– Musisz współpracować. Nie sprzedam twojej książki, nie dotrę do czytelników, jeśli odmówisz. To oznacza, że musisz brać udział w akcjach promocyjnych – mówiła lodowatym tonem.
Christianowi zaczęło szumieć w głowie. Wpatrując się w różowe paznokcie Gaby na tle jasnego blatu biurka, próbował ten szum uciszyć. Wbił paznokcie w lewą dłoń. Poczuł mrowienie, jak od niewidzialnej wysypki, która swędzi bardziej, gdy się jej dotyka.
– Nie mam zamiaru występować – powtórzył. Nie był w stanie spojrzeć jej w oczy. Zdenerwowanie, które odczuwał przed spotkaniem, przerodziło się w przerażenie. Nie zmusi go do niczego. A może? Co jest w kontrakcie, który z radości, że chcą wydać jego książkę, podpisał bez czytania?
Głos Gaby przebił się przez szum w jego głowie.
– Christianie, oczekujemy, że jednak będziesz występował. Ja tego od ciebie oczekuję. – Jej irytacja jeszcze nasiliła mrowienie. Zaczął się drapać mocniej i po chwili poczuł, że skóra go piecze. Spojrzał na swoją dłoń i zobaczył krwawe krechy. Podniósł wzrok.
– Muszę jechać do domu.
Gaby patrzyła na niego spod zmarszczonych brwi.
– Co się dzieje? – Zobaczyła krew na jego dłoni i zmarszczyła się jeszcze bardziej. – Christianie… – Nie wiedziała, co powiedzieć, a Christian poczuł, że nie wytrzyma. W głowie szumiało mu coraz mocniej, słyszał głosy mówiące rzeczy, których nie chciał słuchać. Wszystko – pytania, sens i związki – zmieszało się w jedno, w końcu nie mógł myśleć o niczym innym jak tylko o mrowieniu pod skórą.
Zerwał się i wybiegł.
Patrik wpatrywał się w telefon. Zdawał sobie sprawę, że musi jeszcze poczekać na szczegółowy raport z sekcji zwłok znalezionych pod lodem, ale liczył na rychłe potwierdzenie, że to rzeczywiście poszukiwany Magnus Kjellner. Domyślał się, że po Fjällbace już rozeszły się plotki, a nie chciał, żeby Cia dowiedziała się okrężną drogą.
Telefon ciągle milczał.
– Nadal nic? – Annika wetknęła głowę do pokoju i spojrzała na niego pytająco.
Patrik potrząsnął głową.
– Nic. Ale Pedersen powinien lada chwila zadzwonić.
– Miejmy nadzieję. – Odwróciła się na pięcie, żeby wrócić do recepcji, i w tym samym momencie rozległ się dzwonek. Patrik złapał za słuchawkę.
– Hedström, słucham. – Po chwili dał znak Annice, że to Pedersen. – Tak… Rozumiem… Dziękuję. – Z westchnieniem odłożył słuchawkę. – Potwierdził. To ciało Magnusa Kjellnera. Przyczyny zgonu nie ustali, dopóki nie zrobi sekcji, ale jest przekonany, że Kjellner padł ofiarą zabójstwa. Ma poważne rany cięte.
– Biedna ta jego żona.
Patrik kiwnął głową. Zrobiło mu się ciężko na sercu, gdy pomyślał o tym, co go czeka. Mimo to postanowił, że zawiadomi ją osobiście. Uważał, że jest jej to winien. Tyle razy przychodziła do komisariatu, coraz bardziej przybita i wycieńczona, ale wciąż z iskierką nadziei. Teraz już nie ma nadziei. Wszystko, co mógł robić, to dać jej pewność.
– Lepiej będzie, jeśli pojadę do niej od razu – odezwał się, wstając. – Zanim się dowie od kogoś innego.
– Sam pojedziesz?
– Nie, wezmę ze sobą Paulę.
Zapukał w otwarte drzwi pokoju koleżanki i wszedł do środka.
– To on? – Paula jak zwykle od razu przeszła do rzeczy.
– Tak. Jadę powiedzieć jego żonie. Pojedziesz ze mną?
Paula zawahała się, ale nie miała zwyczaju uchylać się od obowiązków.
– Oczywiście – odparła. Narzuciła kurtkę i ruszyła za Patrikiem do wyjścia.
Przy recepcji zatrzymał ich Mellberg.
– Dowiedziałeś się czegoś? – spytał z podnieceniem.
– Tak, Pedersen potwierdza, że to Magnus Kjellner. – Patrik odwrócił się, by pójść do zaparkowanego przed komisariatem radiowozu, ale Mellberg jeszcze nie skończył.
