— Jak śmiesz podejmować decyzje w moim imieniu — upomniała go wyniośle Beatrycze. Zaczynam podejrzewać, że nie jesteś ani w połowie tak wszystkowiedzący, jak udajesz. Tak się składa, że właśnie czegoś potrzebuję, i to bardzo. Potrzebuję kilku rzeczy.
— Słucham panią — rzekł lokaj.
— Chcę, żebyś wpuścił psa do domu — powiedziała Beatrycze. — Chcę go pogłaskać, zanim odejdzie. Chcę się przekonać, czy infundybuła chronosynklastyczna równie skutecznie zabija miłość w psie, jak w człowieku.
Lokaj skłonił się i wyszedł.
— Niezła komedia, i to na oczach służby — zauważył Rumfoord.
— Ogólnie rzecz biorąc — odparła Beatrycze — mój wkład w dobre imię rodziny jest nieco większy niż twój.
Rumfoord zwiesił głowę.
— Czy cię w czymś zawiodłem? Czy to właśnie chcesz mi powiedzieć?
— W czymś? — powtórzyła Beatrycze. — We wszystkim!
— A co, twoim zdaniem, powinienem był zrobić? — zapytał Rumfoord.
— Mogłeś mnie uprzedzić, że będzie krach na giełdzie! — powiedziała Beatrycze. — Mogłeś mi oszczędzić wszystkiego, co dziś przeżywam.
Rumfoord zamachał rękami w powietrzu, bezskutecznie przymierzając się do różnych argumentów.
— No? — ponagliła go Beatrycze.
— Szkoda, że nie możemy przenieść się razem w infundybułę chronosynklastyczna — powiedział w końcu Rumfoord. — Mogłabyś wreszcie zrozumieć, o czym mówię. Zapewniam cię, że fakt, iż nie ostrzegłem cię przed krachem giełdowym, należy do porządku naturalnego w — tym samym stopniu, co kometa Halleya. Wściekanie się na jedno czy na drugie ma — dokładnie tyle samo sensu.
— Czyli, że nie masz za grosz charakteru i ani krzty poczucia odpowiedzialności wobec mojej osoby — podsumowała Beatrycze. — Przepraszam za dosadność sformułowania, ale taka jest prawda.
Rumfoord skłonił głowę i szybkim ruchem odrzucił ją do tyłu.
— Prawda, lecz, mój Boże, jakaż jednostkowa! — westchnął.
Wycofał się z powrotem za parawan tygodnika. Tygodnik w sposób naturalny otworzył się na rozkładówce, gdzie widniała kolorowa reklama papierosów marki Księżycowa Poświata. Koncern tytoniowy Księżycowa Poświata został niedawno wykupiony przez Malachiego Constanta.
„Rozkosze głębi!” — głosił slogan reklamowy. Towarzyszące mu zdjęcie przedstawiało trzy syreny z Tytana — białą, złocistą i brązową.
Palce dłoni Złocistej, spoczywające na jej lewej piersi, były przypadkiem rozstawione, co pozwoliło artyście od reklamy wmalować między nie papierosa marki Księżycowa Poświata. Dym z papierosa snuł się tuż pod nosami Brązowej i Białej, wskutek czego ich bezgraniczna, kosmiczna pożądliwość, wydawała się koncentrować wyłącznie na przepojonym mentolem aromacie dymu.
Rumfoord wiedział, że Constant podejmie próbę zbezczeszczenia zdjęcia poprzez użycie go do celów reklamowych. Ojciec Constanta zachował się niegdyś podobnie, stwierdziwszy, że za żadne skarby nie może kupić oryginału „Mony Lizy” Leonarda da Vinci. Stary Constant ukarał Monę Lizę, używając jej w kampanii reklamowej czopków przeczyszczających. Była to wolnorynkowa forma obcowania z krnąbrnym pięknem.
Rumfoord samymi ustami wyartykułował buczący dźwięk, który tradycyjnie oznaczał, że zbiera mu się na współczucie. Obiektem współczucia był Malachi Constant, który przeżywał właśnie chwile stokroć gorsze niż Beatrycze.
— Czy to już koniec mowy obrończej? — Spytała Beatrycze, zachodząc Rumfoorda od tyłu. Splotła ramiona, a Rumfoord odczytał w jej myślach, że para ostrych, sterczących łokci przypomina szpady do walki z bykiem.
— Co mówiłaś? — zapytał.
— Czy to milczenie, to chowanie się za gazetę, oznacza, że wygłosiłeś całą swoją ripostę? — spytała Beatrycze.
