Nagle dostała takiego kopniaka, że nie mogła złapać tchu. Któreś z dzieci, może oboje, miało niewątpliwy talent piłkarski. Ból przywrócił jej poczucie rzeczywistości. Zdawała sobie sprawę, że zajmuje się sprawą Christiana, żeby nie myśleć o tym, co ją czeka.
Weszła w Google i wpisała hasło: Christian Thydell. Wyskoczyło sporo linków. Wszystkie dotyczyły książki, żaden nie nawiązywał do przeszłości. Wpisała Trollhättan. Ani jednego trafienia. Jeśli tam mieszkał, musiał po nim zostać jakiś ślad. Powinno się znaleźć coś jeszcze, myślała, gryząc kciuk. Może to zły trop? Przecież nic nie wskazuje na to, żeby listy przysyłał ktoś, kogo Christian znał, zanim się sprowadził do Fjällbacki.
Cały czas zadawała sobie pytanie, dlaczego był taki tajemniczy, jeśli chodzi o przeszłość. Jakby wymazał swoje życie sprzed przeprowadzki do Fjällbacki. A może tylko z nią nie chciał o tym rozmawiać? Trochę ją zapiekła ta myśl, ale nie mogła jej odrzucić. Z drugiej strony w pracy też nie był otwarty, chociaż to nie to samo. Kiedy pracowali nad jego książką, podrzucali sobie słówka i pomysły, dyskutowali o znaczeniu i odcieniach języka, miała wrażenie, że zbliżyli się do siebie, ale może wcale tak nie było.
Erika uświadomiła sobie, że zanim puści wodze wyobraźni, powinna porozmawiać z kimś z przyjaciół Christiana. Ale z kim? Nie znała jego znajomych. Przyszedł jej na myśl Magnus Kjellner, ale on nie wchodził w rachubę, chyba że stałby się cud. Wydawało jej się, że Christian i Sanna utrzymywali dość bliskie stosunki z Erikiem Lindem, właścicielem firmy budowlanej, i jego wspólnikiem Kennethem Bengtssonem. Ale nie wiedziała, jak bliskie i od kogo mogłaby się dowiedzieć najwięcej. Poza tym jak Christian zareagowałby na wiadomość, że wypytuje o niego jego przyjaciół i znajomych?
Postanowiła nie zawracać sobie głowy takimi wątpliwościami. Ciekawość wzięła górę. Poza tym chodziło jej tylko o Christiana. Jeśli on nie chce dociekać, kto śle do niego listy z pogróżkami, zrobi to za niego.
Już wiedziała, z kim powinna porozmawiać.
Ludvig Kjellner znów spojrzał na zegarek. Niedługo przerwa. Matma była dla niego zdecydowanie najgorsza i jak zwykle ciągnęła się w nieskończoność. Jeszcze pięć minut. Dzisiaj mają przerwę razem z siódmą A, co oznacza spotkanie z Sussie. Jej szafka znajdowała się w rzędzie za jego szafką, więc jeśli mu się poszczęści, przyjdą jednocześnie, żeby schować podręczniki. Kochał się w niej od przeszło pół roku. Nikt o tym nie wiedział poza jego najlepszym kumplem Tomem. A Tom wiedział, że zginie w męczarniach, jeśli go wyda.
Zadzwonił dzwonek. Ludvig z ulgą zamknął podręcznik do matematyki i wybiegł z klasy. Idąc do szafki, rozglądał się dookoła. Nigdzie nie widział Sussie. Może jeszcze nie skończyli.
Wkrótce zbierze się na odwagę i porozmawia z nią. Już zdecydował. Nie wiedział, jak zacząć i co powiedzieć, więc chciał, żeby Tom wypytał jej koleżanki. Ale Tom odmówił, więc sam musiał coś wymyślić.
Przy szafkach nie było nikogo. Otworzył swoją, włożył podręczniki, porządnie zamknął na klucz. Może jej dzisiaj nie ma. Nie widział jej, może jest chora albo gdzieś wyjechała. Ta myśl przygnębiła go tak bardzo, że zaczął się zastanawiać, czy nie uciec z ostatniej lekcji. Drgnął, gdy ktoś puknął go w ramię.
– Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
Za nim stała dyrektorka. Blada, z poważną miną. Ludvig w ułamku sekundy domyślił się, o co chodzi. Nagle zniknęły myśli o Sussie, o wszystkim, co zaledwie przed chwilą uważał za ważne. Poczuł ból tak wielki, że nie potrafił sobie wyobrazić, żeby mógł kiedykolwiek osłabnąć.
– Poproszę cię do gabinetu. Twoja siostra już tam jest.
Kiwnął głową. Nie było sensu pytać, o co chodzi. Wiedział. Ból promieniował do samych czubków palców. Idąc do gabinetu dyrektorki, nie czuł stóp. Stawiał przed sobą jedną za drugą, bo tak trzeba, ale nic nie czuł.
W połowie drogi spotkał Sussie. Spojrzała mu w oczy. Odniósł wrażenie, jakby minęły całe wieki, od kiedy to miało jakiekolwiek znaczenie. Spojrzał na nią, jakby była przezroczysta. Liczył się tylko ból, nic poza tym.
Elin rozpłakała się na jego widok. Do tej pory starała się trzymać, ale gdy wszedł, rzuciła mu się na szyję. Mocno ją przytulił, zaczął głaskać po plecach.
Policjant, którego już znał, stał z boku, żeby im nie przeszkadzać, gdy tak się pocieszali.
– Gdzie go znaleźliście? – spytał w końcu Ludvig, jakby nie był pewien, czy chce znać odpowiedź.
– Na wysokości Sälvik – odparł policjant. Chyba miał na imię Patrik. Parę kroków za nim stała jego koleżanka, wyraźnie speszona. Ludvig ją rozumiał. Sam nie wiedział, co ma powiedzieć, co zrobić.
– Odwieziemy was do domu. – Patrik dał Pauli znak, żeby poszła przodem. Elin i Ludvig ruszyli za nią. Elin przystanęła w drzwiach i odwróciła się do Patrika.
– Czy tata się utopił?
Ludvig również się zatrzymał. Zrozumiał, że teraz policjant nie odpowie na to pytanie.
– Jedźmy do domu, Elin. Później porozmawiamy – powiedział cicho, chwytając siostrę za rękę. Początkowo się opierała, nie chciała iść, chciała wiedzieć. W końcu poszła.
– Tak. Więc… – Mellberg zrobił teatralną pauzę. Wskazał tablicę, na której Patrik starannie porozwieszał wszystkie informacje na temat zaginięcia Magnusa Kjellnera.
– Zestawiłem wszystko, co nam na ten temat wiadomo. Ale nie ma się czym chwalić. Tylko tyle ustaliliście przez trzy miesiące. Powiem tylko, że macie szczęście, że siedzicie na prowincji, a nie w Göteborgu, gdzie jest naprawdę ciężko. Tam musielibyśmy się z tym uporać w tydzień!
Patrik i Annika spojrzeli na siebie. Göteborski etap kariery Mellberga był stałym tematem jego rozważań. Teraz przynajmniej przestał liczyć na to – a wierzył w to tylko on – że kiedyś przeniosą go z powrotem.
– Zrobiliśmy wszystko, co się dało – odparł zmęczonym głosem Patrik. Miał świadomość, że wszelkie próby odparcia zarzutów szefa są bezcelowe. – Poza tym dopiero od dziś wiemy, że to śledztwo w sprawie zabójstwa. Wcześniej mieliśmy do czynienia z zaginięciem.
– Dobrze, dobrze. Przedstaw w skrócie, co się stało, gdzie i jak został znaleziony i co powiedział Pedersen. Oczywiście sam do niego zadzwonię, ale dotychczas nie miałem czasu. Na razie poprzestaniemy na twojej wiedzy.
Patrik zreferował wydarzenia dnia.
– Naprawdę przymarzł do lodu? – spytał Martin Molin i wzdrygnął się.
– Będą zdjęcia, sam zobaczysz. Naprawdę przymarzł. Gdyby nie pies, który wbiegł na lód, pewnie długo byśmy go nie znaleźli. Jeśli w ogóle. Wystarczyłaby odwilż i ciało popłynęłoby z prądem. Nie wiadomo dokąd. – Patrik potrząsnął głową.
– Czy to znaczy, że nie wiadomo, ani gdzie, ani kiedy zostało wrzucone do wody? – zapytał z ponurą miną Gösta. W roztargnieniu głaskał tulącego mu się do nóg Ernsta.