Salo nie znał treści wiadomości. Jej autora określił Rumfoordowi jako „coś w rodzaju uniwersytetu — tylko że nikt na nim nie studiuje. Nie ma żadnych budynków ani urządzeń. Są tam wszyscy — i nie ma nikogo. To jakby chmura, w którą każdy tchnął kłębuszek pary wodnej, a teraz ona już sama za wszystkich się głowi. Oczywiście żadnej chmury tam nie ma. To po prostu coś w tym stylu. Jeśli nie rozumiesz, o czym mówię, to nie ma sensu, Kajtek, żebym ci dalej wyjaśniał. Mogę ci tylko powiedzieć, że nikt się tam z nikim nie spotyka”.
Wiadomość zawarta była w zapieczętowanym ołowianym waflu o powierzchni dwóch cali kwadratowych i grubości trzech ósmych cala. Wafel tkwił w złotej siateczce, zawieszonej na taśmie z nierdzewnej stali przypiętej do sztyftu, który można by nazwać szyją Salo.
Salo otrzymał rozkaz nie otwierać siateczki ani wafla, póki nie dotrze na miejsce przeznaczenia. Miejscem przeznaczenia nie był Tytan. Miejscem przeznaczenia była galaktyka mająca swój początek w odległości osiemnastu milionów lat świetlnych za Tytanem. Autorzy scenariusza obchodów, w których uczestniczył Salo, nie mieli pojęcia, na co Salo natknie się w owej galaktyce. Zgodnie z otrzymaną instrukcją Salo miał odszukać w niej żywe stworzenia, opanować ich język, rozpieczętować wiadomość i przetłumaczyć stworzeniom jej treść.
Salo nie kwestionował racjonalności swojej misji, gdyż — jak wszyscy Tralfamadorczycy — był maszyną. Jako maszyna, musiał wykonać to, czego od niego oczekiwano.
Ze wszystkich rozkazów, które Salo otrzymał na odjezdnym z Tralfamadorii, najsilniej akcentowano właśnie ten, który zabraniał mu, pod jakimkolwiek pozorem, rozpieczętować wiadomość przed dotarciem do celu.
Podkreślano ów rozkaz tak dobitnie, że przeistoczył się on w samo sedno istnienia małego posłańca z Tralfamadorii.
W roku ziemskim 203117 p.n.e. trudności techniczne zmusiły Salo do zejścia w głąb Systemu Słonecznego. Przyczyną była kompletna dezintegracja niewielkiego elementu siłowni statku, elementu wielkości mniej więcej ziemskiego otwieracza do puszek. Salo nie miał smykałki do mechaniki, toteż bardzo słabo orientował się w konstrukcji i funkcji brakującego elementu. Ponieważ statek zasilany był PWZ — Powszechną Wolą Zaistnienia — nieudolny majsterkowicz nie miał czego szukać w jego siłowni.
Statek Salo nie był całkowicie unieruchomiony. Mógł się poruszać — ale kulawo i z prędkością zaledwie sześćdziesięciu ośmiu tysięcy mil na godzinę lub coś koło tego. Nawet w wersji uszkodzonej, był w pełni wystarczający na krótkie przeskoki w obrębie Systemu Słonecznego. Kopie tego właśnie uszkodzonego statku produkowały służby specjalne Marsjańskich Sił Zbrojnych. Dla potrzeb międzygalaktycznej misji Salo, uszkodzony statek był stanowczo zbyt powolny.
Tak więc Salo zatrzymał się na Tytanie i wysłał na Tralfamadorię wiadomość o tym, co go spotkało. Wysłał tę wiadomość z prędkością światła, co oznaczało, że dotrze ona na Tralfamadorię za sto pięćdziesiąt tysięcy lat ziemskich.
Dla zabicia czasu Salo oddawał się rozmaitym zajęciom. Najbardziej pochłaniały go: rzeźba, hodowla tytańskich stokrotek i obserwowanie zdarzeń na Ziemi. Obserwacje Ziemi umożliwiał mu obiektyw na desce rozdzielczej statku. Obiektyw był na tyle silny, że Salo — jeśli tylko miał na to ochotę — mógł śledzić życie ziemskich mrówek.
Przez ten właśnie obiektyw otrzymał pierwszą odpowiedź z Tralfamadorii. Odpowiedź wypisana była wielkimi głazami na pewnej ziemskiej równinie, która obecnie znajduje się na terytorium Anglii. Zachowane do dziś szczątki tej odpowiedzi znane są jako Stonehenge. Stonehenge, widziane z lotu ptaka, oznacza po tralfamadorsku: „Część zapasową wysyłamy błyskawicznie”.
Nie była to jedyna odpowiedź, jaką Salo otrzymał z Tralfamadorii.
Otrzymał ich jeszcze cztery, wszystkie wypisane na powierzchni Ziemi.
