Nagle schody zaskrzypiały. Jeśli ona tam jest, już wie, że on idzie na górę. Czy czeka na niego? Ogarnął go dziwny spokój. Sanna i dzieci wyjechali, więc już nie może im zrobić nic złego. Został tylko on. Wszystko się rozstrzygnie między nimi. Tak miało być od początku.
Usłyszał kwilenie dziecka. Dziecka? Teraz brzmiało to jak odgłosy starego domu. Powoli pokonał ostatnie stopnie. W przedpokoju było pusto. Słyszał tylko własny oddech.
Drzwi do pokoju dzieci były otwarte. Panował tam jeden wielki bałagan. Technicy dołożyli swoje: wszędzie było pełno czarnych plam proszku do zdejmowania odcisków palców. Christian usiadł na podłodze, twarzą do ściany, na której widniały czerwone litery. Wyglądały, jakby je namalowano krwią.
Nie zasługujesz na nich.
Wiedział, że ona ma rację, nie zasłużył na nich. Wpatrywał się w napis, jakby chciał go sobie wypalić w świadomości. Musi wszystko naprawić. Tylko on może to zrobić. W milczeniu przeczytał napis jeszcze raz. Jej chodzi o niego. Domyślił się, gdzie chce się z nim spotkać. Da jej, czego żąda.
– No i znów się spotykamy. – Patrik sięgnął po rolkę papierowych ręczników i przetarł czoło. Ale się spocił, niech to diabli. Coś kiepsko z kondycją. – Sytuacja jest następująca: Kenneth Bengtsson leży w szpitalu, Gösta i Martin zaraz opowiedzą nam więcej. – Kiwnął głową w ich stronę. – Następna rzecz: ubiegłej nocy ktoś wdarł się do domu Christiana Thydella. Nikomu się wprawdzie nic nie stało, ale na ścianie w pokoju dzieci ktoś wypisał czerwoną farbą komunikat. Cała rodzina jest w szoku, co zrozumiałe. Musimy założyć, że mamy do czynienia z kimś, kto nie ma hamulców, a tym samym jest niebezpieczny.
– Żałuję, że nie wziąłem udziału w porannej interwencji. – Mellberg chrząknął. – Niestety nie zostałem o niej poinformowany.
Patrik postanowił to pominąć i wpatrując się w Annikę, mówił dalej:
– Czy udało ci się ustalić coś nowego na temat przeszłości Christiana?
Annika się zawahała.
– Może i tak, ale chciałabym to jeszcze zweryfikować.
– Dobrze. – Patrik zwrócił się do Gösty i Martina. – Czego się dowiedzieliście od Kennetha Bengtssona? Jak on się czuje?
Martin spojrzał pytająco na Göstę, a Gösta dał mu znak, żeby mówił.
– Nie ma zagrożenia życia, ale lekarz mówi, że ma szczęście, że żyje. Ma pocięte ręce i nogi, a gdyby trafiło na którąś z tętnic, prawdopodobnie wykrwawiłby się na śmierć na tej ścieżce.
– Pytanie, jaki był zamiar sprawcy. Zranić czy zabić?
Nikt się nie wyrywał do odpowiedzi, więc Martin mówił dalej:
– Według niego wszyscy wiedzą, że biega co rano o tej samej porze i tą samą trasą. Oznacza to, że podejrzany może być każdy z mieszkańców Fjällbacki.
– Nie możemy przyjąć za pewnik, że sprawca jest stąd. Równie dobrze może to być ktoś przyjezdny – wtrącił Gösta.
– To skąd by znał jego zwyczaje? Czy to nie świadczy o tym, że to ktoś stąd? – przekonywał Martin.
Patrik zastanawiał się chwilę.
– Nie można wykluczyć, że to ktoś z zewnątrz. Wystarczyłoby poobserwować Bengtssona kilka dni, żeby stwierdzić, że chodzi utartymi ścieżkami, że tak powiem. A co mówił on sam? Podejrzewa kogoś? Jak sobie to tłumaczy?
Gösta i Martin spojrzeli po sobie, pierwszy odezwał się Gösta:
– Mówi, że nie ma pojęcia, ale obaj z Martinem odnieśliśmy wrażenie, że kłamie. Coś wie, ale z jakiegoś powodu nie chce mówić. Wypsnęła mu się jakaś „ona”.
– Tak? – Patrik zmarszczył czoło. – Odnoszę takie samo wrażenie, gdy rozmawiam z Christianem. O co chodzi? Przecież powinno im zależeć na wyjaśnieniu tej sprawy. W przypadku Christiana zagrożona wydaje się nawet jego rodzina. Z kolei Bengtsson jest przekonany, że jego żona została zamordowana, choć jak dotąd nie możemy tego potwierdzić. Dlaczego nie chcą współpracować?
