrócił z Mają z zakupów. Rzucił na stół gazetę i zaczął wkładać jedzenie do lodówki. Maja wdrapała się na krzesło i gorliwie pomagała przy wyjmowaniu zakupów.
– E… – wydusiła Erika.
Patrik zatrzymał się w pół ruchu. Znał żonę na tyle, żeby się od razu domyślić.
– Eriko, coś ty zrobiła? – Trzymając w ręku pudełko margaryny, spojrzał jej prosto w oczy.
– Możliwe, że ten przeciek to moja wina.
– Jak? Z kim rozmawiałaś?
Nawet Maja wyczuła napięcie panujące w kuchni. Znieruchomiała wpatrywała się w mamę. Erika przełknęła ślinę i powiedziała:
– Z Gaby.
– Z Gaby! – Patrika zatkało. – Powiedziałaś jej? Równie dobrze mogłabyś od razu zadzwonić do „GT”.
– Nie pomyślałam…
– Rzeczywiście, nie pomyślałaś. Co na to Christian? – spytał Patrik i wskazał palcem na krzyczący tytuł.
– Nie wiem – odparła. Ścisnęło ją w dołku na myśl o tym, co pomyśli Christian.
– Jako policjant muszę powiedzieć, że to najgorsze, co się mogło stać. Sensacja, jaką wzbudziła ta sprawa, może się stać zachętą nie tylko dla autora tych listów, ale także dla innych osób.
– Nie krzycz na mnie, wiem, że głupio zrobiłam. – Erika czuła, że zaraz się rozpłacze. I tak potrafiła ronić łzy z byle powodu, a już szczególnie w ciąży, gdy buzowały w niej hormony. – Nie pomyślałam. Zadzwoniłam do Gaby, żeby się dowiedzieć, czy jakieś listy z pogróżkami nie przyszły do wydawnictwa. Poczułam, że zrobiłam głupstwo, jak tylko jej powiedziałam, ale już było za późno… – Głos uwiązł jej w gardle, nos się zapchał, z oczu popłynęły łzy.
Patrik podał jej papierowy ręcznik, objął, pogłaskał po głowie i zaczął pocieszać:
– Nie płacz, kochanie. Nie chciałem na ciebie krzyczeć. Wiem, nie przewidziałaś, że to się tak skończy. – Kołysał ją w ramionach, dopóki nie przestała płakać.