– Może jednak nie – powiedział Patrik. – Zrobimy paluszki rybne i piure z kartofli, dobrze? Kiełbaskę z kupki zostawimy sobie na kiedy indziej.
Maja zastanawiała się chwilę, a potem łaskawie skinęła głową. Mogą być paluszki rybne.
Sanna chodziła z kąta w kąt. Chłopcy siedzieli w salonie i oglądali Bolibompę. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Chodziła w kółko z telefonem w ręce i co chwilę wybierała jego numer.
Bez odpowiedzi. Christian cały dzień nie odbierał telefonu. Przez głowę przelatywały jej kolejne scenariusze jak z horroru. Zwłaszcza po tym, jak Fjällbacką wstrząsnęła wiadomość o znalezieniu zwłok Magnusa. Czekając na męża, więcej niż dziesięć razy sprawdziła jego pocztę elektroniczną. Czuła, jak coś w niej dojrzewa, domagając się rozstrzygającego dowodu. W tę albo we w tę. Wolałaby już go na czymś przyłapać. Przynajmniej miałaby pewność i pozbyłaby się dręczących ją lęków.
Oczywiście wiedziała, że robi źle. Ciągłe sprawdzanie, z kim się spotyka i o czym myśli, coraz bardziej go od niej oddalało. Kiedy brała to na rozum, wiedziała o tym bardzo dobrze, ale zwyciężały emocje. Podpowiadały, że nie powinna mu ufać, że coś przed nią ukrywa i że nie kocha jej, bo nie spełnia jego oczekiwań.
Zabolało ją to tak bardzo, że przysiadła na podłodze, objęła rękami kolana i oparła się o lodówkę. Ale nie czuła jej wibrowania. Skupiła się na przepastnej dziurze, którą miała w środku.
Gdzie on jest? Dlaczego się nie odzywa? Dlaczego nie może się do niego dodzwonić? Wybrała numer jeszcze raz. Słyszała sygnał za sygnałem, nadal nie odbierał. Wstała i podeszła do stołu. Leżał na nim list. Przyszedł dzisiaj. Kolejny. Otworzyła. Słowa były jak zwykle tajemnicze.
Wiesz, że mi nie uciekniesz. Jestem w twoim sercu, więc nie schowasz się przede mną, choćbyś uciekł na koniec świata.
Znajome czarne litery. Drżącymi rękami podniosła list do nosa. Pachniał papierem i atramentem. Żadnych perfum, nic, co mówiłoby coś o nadawcy.
Christian upierał się, że nie wie, kto jest autorem listów, ale nie wierzyła mu. I tyle. Nagle poczuła, jak budzi się w niej furia. Rzuciła list na stół i pobiegła na górę. Któryś z chłopców zawołał, ale nie zareagowała. Musi wiedzieć, musi znaleźć odpowiedź. Nie panowała już nad sobą, miała wrażenie, że wstąpił w nią ktoś inny.
Zaczęła od sypialni. Kolejno wysuwała szuflady z rzeczami Christiana. Wyrzucała zawartość, oglądała dokładnie, potem sprawdziła puste na oko szuflady. Nic, kompletnie nic poza T-shirtami, skarpetkami i kalesonami.
Rozejrzała się po pokoju. Szafa. Podeszła do zajmującej całą ścianę szafy i zaczęła metodycznie sprawdzać każdy zakamarek. Wszystko, co należało do Christiana, wyleciało na podłogę. Koszule, spodnie, paski i buty. Nie znalazła nic, co powiedziałoby jej coś więcej o jej własnym mężu lub pomogłoby przeniknąć mur, którym się otoczył.
Wyrzucała coraz szybciej, w końcu w szafie zostały tylko jej rzeczy. Usiadła ciężko na łóżku i przesunęła dłonią po narzucie, którą uszyła jej babcia. Miała mnóstwo rzeczy, które mówiły coś o niej, o tym, kim jest, skąd pochodzi. Narzuta, toaletka po drugiej babci, korale od mamy. Przechowywane w szufladach szafy listy od przyjaciół i krewnych. Szkolne albumy, ułożone porządnie jeden na drugim na półce, czapka studencka[11] w pudle na kapelusze razem z zasuszoną wiązanką ślubną. Mnóstwo drobiazgów opowiadających o jej życiu.
Uświadomiła sobie, że jej mąż nic takiego nie ma. To prawda, nie jest tak sentymentalny jak ona, nie jest skłonny zbierać różnych rzeczy. Ale coś powinien mieć. Nikt nie przechodzi przez życie bez przedmiotów, z którymi łączą się jakieś wspomnienia.
