– Potrafią się porozumieć? Przy takiej różnicy wieku? – wtrącił Patrik.
– Proszę sobie wyobrazić, że zaskakująco dobrze. Chłopcy są oczywiście typowymi nastolatkami, więc nie obywa się bez zgrzytów, ale dziewczyny ich uwielbiają i ta miłość jest odwzajemniona. Mówią o nich Bracia Łosie[12].
Patrik się roześmiał, Paula nie wiedziała, o co chodzi.
– To z książki dla dzieci – wyjaśnił. – Jeszcze parę lat i będziesz ją znała na pamięć. – Spoważniał i zwrócił się do Rosandera: – Jak pan wie, znaleźliśmy ciało Magnusa Kjellnera.
Uśmiech Rosandera zgasł. Przeciągnął dłonią po zmierzwionych włosach.
– Wiecie już, jak zginął? Utopił się?
Patrik potrząsnął głową.
– Jeszcze nie wiadomo. W tej chwili trzeba przede wszystkim ustalić, co się stało tamtego ranka, gdy zaginął.
– Rozumiem, ale nie wiem, jak miałbym wam pomóc. – Rosander bezradnie rozłożył ręce. – Wiem tylko, że zadzwonił, że się spóźni.
– Czy wcześniej to się zdarzało? – spytała Paula.
– Że się spóźniał? – Zmarszczył czoło. – Jak tak myślę, to chyba nigdy.
– Od jak dawna jeździliście razem do pracy? – Patrik dyskretnie odsunął na bok plastikową biedronkę, na której niechcący usiadł.
– Od kiedy pięć lat temu przyszedłem do pracy w Tanumsfönster. Wcześniej Magnus jeździł do pracy autobusem, ale zgadaliśmy się i powiedziałem mu, że może jeździć ze mną, moim samochodem. Dokładał się do benzyny.
– I w ciągu tych pięciu lat nigdy nie uprzedził, że się spóźni? – upewniła się Paula.
– Nie, ani razu. Pamiętałbym.
– Jaki miał głos, gdy zadzwonił? – spytał Patrik. – Był spokojny? Zdenerwowany? Nie powiedział, dlaczego nie będzie na czas?
– Nie, nic o tym nie mówił. Nie jestem pewien, bo minęło już trochę czasu, ale wydaje mi się, że głos miał zmieniony.
– W jakim sensie? – Patrik pochylił się w przód.
– Nie powiedziałbym, że był zdenerwowany, to chyba za mocne słowo, ale odniosłem wrażenie, że coś się stało. Pomyślałem, że może się pokłócił z żoną albo z dziećmi.
– Czy powiedział coś, co nasunęło panu takie przypuszczenie? – Paula i Patrik wymienili się spojrzeniami.
– Nie, cała rozmowa trwała może ze trzy sekundy. Zadzwonił, powiedział, że się spóźni i żebym jechał. Gdyby to miało potrwać dłużej, sam dojedzie do pracy. Potem się rozłączył. Chwilę poczekałem, a potem pojechałem. To wszystko. Pomyślałem, że coś się stało w domu, bo mówił takim tonem…
– Czy coś panu wiadomo o tym, żeby mieli problemy małżeńskie?
– Nigdy nie powiedział przy mnie złego słowa o żonie. Przeciwnie, wydaje mi się, że byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Oczywiście człowiek nigdy nie wie, co się naprawdę dzieje w cudzym domu, ale Magnus wydawał się szczęśliwy w małżeństwie. Ale nie za bardzo o tym gadaliśmy. Raczej tak ogólnie albo o szwedzkich rozgrywkach ligowych.
– Powiedziałby pan, że się przyjaźniliście? – spytał Patrik.
Rosander chwilę zwlekał z odpowiedzią.
– Nie, tak bym tego nie nazwał. Jeździliśmy razem do pracy, czasem rozmawialiśmy ze sobą w stołówce, ale nie spotykaliśmy się towarzysko. Właściwie nie wiem dlaczego, dobrze nam się ze sobą rozmawiało. Jak człowiek ma stały krąg znajomych z młodości, trudno się z tego wyrwać.
– Gdyby się czuł zagrożony albo zaniepokojony, raczej by się panu z tego nie zwierzył? – spytała Paula.
– Nie sądzę. Ale widywaliśmy się pięć razy w tygodniu, więc pewnie bym zauważył, gdyby się czymś martwił. Zachowywał się jak zwykle. Pogodny, spokojny, zrównoważony. Po prostu świetny facet. – Rosander spojrzał na swoje ręce. – Przykro mi, że nie mogłem być bardziej pomocny.
