– Daruj sobie okrzyki. – Erika wstała z wysiłkiem.
– Kurczę, ale gruba jesteś – jęknął Dan.
Erika szturchnęła go w ramię.
– Słyszałam to ze sto razy, i nie tylko od ciebie. Mógłbyś w końcu przestać gadać i pomóc swojej grubasce?
– Bardzo chętnie. – Dan postawił na nogi Annę i przy okazji dał jej soczystego całusa w usta.
– Dalibyście spokój. – Erika szturchnęła Dana w bok.
– Jesteśmy bardzo spokojni. – Dan dał Annie jeszcze jednego całusa.
– Przejdźmy może do celu mojej wizyty. – Erika podeszła do szafy siostry.
– Nie wiem, skąd ci przyszło do głowy, że mogę ci pomóc. – Anna przykolebała się za Eriką. – Raczej nie mam nic, w co byś weszła.
– I co ja pocznę? – Erika przesuwała kolejne wieszaki. – Christian ma dziś imprezę z okazji wydania książki, a na mnie wchodzi już tylko indiański namiot Mai.
– No dobrze, może coś wymyślimy. Spodnie masz całkiem fajne. Zdaje się, że mam bluzkę, w którą może się zmieścisz. W każdym razie na mnie była trochę za duża.
Anna wyciągnęła z szafy fioletową haftowaną tunikę. Erika zdjęła T-shirt i z pomocą Anny wciągnęła tunikę przez głowę. Naciąganie jej na brzuch przypominało nabijanie kiszki, ale w końcu się udało. Erika odwróciła się i spojrzała krytycznie na swoje odbicie w lustrze.
– Wyglądasz świetnie – powiedziała Anna. Erika mruknęła coś w odpowiedzi. Przy jej gabarytach ten komplement wydawał się mocno nie na miejscu, ale uznała, że wygląda wystarczająco dobrze. Niemal elegancko.
– Może być – powiedziała i zaczęła ściągać tunikę. Musiała się jednak poddać i skorzystać z pomocy siostry.
– Gdzie ten bankiet? – spytała Anna. Wygładziła tunikę i powiesiła na wieszaku.
– W Stora Hotellet.
– To ładnie ze strony wydawnictwa, że organizuje przyjęcie dla debiutanta – zauważyła Anna i weszła na schody.
– Są zachwyceni jego książką. Zainteresowanie księgarń jest wręcz niezwykłe jak na debiutancką powieść. Z tego, co słyszałam od wydawcy, recenzje w prasie też będą przychylne.
– A co ty myślisz? Musiała ci się podobać, inaczej byś jej nie poleciła wydawnictwu, ale czy naprawdę jest taka dobra?
– To jest… – Erika schodziła w dół za siostrą. Musiała się zastanowić – …magiczna opowieść. Mroczna i piękna, niepokojąca i mocna. Magiczna. To najtrafniejsze określenie.
– Christian musi być przeszczęśliwy.
– No tak. – Mówiąc to, Erika przeciągała słowa. Weszła do kuchni i, jakby była u siebie, zaczęła ładować maszynkę do kawy. – Myślę, że tak. Ale… – Przerwała, odmierzyła kawę i wsypała do papierowego filtra. – Bardzo się ucieszył, kiedy przyjęli książkę, ale mam wrażenie, że pisanie poruszyło w nim jakieś struny. Trudno powiedzieć, nie znam go aż tak dobrze i nie wiem, dlaczego poprosił o pomoc właśnie mnie, ale oczywiście zgodziłam się. Nie piszę wprawdzie powieści, ale w końcu mam jakieś doświadczenie w redagowaniu tekstów. Z początku wszystko szło znakomicie. Christian był bardzo otwarty, przyjmował moje propozycje. Ale pod koniec, gdy chciałam omówić z nim pewne kwestie, wycofał się. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Jest trochę ekscentryczny, to chyba to.
– W takim razie znalazł sobie odpowiednie zajęcie – zauważyła z poważną miną Anna.
Erika odwróciła się do siostry.
– Czyli nie dość, że jestem gruba, to jeszcze ekscentryczna? Tak mam to rozumieć?
– Dodaj jeszcze: roztargniona. – Anna kiwnęła głową, wskazując na maszynkę do kawy, którą Erika właśnie włączyła. – Przydałoby się nalać wody.
Maszynka stęknęła na potwierdzenie. Erika wyłączyła ją, rzucając siostrze ponure spojrzenie.