– Utopił się, co? Od razu wiedziałem, że odebrał sobie życie. Na pewno jakieś sprawy męsko-damskie. Albo grał w pokera w internecie. Byłem pewien.
– Nie wygląda to na samobójstwo. – Patrik ważył słowa. Wiedział z doświadczenia, że Mellberg obchodzi się z tym, co wie, według własnego uznania i potrafi jednym krótkim posunięciem wywołać prawdziwą katastrofę.
– O cholera! Zabójstwo?
– Tego jeszcze nie wiemy. – Słowa Patrika zabrzmiały jak ostrzeżenie. – Na razie Pedersen powiedział tylko tyle, że Magnusowi Kjellnerowi zadano liczne rany cięte.
– O cholera – powtórzył Mellberg. – To znaczy, że śledztwo znajdzie się w centrum zainteresowania. Trzeba podkręcić tempo i wziąć pod lupę wszystko, co dotychczas zrobiliśmy i czego zaniechaliśmy. Do tej pory się nie włączałem, ale oczywiście teraz to się zmieni. Trzeba uruchomić cały potencjał naszej placówki.
Patrik i Paula wymienili spojrzenia. Mellberg, który nie cierpiał na brak wiary w siebie, kontynuował z entuzjazmem:
– Musimy wspólnie przejrzeć cały materiał. Oczekuję, że o piętnastej wszyscy stawią się zwarci i gotowi. Za dużo czasu straciliśmy. Boże, naprawdę trzeba było aż trzech miesięcy, żeby znaleźć faceta? Po prostu wstyd. – Spojrzał surowo na Patrika. Patrik musiał powstrzymać dziecinny odruch, żeby nie kopnąć szefa w kostkę.
– Zrozumiałem, o piętnastej. Ale teraz chciałbym już ruszać. Jedziemy z Paulą do jego żony.
– Dobra, dobra – odparł niecierpliwie Mellberg i machnął ręką. Mogą iść. Zaczął się zastanawiać, jak rozdzielić zadania. Jak się okazało, śledztwo będzie dotyczyć zabójstwa.
Erik Lind przez całe życie miał poczucie, że kontroluje sytuację. To on decyduje i to on jest myśliwym. A teraz na niego ktoś polował, ktoś nieznany, niewidzialny. Bardzo go to przestraszyło. Prawdopodobnie byłoby mu łatwiej, gdyby się domyślał, kim jest myśliwy. Ale nie miał zielonego pojęcia.
Sporo o tym rozmyślał. Zrobił remanent całego życia, wszystkich romansów, kontaktów biznesowych, przyjaciół i wrogów. Nie mógł zaprzeczyć, że jednych rozczarował, innych rozgniewał. Ale chyba nie dał nikomu powodu do nienawiści. A mimo to autor listów, które otrzymywał, wprost zionął nienawiścią i żądzą zemsty. Ni mniej, ni więcej.
Erik po raz pierwszy w życiu poczuł się samotny. Po raz pierwszy również zdał sobie sprawę z miałkości swoich kontaktów z ludźmi i z tego, jak mało, gdy przyjdzie co do czego, znaczy powodzenie w interesach i poklepywanie po plecach. Chciał nawet zwierzyć się Louise. Albo Kennethowi. Nie umiał jednak trafić na moment, gdy nie okazywała mu pogardy. Z kolei Kenneth odnosił się do niego tak uniżenie. To również nie zachęcało do zwierzeń. Wszystko to sprawiło, że nie umiał sobie poradzić z niepokojem.
Nie miał do kogo się zwrócić. Zdawał sobie sprawę, że sam jest sobie winien, ale wiedział również, że gdyby miał wybierać jeszcze raz, postąpiłby tak samo. Smak sukcesu był tak słodki, a świadomość przewagi i uwielbienia innych – wręcz upajająca. Niczego nie żałował, a jednak wolałby mieć kogoś przy sobie.
Był jeszcze seks. Nic innego nie dawało mu poczucia, że jest niepokonany, a jednocześnie że może sobie pofolgować, na co sobie nie pozwalał w innych sytuacjach. Nie miało to nic wspólnego z tym, kim była aktualna partnerka. Tyle ich było w ciągu minionych lat, że już nie potrafiłby przypisać imion do twarzy. Pamiętał, że któraś z nich miała wspaniały biust, ale choćby się nie wiadomo jak starał, nie mógł sobie przypomnieć przypisanej do niego twarzy. Inna smakowała tak cudownie, że chciało się ją jeść i napawać jej zapachem. Jak miała na imię? Nie miał pojęcia.