Wielki Mur Chiński, widziany z lotu ptaka, oznacza po tralfamadorsku: „Bądź cierpliwy. Pamiętamy o tobie”.
Złoty Dom cesarza rzymskiego Nerona oznaczał: „Robimy, co w naszej mocy”.
Moskiewski Kreml, tuż po obmurowaniu, głosił: „Ruszysz w drogę, zanim się obejrzysz”.
Pałac Ligi Narodów w Genewie, Szwajcaria, znaczy: „Pakuj manatki i w każdej chwili bądź gotów do startu”.
Prosta arytmetyka pozwala stwierdzić, że każda z tych wiadomości nadeszła z prędkością znacznie przekraczającą prędkość światła. Salo wysłał swoje SOS z prędkością światła i dotarło ono na Tralfamadorię po stu pięćdziesięciu tysiącach lat. Odpowiedź z Tralfamadorii przyszła zaś w mniej niż pięćdziesiąt tysięcy lat.
Kiedy ktoś tak prymitywny jak Ziemianin usiłuje wyjaśnić zasady funkcjonowania owego systemu błyskawicznego przekazu — staje się to zwyczajną farsą. Poprzestańmy więc — w tak prymitywnym towarzystwie — na informacji, że Tralfamadorczycy potrafili tak kierunkować pewne impulsy Powszechnej Woli Zaistnienia, że odbijały się one echem wzdłuż kopulastej struktury Wszechświata z prędkością około trzykrotnie większą niż prędkość światła. Potrafili też odpowiednio ogniskować i modulować te impulsy, aby za ich pomocą sterować zachowaniami stworzeń w dalekich zakątkach kosmosu oraz inspirować owe stworzenia do tego, by służyły tralfmadorskim celom.
Była to cudowna metoda na załatwianie spraw z dala od Tralfamadorii. Była to bez wątpienia metoda najszybsza.
Lecz nie była ona tania.
Stary Salo nie miał wyposażenia, które pozwoliłoby mu porozumiewać się i załatwiać sprawy tą metodą, choćby na najkrótsze nawet odległości. Metoda wymagała gigantycznego zestawu urządzeń i kolosalnych ilości Powszechnej Woli Zaistnienia, jak również wielotysięcznej obsługi technicznej.
Lecz nawet hojnie zasilanej, hojnie obsługiwanej i hojnie rozbudowanej aparaturze z Tralfamadorii zdarzały się błędy. Stary Salo był świadkiem licznych zakłóceń przekazu na Ziemi. Bywało, że cywilizacje zaczynały tam rozkwitać, że zaczynano wznosić gigantyczne konstrukcje, mające niewątpliwie stać się komunikatami w języku tralfmadorskim — i nagle cywilizacje te bez przyczyny obracały się w proch, przed ukończeniem budowy komunikatu.
Stary Salo oglądał to już setki razy.
Stary Salo udzielił swemu przyjacielowi Rumfoordowi mnóstwa ciekawych informacji na temat rozwoju cywilizacyjnego Tralfamadorii, nigdy jednak nie opowiedział mu o komunikatach i sposobach ich przekazywania.
Powiedział mu jedynie, że posłał do ojczyzny rozpaczliwy komunikat o swym położeniu i że lada dzień spodziewa się dostawy części zamiennej. Umysł starego Salo tak dalece różnił się od umysłu Rumfoorda, że Rumfoord nie potrafił czytać w myślach Salo.
Salo z wdzięcznością przyjmował istnienie bariery, jaka dzieliła myśli jego i Rumfoorda, gdyż śmiertelnie bał się reakcji Rumfoorda na ewentualne odkrycie faktu, iż naród Salo miał tak wiele wspólnego z zababraniem historii Ziemi. Mimo iż Rumfoord był infundybułowany chronosynklastycznie — a więc można było oczekiwać, że zaprezentuje szersze horyzonty myślowe — Salo odkrył, że w głębi serca pozostaje on nadal zdumiewająco zaściankowym Ziemianinem.
Stary Salo nie chciał, aby Rumfoord zorientował się, co Tralfamadorczycy wyprawiają z Ziemią, gdyż był pewien, że Rumfoord poczuje się dotknięty, że odwróci się od Salo i od wszystkich Tralfamadorczyków. Salo obawiał się, że nie zniósłby tego, ponieważ Salo kochał Winstona Nilesa Rumfoorda.
Jego miłość nie miała w sobie ani cienia natarczywości. Krótko mówiąc, nie był homoseksualistą. Nie mógł nim być, ponieważ w ogóle nie miał płci.
Był maszyną, jak wszyscy Tralfamadorczycy.
Był poskładany do kupy za pomocą sworzni, śrub, nakrętek, nitów i magnesów. Mandarynkową skórę Salo, tak wymownie reagującą na wszelkie zakłócenia emocjonalne, można było wkładać i zdejmować jak ziemski kombinezon. Skóra zapinała się na magnetyczny zamek typu ekler.