Выбрать главу

– Podobno to, co wypisują o nim w gazetach, też robi swoje. Nie należy nie doceniać ludzkiej ciekawości.

– To prawda, ale mam w nosie, z jakiego powodu czytają jego książkę. Ważne, że czytają – stwierdziła Erika, dodając drugą łyżeczkę miodu. Próbowała się odzwyczaić od picia herbaty słodkiej jak ulepek, ale w końcu zawsze dawała za wygraną.

– A jak się czujesz z tym? – Anna pokazała palcem na brzuch Eriki. Nie umiała ukryć obaw. Nie było jej przy siostrze w pierwszym, trudnym dla niej okresie po narodzinach Mai, bo zmagała się z własnymi problemami. Ale teraz bardzo przeżywała jej ciążę i martwiła się, żeby znów nie wpadła w depresję.

– Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie boję – odpowiedziała Erika powoli. – Ale tym razem czuję się lepiej przygotowana psychicznie. Wiem, co mnie czeka, że pierwsze miesiące są trudne. Ale nie umiem sobie wyobrazić tego, że urodzi się dwoje naraz. Możliwe, że będzie jeszcze gorzej, niż sobie wyobrażam.

Pamiętała, jak się czuła po urodzeniu Mai. Właściwie nie pamiętała nic konkretnego. Ten czas, gdy wracała do niego myślami, jawił się jej jak czarna dziura. Zachowała natomiast w pamięci to, co wtedy czuła, i na samą myśl o tym, że znów miałaby wpaść w bezgraniczną rozpacz i czuć się tak bezsilna, ogarniał ją paniczny strach.

Anna zgadła, o czym myśli siostra. Wyciągnęła rękę i położyła na jej dłoni.

– Zobaczysz, nie będzie tak, jak za pierwszym razem. Oczywiście, będziesz miała więcej roboty niż przy Mai, nie da się ukryć. Ale będę cię pilnowała, Patrik też, i gdybyś znów miała wpaść w dołek, przytrzymamy cię. Słowo. Spójrz na mnie. – Zmusiła siostrę, żeby podniosła głowę i spojrzała jej w oczy, a potem spokojnie i zdecydowanie powtórzyła: – Nie pozwolimy ci wpaść w dołek, nie dopuścimy do tego.

Erika zamrugała oczami, by powstrzymać łzy, i ścisnęła siostrę za rękę. W ostatnich latach dużo się zmieniło w ich relacjach. Już nie była dla Anny zastępczą matką. Nawet nie starszą siostrą. Były po prostu siostrami. I przyjaciółkami.

– Mam w zamrażarce kubełek lodów czekoladowych Ben & Jerry’s. Wyjąć?

– Dopiero teraz to mówisz? – Anna wyglądała na urażoną. – Dawaj te lody, zanim sobie pójdę.

Erik Lind westchnął, kiedy zobaczył samochód Louise z poślizgiem podjeżdżający pod biuro. Nigdy nie przyjeżdżała. Nie zapowiadało to nic dobrego. Zwłaszcza że dopiero co szukała go telefonicznie. Kenneth powiedział mu o tym, kiedy wrócił ze sklepu. Choć raz mógł powiedzieć prawdę.

Ciekawe, co się stało, że tak nagle musiała się z nim skontaktować. Czyżby się dowiedziała o jego romansie z Cecilią? Nie, nie jechałaby samochodem w taką pogodę tylko dlatego, że sypiał z inną kobietą. Aż go zmroziło. A może się dowiedziała, że Cecilia jest w ciąży? Może Cecilia złamała umowę, którą sama zaproponowała? Czyżby żądza zemsty przeważyła nad potrzebą otrzymywania comiesięcznej kwoty na utrzymanie siebie i dziecka?

Patrzył na Louise wysiadającą z samochodu. Pomyślał, że Cecilia mogła go wydać, i aż zdrętwiał. Nie wolno nie doceniać kobiet. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że wolała zrezygnować z pieniędzy dla samej satysfakcji, że zniszczyła mu życie.

Louise weszła do biura. Była wzburzona. Podeszła bliżej, poczuł odór alkoholu.

– Zwariowałaś? Prowadziłaś po pijanemu? – warknął. Kątem oka zobaczył, że Kenneth udaje zainteresowanego czymś, co ma na ekranie komputera. Choćby nie chciał, i tak wszystko usłyszy.

– Gówno cię to obchodzi – wybełkotała Louise. – Lepiej jeżdżę po pijanemu niż ty na trzeźwo. – Zachwiała się. Erik spojrzał na zegarek. Trzecia po południu, a ona już się upiła.

– Czego chcesz? – Chciał już to mieć za sobą. Szybko, skoro już się zdecydowała wszystko rozwalić. Uważał się za człowieka czynu, takiego, który nie cofa się przed niczym, nawet jeśli to nieprzyjemne.