– Christian też nic nie powiedział? – Gösta starannie rozdzielił markizę i zlizał krem. Herbatniki ukradkiem wsunął pod stół, gdzie na jego stopach leżał Ernst.
– Nic z niego nie wycisnąłem – przyznał Patrik. – Był w szoku, co oczywiste. A jednocześnie uparcie trzyma się tego, że nie wie, kto ani dlaczego to zrobił. A ja czuję, że jest inaczej, ale nie mam nic na poparcie tego przypuszczenia. Podobnie jak wy w przypadku Bengtssona. Uparł się, że zostanie w domu. Chwała Bogu, że żonę i dzieci wysłał do jej siostry, do Hamburgsund. Tam powinni być bezpieczni.
– Czy technicy znaleźli u nich coś ciekawego? Powiedziałeś im o szmatce z farbą i o butelce? – spytał Gösta.
– Oględziny trwały dość długo. Zabrali rzeczy, które znalazłeś w piwnicy. Torbjörn kazał ci przekazać, że gratuluje ci spostrzegawczości. Na konkrety jak zwykle musimy poczekać. Będę dzwonił do Pedersena. Rano go nie złapałem. Dobrze by było, żeby coś zrobili, żebyśmy szybciej dostali wyniki sekcji zwłok. Sytuacja tak się zaogniła, że nie mamy czasu do stracenia.
– Jeśli chcesz, żebym do niego zadzwonił i poparł tę prośbę swoim autorytetem, to powiedz – odezwał się Mellberg.
– Dziękuję, poradzę sobie. Będzie trudno, ale zrobię, co trzeba.
– Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Na moje poparcie – uzupełnił Mellberg.
– Paulo, co powiedziała żona Christiana? – Patrik zwrócił się do koleżanki. Wprawdzie przyjechali z Fjällbacki razem, ale nie zdążył jej wypytać o Sannę, bo ciągle odbierał telefony.
– Ona chyba nic nie wie – powiedziała Paula. – Jest zrozpaczona, rozbita i przestraszona. Nie sądzi, żeby Christian coś wiedział, chociaż zawahała się, gdy to mówiła. Więc zgaduję, że nie jest pewna. Myślę, że trzeba z nią porozmawiać jeszcze raz, jak się trochę uspokoi. Zresztą nagrałam rozmowę, możesz posłuchać. Nagranie położyłam ci na biurku. Może usłyszysz coś, co mnie umknęło.
– Dziękuję – powiedział Patrik, tym razem szczerze. Na Pauli zawsze można polegać. Dobrze, że bierze udział w śledztwie.
Spojrzał po zebranych.
– To tyle. Anniko, sprawdzaj dalej Christiana, za parę godzin skonfrontujemy ustalenia. Teraz pojedziemy z Paulą do Cii. To ważne, bo teraz wiemy więcej. Jestem przekonany, że śmierć Magnusa ma z tym jakiś związek.
Erika weszła do kawiarni, żeby w spokoju przejrzeć listy. Nie miała wyrzutów sumienia, że będzie czytać cudzą korespondencję. Gdyby Christianowi na nich zależało, podałby Kovácsowi swój nowy adres albo zleciłby na poczcie przekierowywanie przesyłek.
Ręce lekko jej drżały, gdy otwierała pierwszy list. Włożyła cienkie, skórkowe rękawiczki, które woziła ze sobą w samochodzie. W pierwszej chwili nie mogła otworzyć koperty, a sięgając po nóż, o mało nie wylała caffè latte na pozostałe listy. Szybko odstawiła szklankę na bezpieczną odległość.
Nie rozpoznała pisma widniejącego na kopertach. Wyglądało inaczej niż na listach z pogróżkami i wydawało jej się, że jest to raczej pismo mężczyzny niż kobiety. Wyjęła z koperty kartkę i zdziwiła się. Spodziewała się listu, a zobaczyła dziecięcy rysunek. Wyjęła go do góry nogami, musiała odwrócić. Dwa ludziki nakreślone kilkoma prostymi kreskami. Jeden duży, drugi mały. Duży trzymał za rękę małego, oba wyglądały na zadowolone. Dookoła rosły kwiatki, a w prawym rogu świeciło słońce. Stały na zielonym pasku, zapewne na trawie. Nad dużym ludzikiem koślawymi literami napisano „Christian”, a nad małym „Ja”.
Erika sięgnęła po latte i wypiła łyk. Od spienionego mleka zrobiły jej się wąsy. Starła je w zamyśleniu rękawem. Kto to jest „Ja”? Kim jest ta mała postać obok Christiana?