Выбрать главу

Kenneth, jesteś tam? – Chciała zawołać męża, ale głos odmówił jej posłuszeństwa.

Cisza. Czyżby jej się zdawało? Nie, na pewno słyszała, jak drzwi się otwierają, a potem zamykają.

– Halo?

Nadal żadnej odpowiedzi. Chciała usiąść, ale nie mogła. W ostatnich dniach zupełnie opadła z sił i oszczędzała je na godziny, które spędzała z Kennethem, gdy wracał do domu. Chciała go przekonać, że czuje się lepiej, niż się czuła naprawdę. Byle tylko zostać w domu. Nie wdychać zapachu szpitala, nie czuć dotyku szorstkich prześcieradeł. Dobrze go znała i wiedziała, że gdyby się zorientował, jak źle z nią, natychmiast odwiózłby ją do szpitala. Na pewno, bo kurczowo czepiał się nadziei.

Ciało mówiło jej, że koniec jest bliski. Zapas sił się skończył, choroba wzięła górę. Zwyciężyła. Lisbet najbardziej na świecie chciała umrzeć w domu, pod własną kołdrą i z własną poduszką pod głową. Z leżącym obok Kennethem. W nocy często nasłuchiwała, żeby zapamiętać jego oddech. Wiedziała, że mu niewygodnie na chybotliwym łóżku polowym, ale nie potrafiła się zdobyć na to, żeby mu powiedzieć, żeby poszedł do sypialni. Może to egoizm, ale kochała go tak bardzo, że chciała spędzić z nim każdą z tych niewielu chwil, jakie im jeszcze zostały.

– Kenneth?! – zawołała po raz trzeci.

Już myślała, że ma omamy, gdy usłyszała znajome skrzypienie obluzowanej deski podłogowej w przedpokoju. Zawsze było słychać, kiedy ktoś na nią nastąpił.

– Kto tam? – Przestraszyła się.

Szukała wzrokiem telefonu, który Kenneth zazwyczaj zostawiał w zasięgu jej ręki. Ale ostatnio był tak zmęczony, że czasem zapominał. Jak dziś.

– Jest tam kto?! – Znów chwyciła za kant łóżka, by usiąść. Poczuła się jak bohater Przemiany Kafki, jednej ze swoich ulubionych nowel. Gregor Samsa zmienia się w potwornego robaka, który nie potrafi się przewrócić z grzbietu na bok i bezradnie trwa w tej pozycji.

W przedpokoju rozległy się kroki. Ktoś szedł powoli, zbliżał się. Lisbet była bliska paniki. Kto to jest? Dlaczego nie odpowiada? Kenneth nie żartowałby z niej w taki sposób. Nigdy nie robił jej kawałów ani tego rodzaju niespodzianek, więc teraz chyba tym bardziej?

Kroki były już blisko. Wpatrywała się w stare drewniane drzwi, które kiedyś, w innym życiu, sama skrobała i malowała. Nie drgnęły. Znów pomyślała, że umysł płata jej figle. Widocznie rak już tam jest. Dlatego nie potrafi jasno myśleć i odróżniać złudzeń od rzeczywistości.

W tym momencie drzwi drgnęły, pchnięte przez kogoś. Lisbet krzyknęła. Wołała o pomoc, jak najgłośniej, żeby zagłuszyć przerażającą ciszę. Urwała, gdy drzwi otworzyły się do końca. Gość przemówił. Głos brzmiał znajomo, a zarazem obco. Lisbet zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć. Na widok długich, ciemnych włosów odruchowo dotknęła własnej głowy. Sprawdziła, czy żółta apaszka jest na swoim miejscu.

– Kto… – spytała, ale tamta uciszyła ją, kładąc palec na ustach.

Potem znów się odezwała. Głos nad jej uchem mówił rzeczy, których nie chciała słyszeć. Potrząsała głową, ale głos mówił dalej. Urzekająco, a zarazem bezlitośnie opowiadał swoją historię. Zarówno brzmienie głosu, jak i to, o czym mówił, przekonały Lisbet, że to prawda. Niestety, prawda ponad jej siły.

Słuchała jak skamieniała, a im więcej się dowiadywała, tym słabsza stawała się wątła nić trzymająca ją przy życiu. Dotychczas udawało jej się trwać dzięki woli życia i wierze w miłość. Gdy jej to odebrano, poddała się. Słyszała już tylko ten głos. Potem pękło jej serce.

Jak myślisz, kiedy znów da się porozmawiać z Cią? – Patrik spojrzał na koleżankę.

– Nie możemy z tym czekać – odparła Paula. – Ona na pewno rozumie, że musimy kontynuować śledztwo.

