– To twoja ostatnia szansa. Błagam cię, jeśli coś wiesz, jeśli coś podejrzewasz, powiedz, kto nam robi to wszystko. Zrób to dla nas. Jeśli teraz nic nie powiesz, a potem się dowiem, że wiedziałeś, to z nami koniec. Rozumiesz? Koniec!
Christian zatrzymał się w pół ruchu. Sannie już się wydawało, że coś powie, ale odepchnął jej rękę i włożył walizkę do bagażnika.
– Nic nie wiem. Przestań nudzić!
Z trzaskiem zamknął bagażnik.
Annika zatrzymała Patrika, gdy wchodzili z Paulą do komisariatu.
– Mellberg się obudził, kiedy was nie było. Zdenerwował się, że nie został poinformowany.
– Przecież pukałem do niego dłuższą chwilę, ale nie otwierał.
– Mówiłam mu, ale twierdzi, że nie słyszał, bo był tak pochłonięty pracą.
– Oczywiście – odparł Patrik i kolejny raz pomyślał, że ma serdecznie dość niekompetencji szefa. Właściwie się cieszył, że z nimi nie pojechał. Zerknął na zegarek. – Okej, idę się zameldować szanownemu dowódcy. Za kwadrans krótka odprawa. Bądź tak miła i zawiadom Göstę i Martina. Powinni zaraz być.
Poszedł prosto do Mellberga i zapukał. Głośno.
– Proszę. – Mellberg udawał, że jest zajęty czytaniem dokumentów. – Słyszałem, że zrobiło się gorąco. Z punktu widzenia odbioru społecznego to bardzo niedobrze, gdy takie interwencje odbywają się bez szefa placówki.
Patrik otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale Mellberg powstrzymał go gestem. Jeszcze nie skończył.
– Społeczeństwo dostaje fałszywy sygnał, że nie traktujemy sprawy dostatecznie poważnie.
– Ale…
– Żadnych ale. Przyjmuję twoje przeprosiny, ale więcej tego nie rób.
Patrik czuł, jak puls wali mu w skroniach. Co za skurczybyk! Zacisnął pięści, ale natychmiast rozprostował palce i odetchnął głębiej. Nie będzie zwracać uwagi na Mellberga, skupi się na śledztwie. To jest najważniejsze.
– A teraz mów, co się stało. Co ustaliliście? – spytał Mellberg z żywym zainteresowaniem.
– Chciałbym, żebyśmy się zebrali na naradę w pokoju socjalnym. Oczywiście, jeśli się zgadzasz – dodał Patrik posępnie.
Mellberg chwilę się zastanawiał.
– Może to i dobry pomysł. Nie ma sensu powtarzać wszystkiego dwa razy. No jak, Hedström, bierzemy się do roboty? Wiesz co, podczas takiego śledztwa istotny jest czas.
Patrik odwrócił się i wyszedł z gabinetu szefa. Mellberg niewątpliwie miał rację. Czas rzeczywiście jest istotny.
17
Chodziło o to, żeby wyjść cało z opresji. Ale to z każdym rokiem stawało się trudniejsze. Przeprowadzka wszystkim wyszła na dobre. Wszystkim oprócz niego. Ojciec polubił nową pracę, a mama dobrze się tu czuła, z zapałem przemeblowywała dom Staruchy, zacierając po niej wszelkie ślady. Alice sprawiała wrażenie, że dobrze jej robi spokój panujący we Fjällbace przez przynajmniej dziewięć miesięcy w roku.
Mama uczyła ją sama. Z początku ojciec się sprzeciwiał. Mówił, że Alice powinna wychodzić z domu, spotykać się z rówieśnikami, mieć kontakt z ludźmi. Mama spojrzała na niego zimno i powiedziała:
– Alice potrzebuje tylko mnie.
To zdecydowało.
On tymczasem jadł i tył. Zupełnie jakby jego pęd do jedzenia żył własnym życiem. Odczuwał przymus zjadania wszystkiego, co mu się nawinęło pod rękę, ale uwagi mamy i tak nie przyciągnął. Czasem tylko patrzyła na niego z obrzydzeniem. Przeważnie jednak po prostu go ignorowała. Czas, gdy myślał o niej jako o swojej pięknej mamie i tęsknił za jej miłością, dawno minął. Dał za wygraną, pogodził się z tym, że na nią nie zasługuje.