Ale Louise nie krzyczała, nie zrobiła awantury o Cecilię i dziecko, nie posłała go do wszystkich diabłów i nie zapowiedziała, że zedrze z niego skórę. Sięgnęła tylko do kieszeni palta i wyciągnęła coś białego. Pięć białych kopert. Erik natychmiast rozpoznał, co to jest.

– Wchodziłaś do mojego gabinetu? Grzebałaś w moim biurku?

– A coś ty myślał? Przecież ty mi nic nie mówisz. Nawet że dostajesz listy z pogróżkami. Myślisz, że jestem głupia? Że nie wiem, że takie same dostawał Christian? Pisali o tym w gazetach. Teraz w dodatku Magnus nie żyje. – Gotowała się ze złości. – Dlaczego mi tego nie pokazałeś? Ktoś chory na umyśle przysyła nam do domu pogróżki, a ty uważasz, że nie mam prawa o tym wiedzieć? Chociaż całymi dniami jestem sama w domu, bez żadnej ochrony?

Erik zerknął na Kennetha, zły, że jest świadkiem, jak Louise go kompromituje. Zobaczył wyraz jego twarzy i zastygł. Kenneth już nie patrzył na ekran, tylko na pięć białych kopert rzuconych na biurko. Był blady. Spojrzał na Erika, potem odwrócił wzrok. Ale Erik już się domyślił.

– Ty też dostałeś?

Louise drgnęła i spojrzała na Kennetha. Udawał, że nie słyszy. Z przejęciem studiował jakąś skomplikowaną tabelę. Ale Erik nie zamierzał mu pozwolić się wyłgać.

– Kenneth, zadałem ci pytanie! – Zabrzmiało to jak rozkaz, jak zawsze. Kenneth zareagował tak samo jak wtedy, gdy byli mali: podporządkował się Erikowi i jego żądzy kontrolowania sytuacji. Powoli obrócił się na krześle w ich stronę. Splótł ręce i odparł cicho:

– Dostałem cztery. Trzy przyszły pocztą, jeden znalazłem w domu, na stole w kuchni.

Louise aż zbladła ze złości.

– Co się dzieje? Christian, ty i Kenneth? Co wyście zrobili? I Magnus. On też dostawał takie listy? – Spojrzała oskarżycielskim wzrokiem na męża, potem na Kennetha i znów na Erika.

Zapadła cisza. Kenneth spoglądał pytającym wzrokiem na Erika. Erik powoli potrząsnął głową.

– Nic mi o tym nie wiadomo. Magnus nic nie mówił, ale to nic nie znaczy. A ty coś wiesz? – spytał Kennetha, a on potrząsnął głową.

– Nie. Gdyby Magnus miał komuś powiedzieć, to raczej Christianowi.

– Kiedy dostałeś pierwszy list? – Erik zaczął się zastanawiać. Próbował znaleźć jakieś rozwiązanie i odzyskać kontrolę nad sytuacją.

– Nie pamiętam dokładnie. W każdym razie przed Bożym Narodzeniem, czyli w grudniu.

Erik sięgnął po listy. Louise skurczyła się, złość z niej uszła. Stojąc przed mężem, patrzyła, jak układa listy chronologicznie. Najwcześniejszy znalazł się na spodzie. Podniósł go i zmrużył oczy, usiłując odczytać datę na stemplu.

– Piętnasty grudnia.

– To by się zgadzało z moim pierwszym – powiedział Kenneth, wpatrując się w podłogę.

– Zachowałeś je? Możesz sprawdzić stemple na tych, które przyszły pocztą? – rzeczowo spytał Erik.

Kenneth skinął głową i nabrał tchu.

– Przy czwartym liście leżał nóż.

– Nie położyłeś go sam? – Louise już nie bełkotała. Wytrzeźwiała ze strachu, który uwolnił jej umysł z oparów alkoholu.

– Nie. Pamiętam, że zanim poszedłem spać, wszystko pochowałem, na stole nic nie zostało.

– Drzwi nie były zamknięte na klucz? – Erik mówił chłodnym, rzeczowym tonem.

– Chyba nie. Zdarza mi się zapomnieć zamknąć.

– Do mnie wszystkie przyszły pocztą – stwierdził Erik, przeglądając koperty. Nagle przypomniało mu się coś z artykułu o Christianie. – Christian zaczął je dostawać jako pierwszy, półtora roku temu. Do ciebie i do mnie przychodzą dopiero od trzech miesięcy. Może chodzi tylko o niego i to on jest prawdziwym adresatem, a myśmy zostali zamieszani w tę historię, bo go znamy. – Erik mówił z rosnącym wzburzeniem. – Niech go szlag trafi, jeśli coś o tym wie i nic nie mówi. Jak można mnie i moją rodzinę wystawiać jakiemuś szaleńcowi i nawet nas o tym nie uprzedzić.