– I tak nam pan pomógł. – Patrik podniósł się, za nim Paula. Podali Rosanderowi ręce i wyszli.
W samochodzie przeanalizowali całą rozmowę.
– Jak ci się zdaje? – Paula zerknęła na siedzącego na miejscu pasażera Patrika.
– Uważaj, patrz na drogę! – Złapał się uchwytu nad drzwiami, gdy Paula w ostatniej chwili uniknęła zderzenia z ciężarówką na wąskim zakręcie, tuż przed Mörhult.
– Ojej – powiedziała, patrząc w przednią szybę.
– Baba za kierownicą – mruknął Patrik.
Nic nie powiedziała. Domyślała się, że się z nią drażni. Zresztą czasem Patrik ją woził i uważała za prawdziwy cud, że dostał prawo jazdy.
– Nie sądzę, żeby Ulf Rosander miał z tym coś wspólnego – odpowiedział Patrik.
Paula kiwnęła głową.
– Zgadzam się. Mellberg błądzi we mgle.
– Trzeba go o tym przekonać.
– Ale dobrze, że tam pojechaliśmy, bo Gösta nie zwrócił na to uwagi, gdy go przesłuchiwał. Musiał być jakiś powód. W końcu Kjellner spóźnił się po raz pierwszy w ciągu pięciu lat. Rosanderowi wydał się wzburzony, a w każdym razie nieswój. To chyba nie przypadek, że tego samego ranka zaginął.
– Masz rację. Nie wiem tylko, co powinniśmy zrobić, żeby wypełnić tę lukę. Pytałem jego żonę, czy tamtego ranka stało się coś szczególnego. Mówi, że nie. Pamiętajmy jednak, że wyszła do pracy przed nim. Co się stało w ciągu tej krótkiej chwili, gdy był sam?
– Czy ktoś sprawdził billingi? – spytała Paula, nie odrywając wzroku od drogi.
– I to nie raz. Nikt nie dzwonił na ich numer domowy ani na jego komórkę. Sam dzwonił tylko do Rosandera. Potem cisza.
– Może ktoś do niego przyszedł?
– Nie wydaje mi się. – Patrik potrząsnął głową. – Sąsiedzi mieli widok na dom, siedzieli przy śniadaniu, gdy wychodził. Teoretycznie oczywiście mogli kogoś przeoczyć, ale mówią, że to mało prawdopodobne.
– Może dostał maila?
Patrik znów potrząsnął głową.
– Cia się zgodziła, żebyśmy sprawdzili komputer. W poczcie nie było kompletnie nic ciekawego.
Chwilę milczeli, zatopieni w myślach. Jak to się stało, że Magnus Kjellner pewnego dnia zaginął bez śladu, a po trzech miesiącach znaleźli jego ciało w lodzie? Co się stało tamtego ranka?
Erika postanowiła się przejść. Okazało się to kiepskim pomysłem. Wydawało jej się, że cel jej przechadzki jest oddalony od ich domu w Sälvik o rzut kamieniem. Musiałby to być rzut na miarę rekordu świata.
Przystanęła, złapała się za lędźwie i stęknęła. Spojrzała w stronę biura firmy Havsbyggs. Nadal było daleko. Ale do domu było równie daleko, więc miała do wyboru albo położyć się w zaspie, albo brnąć dalej.
Dziesięć minut później, całkowicie wyczerpana, stanęła w drzwiach biura. Nie dzwoniła wcześniej, żeby uprzedzić, że przyjdzie. Liczyła na to, że może coś zyska, zaskakując go. Najpierw upewniła się, że przed budynkiem nie ma samochodu Erika Linda. Chciała porozmawiać z Kennethem Bengtssonem, najlepiej tak, żeby nikt im nie przeszkadzał.
– Halo!
Weszła do środka, bo chyba nikt nie słyszał, jak trzasnęła drzwiami. Widać było, że to zwykły dom jednorodzinny przerobiony na biuro. Większą część parteru zajmowała otwarta przestrzeń, wzdłuż ścian stały zastawione skoroszytami regały. Na ścianach wisiały duże plakaty przedstawiające budowane przez nich domy, a w rogach stały dwa biurka. Przy jednym siedział bez ruchu Kenneth. Patrzył przed siebie. Najwyraźniej jej nie zauważył.
– Halo! – powtórzyła.
Kenneth drgnął.
12