Ze złością uderzyła pięścią w narzutę. Serce jej łomotało. Kim właściwie jest Christian? Uderzyła ją myśl, od której aż znieruchomiała. Jest miejsce, którego nie przeszukała. Strych.
Erik Lind obracał w palcach kieliszek. Przypatrywał się ciemnoczerwonej barwie wina, nieco jaśniejszej przy samej ściance. To znaczy, że jest młode. Nauczył się tego na jednym z kursów winiarskich, w jakich brał udział.
Jego życie się waliło, a on kompletnie nie mógł zrozumieć, jak to się stało. Jakby go porwał nurt tak silny, że nie mógł mu się oprzeć.
Magnus nie żyje. Jeden wstrząs za drugim. Tak naprawdę dopiero teraz to do niego dotarło. Dostał od Louise wiadomość, że znaleźli ciało Magnusa. Niemal jednocześnie Cecilia oznajmiła, że jest w ciąży. Dwie wstrząsające wiadomości w odstępie pół minuty.
– Mógłbyś chociaż odpowiedzieć? – powiedziała ostrym tonem.
– Co? – spytał, uświadamiając sobie, że Louise coś powiedziała.
– Pytałam, gdzie byłeś, gdy dostałeś ode mnie wiadomość o Magnusie. Dzwoniłam najpierw do biura, ale cię nie było. Potem dzwoniłam wiele razy na komórkę, ale włączała się poczta głosowa – mówiła bełkotliwie. Prawdopodobnie piła całe popołudnie.
W ustach poczuł absmak, który zmieszał się ze smakiem wina. Efekt był gorzki, metaliczny. Pomyślał z obrzydzeniem, że odpuściła sobie już całkiem. Mogłaby się wziąć w garść, zamiast robić cierpiętniczą minę, podczas gdy ciało ma nasiąknięte jak gąbka winem z kartonu.
– Załatwiałem pewną sprawę.
– Sprawę? – Louise wypiła łyk z kieliszka. – Już ja wiem, co to za sprawa.
– Przestań – powiedział ze znużeniem. – Nie dziś. Tylko nie dziś.
– A dlaczego nie dziś? – spytała wojowniczo.
Widział, że chce się kłócić. Dziewczynki już spały, zostali sami.
– Znaleziono zwłoki jednego z naszych najbliższych przyjaciół. Mogłabyś dziś dać spokój?
Louise umilkła. Widział, że się zawstydziła. Na chwilę stanęła mu przed oczami dziewczyna, którą poznał na uniwersytecie: ładna, bystra i wygadana. Zniknęła, ustępując miejsca dzisiejszej Louise ze zwiotczałą skórą i zębami pociemniałymi od wina. Znów poczuł w ustach gorzki smak.
A Cecilia? Co z nią zrobić? O ile mu było wiadomo, zdarzyło się to po raz pierwszy. Po raz pierwszy jego kochanka zaszła w ciążę. Widocznie miał szczęście. Do czasu. Powiedziała, że zamierza urodzić. Oznajmiła mu to w kuchni, na zimno. Nie przekonywała, nie chciała o tym rozmawiać. Zakomunikowała, że chce, żeby zdecydował, czy będzie ją wspierał finansowo, czy nie. Nagle wydoroślała. Znikła naiwna śmieszka. Sądząc po jej spojrzeniu, po raz pierwszy zobaczyła go takim, jakim był naprawdę. Zrobiło mu się nieswojo. Nie chciał widzieć siebie jej oczami. W ogóle nie chciał siebie widzieć.
Zawsze było dla niego oczywiste, że wszyscy go podziwiają. Czasem się bali, co było równie satysfakcjonujące. Tymczasem Cecilia spoglądała na niego z pogardą, osłaniając dłonią brzuch. Koniec romansu. Przedstawiła mu swoją propozycję: nie ujawni, kto jest ojcem jej dziecka, a w zamian on co miesiąc będzie wpłacał na jej konto pokaźną sumę, począwszy od dnia jego narodzin aż do osiemnastych urodzin. Albo powie o wszystkim Louise i publicznie go skompromituje.
Erik spojrzał na żonę. Nie był pewien, czy dobrze wybrał. Nie kochał Louise. Zdradzał ją i ranił. Był też przekonany, że bez niego byłoby jej lepiej. Ale siła przyzwyczajenia była potężna. Nie nęciła go perspektywa kawalerskiego życia wśród nieumytych naczyń, góry prania, gotowych potraw jedzonych przed telewizorem i weekendowych spotkań z córkami. Górę wzięło wygodnictwo i niechęć do podzielenia się z żoną majątkiem. Taka jest prawda. Teraz z powodu tego wygodnictwa będzie musiał płacić przez najbliższe osiemnaście lat.
11