— Riposta, celne słówko — odparł Rumfoord. — Ja coś mówię, ty ripostujesz, potem ja ripostuję twoją ripostę, w końcu przychodzi ktoś trzeci i ripostuje nam obojgu. — Rumfoord zadrżał. — Cóż to za koszmar, nieskończony szereg ludzi, którzy wzajemnie sobie ripostują.
— Czy nie mógłbyś — przerwała mu Beatrycze — udzielić mi w tej chwili kilku typów giełdowych, dzięki którym odzyskałabym wszystko, co straciłam, może być z nawiązką? Jeśli choć trochę się o mnie troszczysz — czy nie mógłbyś powiedzieć mi dokładnie, w jaki sposób Malachi Constant z Hollywood zamierza zwabić mnie na Marsa, żebym go mogła przechytrzyć?
— Posłuchaj mnie — rzekł Rumfoord. — Dla człowieka, który istnieje jako punkt, życie jest jak kolejka górska. — Odwrócił się i uniósł drżące dłonie ku jej twarzy. — Wydarzy ci się mnóstwo różnych rzeczy! Pewnie — ciągnął — że widzę kolejkę, którą podróżujesz, i mógłbym ci oczywiście dać świstek papieru z opisem każdego dołka i zakrętu, ostrzec cię przed każdym straszydłem, które wyskoczy z tunelu. Tylko, że to by ci nic nie pomogło.
— Nie rozumiem, dlaczego nie — powiedziała Beatrycze.
— Bo i tak nie możesz wysiąść z tej kolejki — odparł Rumfoord. — To nie ja ją wymyśliłem, nie ja jestem jej właścicielem i nie ja decyduję o tym, kto nią ma podróżować, a kto nie. Ja tylko wiem, jak ona wygląda.
— I Malachi Constant też jest w tej kolejce? — spytała Beatrycze.
— Tak — odparł Rumfoord.
— I nie uda mi się go ominąć? — spytała Beatrycze.
— Nie — odparł Rumfoord.
— W takim razie może byś mi powiedział, jak dojdzie do naszego spotkania — poprosiła Beatrycze. — Żebym przynajmniej mogła zrobić, co się da.
Rumfoord wzruszył ramionami.
— Zgoda, jeśli chcesz — odparł. — Jeśli to ma ci poprawić samopoczucie…
W tej właśnie chwili — ciągnął — prezydent Stanów Zjednoczonych dla ulżenia bezrobociu ogłasza otwarcie Nowej Ery Kosmicznej. Miliardy dolarów wydatkowane zostaną na budowę bezzałogowych statków kosmicznych, tylko po to, aby dać ludziom pracę. Największą atrakcją otwarcia Nowej Ery Kosmicznej będzie wystrzelenie „Wieloryba”, przewidziane na najbliższy wtorek. Na moją cześć nazwa „Wieloryb” zostanie zmieniona na „Rumfoord”. „Rumfoord”, z ekipą małpek-kapucynek na pokładzie, zostanie wystrzelony w kierunku Marsa. I ty, i Constant będziecie oboje uczestniczyć w ceremonii. Ty wejdziesz na pokład, aby dokonać ceremonialnego przeglądu, a wadliwie działający przełącznik wyśle cię w kosmos razem z małpkami.
W tym punkcie wypada przerwać narrację i zaznaczyć, że kit, który Rumfoord wciskał Beatrycze, był jednym z nielicznych kłamstw, jakich ów człowiek się dopuścił.
W opowieści Rumfoorda prawdą było jedynie to, że „Wieloryb” zmieni nazwę i zostanie wystrzelony we wtorek, oraz to, że prezydent Stanów Zjednoczonych ogłaszał właśnie początek Nowej Ery Kosmicznej.
Niektóre z ówczesnych stwierdzeń prezydenta zasługują na zacytowanie — przy czym należy pamiętać, że prezydent ubarwił słowo „rozwój” wymawiając je: „rozbój”. Ubarwił też słowa „hamak” i „hurt”, które w jego wersji brzmiały: „amok” i „furt”.
— Niektórzy rozgłaszają teorię, że gospodarka amerykańska jest przestarzała i chora — oświadczył prezydent. — Szczerze mówiąc, nie rozumiem, jak można głosić takie brednie, skoro nigdy jeszcze w historii ludzkości nie mieliśmy tak wielkich szans rozboju na wszystkich frontach jak obecnie.
Na jednym froncie zwłaszcza możemy osiągnąć szczególny stopień rozboju, a mianowicie na froncie kosmicznym. Kosmos już raz nas odrzucił, ale dzielny naród amerykański nie uznaje odpowiedzi: „nie” tam, gdzie idzie o rozbój.