Kochała go tylko Alice, taki sam potworek jak on. Poruszała się nerwowo, mówiła bełkotliwie i nie radziła sobie z najprostszymi rzeczami. Mając osiem lat, nie umiała nawet zawiązać butów. Ciągle chodziła za nim krok w krok. Rano, gdy szedł do szkolnego autobusu, odprowadzała go tęsknym wzrokiem, siedząc w oknie, z dłońmi na szybie. Nie rozumiał tego, ale nie przeszkadzało mu to.
Szkoła była dla niego jedną wielką męczarnią. Wsiadając rano do autobusu, czuł się tak, jakby jechał do więzienia. O lekcjach myślał z przyjemnością, ale przerwy napawały go przerażeniem. Gimnazjum było okropne, liceum jeszcze gorsze. Koledzy ciągle go zaczepiali, drażnili się z nim, przezywali, popychali i niszczyli mu szafkę. Dobrze wiedział, że z powodu otyłości jest naturalną ofiarą, bo się wyróżnia z tłumu, a to jest najcięższym grzechem. Wiedział o tym, ale nie poprawiało mu to samopoczucia.
– Trafiasz do własnego kutasa, jak chcesz sikać, czy ci brzuch zasłania?
Erik. Siedział nonszalancko na jednym ze stołów ustawionych na dziedzińcu, jak zwykle w otoczeniu grupki kibiców. On był najgorszy. Najpopularniejszy chłopak w całej szkole, przystojny i pewny siebie, pyskaty nawet przy nauczycielach, zawsze z zapasem papierosów, które sam palił i rozdawał swoim przydupasom. Nie potrafiłby powiedzieć, kim bardziej gardził: złośliwym i perfidnym Erikiem, stale wymyślającym nowe upokorzenia, czy śmiejącymi się idiotami, którzy go otaczali, grzejąc się w blasku jego popularności.
A jednocześnie dałby wszystko, żeby być jednym z nich. Siedzieć obok Erika, brać od niego papierosy, zaczepiać przechodzące dziewczyny, które odpowiadały rumieńcami i pełnym zachwytu chichotem.
– Ty! Mówię do ciebie. Odpowiadaj, jak pytam! – Erik wstał ze stołu, dwóch przybocznych patrzyło w napięciu.
Magnus, ten, co lubił sport, spojrzał mu w oczy. Chwilami miał wrażenie, jakby w nich widział odrobinę współczucia, ale nie aż tyle, żeby zaryzykował niechęć Erika. Kenneth był tchórzem i nigdy nie patrzył mu w oczy. Obserwował Erika, jakby czekał na rozkaz. Akurat tego dnia Erik najwyraźniej nie miał ochoty się z nim drażnić, bo usiadł i roześmiał się.
– Zjeżdżaj, tłuściochu! Ale biegiem, to dziś unikniesz lania.
O niczym tak nie marzył, jak o tym, żeby mu kazać spadać. Spuścić mu manto, żeby wszyscy wokół byli świadkami upadku swego idola. Erik uniósłby z wysiłkiem pokrwawioną twarz i spojrzałby na niego z szacunkiem, a on od tej pory byłby członkiem paczki.
Ale tylko odwrócił się na pięcie i pobiegł przed siebie. Telepał się przez dziedziniec najszybciej, jak mógł. Paliło go w płucach, czuł, jak się przelewają fałdy tłuszczu, za plecami słyszał salwy śmiechu.
Erika niemal bez tchu przejechała przez rondo przy Korsvägen. Ruch uliczny w Göteborgu zawsze wprawiał ją w stan napięcia, a to rondo było absolutnym koszmarem. Mimo wszystko wyszła z tego cało i teraz powoli jechała Eklandsgatan, rozglądając się za przecznicą, w którą powinna skręcić.
Rosenhillsgatan. Kamienica czynszowa na samym końcu ulicy, z widokiem na Korsvägen i Liseberg[15]. Jeszcze raz sprawdziła numer domu i zaparkowała przed bramą. Spojrzała na zegarek. Postanowiła, że zadzwoni, może kogoś zastanie. Jeśli nie, umówiła się z Göranem, że odwiedzi jego matkę. Posiedzi u niej parę godzin, a potem spróbuje jeszcze raz. Oznaczałoby to jednak, że do domu wróci późnym wieczorem, więc trzymała kciuki z nadzieją, że obecny lokator będzie w domu. Nazwisko zapamiętała z rozmów telefonicznych, które odbyła, jadąc do Göteborga. Janos Kovács. Od razu znalazła je na liście przy domofonie.
15