– Morze zamarzło dopiero w grudniu. Trzeba poczekać na opinię Pedersena na temat tego, od jak dawna Magnus Kjellner nie żyje, ale domyślam się, że zginął wkrótce po zgłoszeniu zaginięcia. – Patrik ostrzegawczo podniósł do góry palec. – Ale jak już mówiłem, nie mam nic na poparcie tej tezy, więc nie powinniśmy z tego robić jedynego założenia.
– Ale wydaje się prawdopodobne – zauważył Gösta.
– Mówiłeś o obrażeniach. Co wiadomo na ten temat? – Paula zmrużyła brązowe oczy i niecierpliwie pukała długopisem w leżący na stole notes.
– Niewiele. Znacie Pedersena. Nie lubi się wypowiadać, zanim nie przeprowadzi dokładnych badań. Powiedział tylko, że Magnus Kjellner padł ofiarą przemocy i ma głębokie rany cięte.
– Co zapewne znaczy, że zadano mu ciosy nożem – stwierdził Gösta.
– Zapewne.
– Kiedy dowiemy się więcej? – Mellberg usiadł u szczytu stołu i pstryknął na psa. Ernst natychmiast zostawił Göstę, poczłapał do swego pana i oparł pysk na jego kolanach.
– Sekcja zwłok będzie pod koniec tygodnia, czyli jak dobrze pójdzie, to przed weekendem. Jeśli nie, to dopiero na początku przyszłego tygodnia. – Patrik westchnął. Niecierpliwość szła u niego w parze z profesjonalizmem. Chciałby znać odpowiedź już dziś, nie za tydzień.
– A co wiadomo o samym zaginięciu? – Mellberg, patrząc na Annikę, znacząco uniósł pustą filiżankę. Annika udała, że tego nie widzi. Ponowił próbę, patrząc na Martina. Tym razem z lepszym skutkiem. Martin nie czuł się na tyle pewnie, żeby się sprzeciwić. Mellberg rozparł się wygodnie w fotelu, podczas gdy jego najmłodszy podwładny poszedł do pokoju socjalnego po kawę.
– Wiemy, że z domu wyszedł tuż po ósmej rano. Cia wyjechała do pracy, do Grebbestad, około wpół do ósmej. Pracuje na pół etatu w firmie maklerskiej. Dzieci musiały wyjść już około siódmej, żeby zdążyć na autobus do szkoły. – Patrik przerwał, żeby wypić łyk kawy. Martin nalewał wszystkim po kolei.
Korzystając z okazji, Paula wtrąciła:
– Skąd wiesz, że wyszedł tuż po ósmej?
– Sąsiad go widział.
– W samochodzie?
– Nie, samochód wzięła Cia. Powiedziała, że Magnus najczęściej chodził piechotą.
– Ale przecież nie do Tanum? – spytał Martin.
– Nie, jeździł z kolegą, Ulfem Rosanderem, który mieszka niedaleko pola do minigolfa. Szedł do niego, stamtąd jeździli samochodem. Tamtego ranka zadzwonił do Rosandera i powiedział, że się spóźni. Ale się nie pojawił.
– Czy wiemy to na pewno? – spytał Mellberg. – Prześwietliliście tego Rosandera? Przecież mamy tylko jego zapewnienie, że Kjellner do niego nie dotarł.
– Gösta był u niego. Nic nie wskazuje na to, żeby kłamał. Ani to, co mówił, ani to, jak się zachowywał – odparł Patrik.
– Albo nie umieliście go przycisnąć – stwierdził Mellberg, notując coś. Podniósł głowę i wbił wzrok w Patrika. – Zgarnijcie go i trochę pomaglujcie.
– Nie za ostro? Ludzie nie będą chcieli z nami rozmawiać, jeśli się dowiedzą, że zabieramy świadków do komisariatu – zaoponowała Paula. – Może będzie lepiej, jeśli pojedziecie do niego z Patrikiem? Wiem oczywiście, że jesteś bardzo zajęty, więc jeśli chcesz, mogę jechać za ciebie. – Mrugnęła dyskretnie do Patrika.
– Hm, rzeczywiście. Dużo mam tych spraw na głowie. Dobry pomysł, Paulo. Jedź z Patrikiem i pogadajcie z tym… Rosellem.
– Rosanderem – poprawił go Patrik.
– Przecież mówię. – Mellberg rzucił mu gniewne spojrzenie. – Tak czy inaczej, pogadajcie z nim. Myślę, że to coś da. – Niecierpliwie machnął ręką. – Co dalej? Co jeszcze zrobiliście?
– Byliśmy we wszystkich domach przy trasie, którą Magnus chodził do Rosandera. Nikt niczego nie zauważył, ale na tej podstawie nie można wyciągać żadnych wniosków. Rano ludzie mają po uszy własnych spraw – zauważył Patrik.