– Masz rację – powiedział, ale bez przekonania. Trudno wyważyć, czy wykonując swoją pracę, można się narzucać człowiekowi w żałobie, czy też należałoby okazać empatię, a pracę postawić na drugim miejscu. Swoją drogą regularne, cotygodniowe wizyty Cii w komisariacie wyraźnie pokazywały, co jest dla niej najważniejsze.

– Co jeszcze możemy zrobić? Czego nie zrobiliśmy lub co powinniśmy powtórzyć? Nie ma siły, musiało nam coś umknąć.

– Zacznijmy od tego, że Magnus całe życie spędził we Fjällbace, więc jeśli w jego przeszłości kryją się jakieś tajemnice, to tu. To już jakieś ułatwienie. Z drugiej strony zasada „wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi”, tym razem nie działa. Nic nie wiadomo o tym, żeby ktoś go nienawidził, a już na pewno nie tak, żeby go zamordować.

– Rzeczywiście. Wygląda na to, że był porządnym facetem, bardzo rodzinnym. Trwałe małżeństwo, udane dzieci, normalne życie towarzyskie. A jednak ktoś rzucił się na niego z nożem. Szaleniec? Człowiek chory psychicznie, któremu odbiło i wybrał ofiarę na chybił trafił? – Paula przedstawiła tę teorię bez większego przekonania.

– Nie można wykluczyć, ale ja w to nie wierzę. Przemawia przeciwko temu fakt, że zadzwonił do Rosandera i uprzedził, że się spóźni. W dodatku był nieswój. Nie, tamtego ranka coś się musiało stać.

– Innymi słowy, powinniśmy się skupić na ludziach, których znał.

– Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – zauważył Patrik. – Fjällbacka liczy około tysiąca mieszkańców i wszyscy się znają, lepiej czy gorzej.

– Dzięki, już się zorientowałam. – Paula się roześmiała. Mieszkała w Tanumshede od niedawna i usiłowała się przyzwyczaić do nowej szokującej sytuacji, do utraty dotychczasowej wielkomiejskiej anonimowości.

– W zasadzie masz rację. Proponuję, żebyśmy zaczęli od najbliższej rodziny. Stopniowo będziemy wychodzić na zewnątrz. Powinniśmy jak najprędzej porozmawiać z Cią i z dziećmi, pod warunkiem że się zgodzi. Potem z najbliższymi przyjaciółmi, Erikiem Lindem, Kennethem Bengtssonem. Absolutnie nie możemy wyłączyć Christiana Thydella. Te listy z pogróżkami…

Patrik otworzył górną szufladę biurka i wyjął plastikową koszulkę z listem i kartą. Opowiedział, jak trafiły do Eriki. Paula słuchała z niedowierzaniem. Następnie w milczeniu zapoznała się z treścią.

– To poważna sprawa – powiedziała. – Powinniśmy to dać do zbadania.

– Wiem – odparł. – Ale nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Choć mam przeczucie, że te sprawy w jakiś sposób się ze sobą łączą.

– Tak. – Paula wstała. – Ja też nie wierzę w zbiegi okoliczności. – Przystanęła. – Chcesz jeszcze dziś porozmawiać z Thydellem?

– Nie. Uważam, że dziś trzeba zdobyć jak najwięcej informacji o całej trójce, mam na myśli Christiana, Erika i Kennetha. Jutro rano przejrzymy to razem, może coś znajdziemy. Uważam też, że powinniśmy jeszcze raz przejrzeć notatki z rozmów z nimi wkrótce po zaginięciu Magnusa, żeby wychwycić ewentualne różnice.

– Pogadam z Anniką, pomoże nam przy dokumentacji.

– Dobrze. A ja zadzwonię do Cii i dowiem się, kiedy moglibyśmy porozmawiać.

Paula wyszła, a Patrik dłuższą chwilę wpatrywał się w telefon.

Przestańcie wreszcie wydzwaniać! – Sanna rzuciła słuchawką. Telefon dzwonił bezustannie. Reporterzy chcieli rozmawiać z Christianem. Nie mówili, o czym, ale nietrudno było zgadnąć. Rzucili się do ataku, bo ciało Magnusa znaleziono wkrótce po ujawnieniu, że Christian dostaje listy. Absurd. Przecież jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Mówią wprawdzie, że Magnus został zamordowany, ale nie uwierzy, dopóki się tego nie dowie ze źródła pewniejszego niż miejscowe plotkary. Zresztą gdyby nawet, choć to niewiarygodne, dlaczego miałoby to mieć związek z listami Christiana? Przecież, jak sam jej mówił, gdy ją uspokajał, zupełnie przypadkiem uwziął się na niego ktoś chory umysłowo, ale z pewnością niegroźny.