Wszystko robiła mechanicznie. Opłukała talerze i sztućce, wstawiła do zmywarki, resztki jedzenia wyjęła ze zlewu, wyczyściła go szczotką i płynem do zmywania. Zmoczyła ściereczkę, wycisnęła i starła okruchy ze stołu.
– Mamo, mogę iść do Sandry? – Elin weszła do kuchni z wyzywającą miną piętnastolatki, która z góry wie, że usłyszy odmowę.
– Przecież wiesz, że nie. Wieczorem przychodzą dziadkowie.
– Często przychodzą. Dlaczego zawsze muszę być wtedy w domu? – mówiła głośno, jękliwie. Cia znosiła to z trudem.
– Chcą się spotkać z tobą i z Ludvigiem. Rozumiesz chyba, że byłoby im przykro, gdyby was nie zastali.
– Ale to takie nudne! Babcia zawsze zaczyna płakać, a dziadek każe jej przestać. Chcę do Sandry. Wszyscy tam będą.
– Chyba przesadzasz – `powiedziała Cia, płucząc ściereczkę. Wycisnęła ją i powiesiła na kranie. – Nie wydaje mi się, żeby wszyscy mieli przyjść. Pójdziesz innym razem, gdy nie będzie dziadków.
– Tata by mnie puścił.
Cii aż tchu zabrakło. Już nie miała siły zmagać się z uporem córki i jej humorami. Magnus wiedziałby, jak zareagować w takiej sytuacji. Umiałby sobie poradzić z Elin. Cia czuła, że nie potrafi, że sama nie da rady.
– Ale taty nie ma.
– A gdzie jest? – krzyknęła Elin i zaczęła płakać. – Uciekł z domu? Pewnie miał już dość ciebie i twojego zrzędzenia. Ty… babo wstrętna!
W głowie Cii nastała cisza. Wszystko ucichło, zamieniając się w szarą mgłę.
– Tata nie żyje. – Słyszała własny głos, jakby dochodził z daleka, jakby mówił ktoś inny.
Elin patrzyła na nią.
– Nie żyje – powtórzyła Cia. Czuła się dziwnie spokojna, jakby obserwowała tę scenę z boku.
– Kłamiesz – odparła Elin. Dyszała, jak po bardzo długim biegu.
– Nie kłamię. Policja podejrzewa, że tata nie żyje, i jestem przekonana, że tak jest. – Usłyszała, jak wypowiada te słowa, i wtedy dotarło do niej, że to prawda. Przedtem odrzucała tę myśl, czepiała się nadziei. Ale prawda jest taka, że Magnus nie żyje.
– Skąd możesz wiedzieć? A policja skąd?
– Bo tata by nas nigdy nie zostawił.
Elin potrząsnęła głową, jakby nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, ale matka widziała, że córka również to wie. Magnus nigdy by nie odszedł tak po prostu.
Podeszła do córki i objęła ją. Elin najpierw się opierała. Po chwili poddała się i poczuła jak mała dziewczynka. Płakała coraz rozpaczliwiej, a matka głaskała ją po głowie.
– Cicho, kochanie – uspokajała. Rozpacz córki ją zmobilizowała. – Idź sobie do Sandry. Wytłumaczę cię przed dziadkami.
Uzmysłowiła sobie, że odtąd wszelkie decyzje będą należały wyłącznie do niej.
Christian Thydell spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Chwilami nie wiedział, co myśleć o własnym wyglądzie. Miał czterdzieści lat. Przeleciały mu jakoś te lata. Mężczyzna w lustrze był nie tylko dojrzały – miał nawet na skroniach trochę siwych włosów.
– Ależ jesteś elegancki. – Christian drgnął, gdy Sanna wychynęła mu zza pleców i objęła go w pasie.
– Przestraszyłaś mnie. Nie skradaj się tak. – Uwolnił się z jej objęć i odwrócił, ale zdążył jeszcze zobaczyć w lustrze zawiedzioną minę żony.
– Przepraszam. – Usiadła na łóżku.
– Ty też ładnie wyglądasz – powiedział. Poczuł się winny tym bardziej, że aż się rozpromieniła, słysząc ten niewyszukany komplement. Poczuł, jak ogarnia go złość. Nie znosił, gdy zachowywała się jak szczeniak merdający ogonem na łaskawy znak pana. Była od niego dziesięć lat młodsza, ale chwilami miał wrażenie, jakby to było dwadzieścia lat.
– Możesz mi zawiązać krawat? – Podszedł do Sanny. Wstała i z wprawą zawiązała węzeł. Od razu wyszedł idealnie. Cofnęła się o krok, by ocenić swoje dzieło.