– Wygląda to, jakby się zdematerializował w chwili, gdy wyszedł z domu, i objawił dopiero w dniu, gdy go znaleźliśmy w lodzie. – Martin spojrzał na Patrika. Patrik starał się okazywać więcej optymizmu, niż naprawdę powinien.
– Człowiek nie może tak po prostu wyparować. Muszą być jakieś ślady, tylko trzeba je znaleźć. – Zdawał sobie sprawę, że aż za łatwo przychodzi mu wygłaszanie takich banałów, ale na razie nie miał innego pomysłu.
– A jego życie prywatne? Dokładnie zbadane? Wszystkie trupy wyciągnięte z szafy? – Mellberg roześmiał się z własnego żartu, ale nikt się nie przyłączył.
– Najbliżsi znajomi Kjellnerów to Erik Lind, Kenneth Bengtsson i Christian Thydell. Oraz ich żony. Ze wszystkich rozmów, jakie przeprowadziliśmy zarówno z nimi, jak i z rodziną Magnusa, wynika, że Kjellner był człowiekiem bardzo rodzinnym i lojalnym wobec przyjaciół. Żadnych plotek, tajemnic, pogłosek.
– Bzdury! – prychnął Mellberg. – Każdy ma coś do ukrycia, trzeba się tylko dokopać. Widocznie się nie postaraliście.
– My… – zaczął Patrik, ale umilkł, bo uzmysłowił sobie, że tym razem wyjątkowo Mellberg może mieć rację. Może nie drążyli zbyt głęboko, nie zadali właściwych pytań. – Oczywiście jeszcze raz przesłuchamy krewnych i znajomych denata – powiedział i przed oczami stanął mu Christian Thydell, a potem list leżący w pierwszej szufladzie biurka. Ale nie chciał o tym mówić, dopóki nie będzie miał czegoś konkretniejszego od przeczucia.
– Dobrze. Zaczynamy jeszcze raz od początku, i to tak, jak trzeba! – Mellberg wstał nagle i trzymający łeb na jego kolanach Ernst o mało się nie przewrócił. Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał surowo na swoich podwładnych siedzących przy okrągłym stoliku. – I przyśpieszamy, prawda?
Za oknem pociągu było ciemno. Christian wstał wcześniej i teraz miał wrażenie, jakby już był wieczór, choć zegarek wskazywał dopiero późne popołudnie. Co jakiś czas w kieszeni rozbrzmiewało uparte brzęczenie telefonu, ale nie zwracał na to uwagi. Ktokolwiek dzwonił, chciał czegoś, domagał się czegoś lub ścigał go.
Patrzył przez okno. Mijali właśnie Herrljunga. Samochód zostawił w Uddevalli, skąd miał jeszcze około czterdziestu pięciu minut jazdy do Fjällbacki. Oparł czoło o zimną szybę i przymknął oczy. Miał wrażenie, jakby ciemność napierała na niego. Głośno zaczerpnął tchu i odsunął twarz od szyby. Zostawił na niej odcisk czoła i czubka nosa. Starł go ręką. Nie chciał na niego patrzeć.
Gdy pociąg dojechał do Uddevalli, był tak śpiący, że ledwo widział. Próbował drzemać przez ostatnią godzinę, ale obrazy przesuwające się bez przerwy przed oczami nie dawały mu odpocząć. Zatrzymał się w centrum handlowym Torp, w McDonaldzie. Wypił dużą kawę, żeby szybko dostarczyć organizmowi kofeiny. Znów zabrzęczała komórka, ale nie chciało mu się wyciągać jej z kieszeni, a tym bardziej rozmawiać z kimś, kto dzwoni z takim uporem. To na pewno Sanna. Będzie na niego zła, trudno.
Poczuł mrowienie w krzyżu i musiał zmienić pozycję. Światła jadącego za nim samochodu zaświeciły prosto we wsteczne lusterko, oślepiając go na chwilę. Stojące w równych odstępach latarnie i blask tych świateł sprawiły, że znów spojrzał w lusterko. Ten samochód jedzie za nim od chwili, gdy wyjechał z Torp. Czy to na pewno ten sam? Przesunął dłonią po oczach. Niczego już nie był pewien.
Światła podążyły za nim, gdy zjeżdżał z autostrady do Fjällbacki. Wytężył wzrok, usiłując zobaczyć, co to za samochód. Było jednak za ciemno, a światła go oślepiały. Dłonie miał mokre od potu. Ściskał kierownicę tak mocno, że aż go bolały. Musiał rozprostować palce.
Nagle zobaczył ją przed sobą. Miała na sobie tę samą niebieską sukienkę, na ręku trzymała dziecko. Poczuł zapach truskawek, smak jej ust, muśnięcie sukni, długich, kasztanowych włosów.